Drogi Braciszku,
Wybacz, że ostatnio do ciebie nie pisałam, ale mam dużo problemów na głowie, które zajmują większość mojego wolnego czasu. Zresztą znając ciebie, zapewne orientujesz się jak mniej więcej wygląda sytuacja na Północy. Za to zapewniam Cię, nie wiesz ile osób i istot pociąga tutaj za sznurki, kreując tę tragifarsę. I pomyśleć, że wyjechałam z Lookshy, by uciec od polityki...
Właściwie to dopiero co skończyłam świętować i teraz próbuję dojść do siebie, gdyż po raz pierwszy od dłuższego czasu zdarzyło się coś co warto było oblać. Nie mniej wolę zacząć od złych wieści. Po pierwsze gwarek, którego tak długo trzymałam zdechł z powodu stresu. Na przyszłość muszę pamiętać, że gdy chcę odreagować napięcie powinnam najpierw spojrzeć czy krzesło którym rzucam przypadkiem nie poleci w stronę mojego zwierzątka domowego. Ta szklana kula i stół prawdopodobnie też nie pomogły. W każdym razie gwarek zakończył żywot. Poprosiłam kogoś na mieście, by go wypchał. Wczoraj go odebrałam i teraz z powrotem siedzi na swojej żerdzi. Cóż, nigdy nie mówił dużo, więc podejrzewam, że nikt nie zauważy różnicy. Reszta drużyny jest równie zestresowana co ja, dlatego nie zawracałam im tym głowy. Zresztą moja kabina nigdy nie była szczególnie uczęszczana. Pewnie mało kto w ogóle pamięta, że trzymałam w niej coś żywego, co nie było artefaktem.
Poza tym kompletnie przemeblowałam kajutę, po tym jak część sprzetów uległa zepsuciu. Głównym powodem jest pewien paskudny sen, który miałam. Sen który skończył się tym, że obudziłam się parę kilometów od mojego łóżka. I kilka innych osób też. Nie pytaj. Podobno wyjaśnienia obejmuje jakąś mityczną podziemną istotę, którą ubiliśmy. Przy okazji budząć coś równie paskudnego, co na szczęście sobie odleciało. I nikt nie ma pojęcia co to właściwie jest, dlatego nie pytaj, bo nie mam pojęcia.
Kontynuując ciąg niepozytywnych wieści - Sygner odszedł z drużyny. I niech idzie w diabły. Idiota! Zawsze wiedziałam, że jest zdziecinniały, ale nie podejrzewałam go o aż taką nieodpowiedzialność. Całe zdarzenie zdenerwowało mnie bardziej niż powinno. Nie powinnam była podpalać stolika nonego. Szafka z książkami się przyprószyła.
Poza tym kelnerka w karczmie okazała się być szpiegiem. I dowiedzieliśmy się tego głównie dlatego, że jej grupa porwała naszego mechanika. Bo nie wiem czy wspominałam, ale wzbogaciliśmy się wreszcie o kompetentnego specjalistę od konserwacji i kreacji artefaktów. Wtedy był ostatni raz kiedy piłam z radości, tak, teraz pamiętam. Oczywiście przy moim szczęściu okazało się, że wyraźnie brakuje mu paru śrubek (i to takich których nie da się dokupić), ale nie jestem wybredna. Po prostu byłoby mi łatwiej nim kierować, gdyby był choć trochę poczytalny.
I chyba miałam napisać co takiego pozytywnego się stało. Otóż, otóż... ale przyrzeknij, że nie powiesz reszcie rodziny. Chcę zobaczyć ich miny, gdy wrócę i im pokażę! Otóż, kochany braciszku, wreszcie nauczyłam się taumaturgii. W zamian musiałam poświęcić tą daiklavę, którą dostałam na urodziny. Co prawda nie używałam jej już od jakiegoś czasu, ale trochę szkoda, że nie będziemy już mieli bliźniaczego zestawu mieczy. Zawsze fajnie wyglądało, jaka oboje wyciągaliśmy je jednocześnie, gdy ktoś nas zdenerwował.
Na szczęśnie mechanik wrócił i ma się dobrze, moja paranoja i nienawiść do tego miasta zresztą też. Dobrze, że jestem zbyt zajęta tym [zamazany fragment] wszystkim. Poza tym ostatnio pijam za dużo alkoholu. Uznałam, że wyjdzie taniej niż kolejna renowacja pokoju, ale na dłuższą metę psucie mebli jest chyba zdrowsze. Poza tym magię można studiować na podłodzę, ale z kacem już niekoniecznie.
Chyba spytam mistrza o jakieś ziółka uspokajająco-trzeźwiące. A potem wrócę do tej książki o strategii. Przypomina mi się jak bardzo nienawidziłam egzaminów w Akademii z wojskowości. Miejmy nadzieję, że tym razem praktyka pójdzie mi równie dobrze jeśli nie lepiej. Ale jakby coś nie wyszło i legion wziąłby mnie do niewoli to wyjaśnij rodzinie, że mam takie informacje, że jestem warta wykupienia. Widziałeś zresztą rewelacje jakie przesłałam ostatnim razem. Tego jest więcej, ale nie bardzo powinnam się chyba tym w tej chwili dzielić, gdyż dam sobie rękę uciąć, że te szpicle ten list też przeczytają. Więc wszyscy wścibscy czytelnicy, którzy nie jesteście moim bratem! Istnieje coś takiego jak Tajemnica Korespondencji! Niech wam się cycki i/lub fallus skurczy, stalkerzy!
I jakby już mnie wykupywali to postaraj się, żeby wymienili mnie za moje artefakty tylko w razie ostatecznej konieczności. Cenię sobie wolność, ale wolę, żeby coś innego zostało za nią poświęcone.
Mam nadzieję, że tobie jasyr nie grozi. Trzymaj się i niszcz skutecznie wrogów.
Twoja kochana, ale cokolwiek podchmielona siostra, Serena
niedziela, 10 kwietnia 2011
środa, 6 kwietnia 2011
Eurythmy 3 "Zawsze dokładnie czytaj to, co zostało zapisane drobym druczkiem"
Dla wszystkich, którzy zastanawiają się ile to będzie mieć rozdziałów - nie wiem, ale w cholerę, skoro to już trzeci, a my wciąż jesteśmy w trakcie pierwszego dnia, a bohaterowie nie ruszyli się na krok z pokoju. W pierwszym sie przebierali, w drugim pili herbatę. Co nudnego można robić w trzecim rozdziale? Czytać instrukcje!
To była nieduża bransoletka złożona ze średniej wielkości ogniw z doczepionymi do nich na dodatkowych ogniwkach niewielkim mlecznymi kuleczkami. Jagoda nie mogła przepuścić okazji, by skomentować jak tandetnie wygląda talizman służący do transformacji i w jakich powszechnie kojarzonych z kiczem miejscach widziała podobne.
Mordka tylko posłusznie kiwał głową na te słowa wyraźnie niezrażony uwagami swojej nowej współpracownicy. Jagoda była mimo woli pod wrażeniem tego, jak szybko ta maskotka przystosowywała się do sytuacji. Dziewczyna była przekonana, że jej towarzysz choć trochę zaprotestuje przeciwko porównywaniu tej "nowoczesnej myśli techniczno-magicznej specjalnie przystosowanej do potrzeb wojowników i wojowniczek światła" do plastikowych bransoletek za złotówkę z automatu. Nawet jeśli nie wiedział o istnieniu takowych, kontekst bardzo klarownie sugerował, że nie jest to w żaden sposób pochwała. Mimo to, Mordka nie dał po sobie poznać jakiejkolwiek urazy i nawet zgodził się, że mogliby udoskonalić estetykę podstawowej formy tego produktu.
Jagoda zaczęła poważnie podejrzewać, że cokolwiek zostało do niej przysłane, posiadało znacznie więcej dystansu do rzeczywistości niż ktokolwiek przypuszczał.
Po tym jak dziewczyna skończyła komentować wygląd swojej nowej broni, Mordka rozpoczął wykład o naturze magii. Przebiegł on jednak w ekspresowym tempie, gdyż jego słuchaczka wykazała się znajomością znacznej części podstawowych zagadnie, które kwitowała krótkim: "Wiem." W związku z tym, maskotka szybciej niż zamierzała, przeszła do instrukcji obsługi amuletu.
- Na podstawowym poziomie każda osoba wybiera sobie jakąś inkantację, której używa by uruchomić go - zaczął wyjaśniać.
- Czy niezbędne jest ustawienie tej inkantacji? - przerwała mu Jagoda.
- No... w sumie nie, ale jest to sugerowana akcja - przyznał.
- Na ile mi wiadomo większość magicznych urządzeń ma to do siebie, że do uruchomienia wystarczy zasilenie ich mocą. Natomiast taka durna inkantacja to tylko niepotrzebna strata cennych sekund. Podczas walki to może przesądzić o życiu - zauważyła krytycznie dziewczyna.
Mordka popatrzył na amulet na jej ręku, po czym przywołał gruby zestaw kartek, które zawisły przed nim. Machnął łapką, tak, by rozstawił się dookoła niego. Szybko znalazł poszukiwaną stronę, przestudiował ją błyskawicznie i kiwając łebkiem przyznał rację.
- Rzeczywiście jest to zbędny element. Rozumiem, że z robienia jakiegoś układu podczas uruchamiania talizmanu też chcesz zrezygnować? To z kolei jest zalecane w ramach podnoszenia pewności siebie walczącego - Mordka spojrzał na lewitującą przed nim kartkę. - Studia psychologiczne sugerują, że robienie jakiejś niezbyt poważnej pozy i wykrzykiwanie haseł pomaga osobie zmniejszyć presję i strach przed walką...
- Tak, to też sobie daruję - zdecydowała Jagoda.
- Hmmm... w takim razie nie mam chyba wiele do powiedzenia. Po zaaplikownaiu mocy do talizmanu powinien on automatycznie dostosować się do potrzeb używającego. Wiesz, indywidualizacja i te sprawy. Im dłużej bedziesz go używać, tym bardziej przystosowany do ciebie będzie.
Jagoda spojrzała na bransoletę na swojej dłoni.
- A co będzie jak go zgubię? - spytała Jagoda. - Na przykład w trakcie walki. Albo zwyczajnie zostawią po kąpieli w łazience?
- To niemożliwe - odparł spokojnie Mrodka. - Tego talizmanu nie można zgubić.
- Słucham? - dziewczyna wyraźnie nie wiedziała co ma przez to rozumieć.
- Nie można go zdjąć bez zaaplikowania do niego magicznej mocy, a natychmiast po tym jak właściciel przerywa jej dopływ talizman wraca do swojej podstawowej formy na rękę własciciela. Więź między amuletem a osobą jest nie do przerwania - wyjaśnił. - Można go zgubić tylko specjalnie.
Jagoda gwałtownie potrząsnęła głową, uświadamiając coś sobie.
- Chwila. To oznacza, że do końca życia będę musiała to coś nosić? - spytała z przerażeniem patrząc na rekę.
Maskotka spokojnie potwierdziła.
- Tak, one są przydzielone do osoby, więc nawet jeśli z jakiś powodów byłabyś zmuszona do przerwania swojej pracy jako wojowniczka w służbie Dobra, jedyną różnicą byłoby to, że przestałabyś korzystać z magicznych właściwości tego urządzenia. Jedynym sposobem na pozbycie sie tego amuletu jest zniszczenie go lub uruchomienie zabezpieczeń.
- Zabezpieczeń? - spytała zdziwiona Jagoda. - Nie do wiary. Ktoś pomyślał o jakiś zabezpieczeniach?!
- Tak, przeciwko zaawansowanym opętaniom. Co prawda z tego co wiem, przytrafiają się one bardzo rzadko. Osobiście nie słyszałem o tym, by ktokolwiek je aktywował, ale zabezpieczenia są na wszelki wypadek. Chyba bardziej w formie prewencji.
Dziewczyna kiwnęła glową. W końcu strach przed ewentualnym użyciem drastycznych środków jest zwykle najskuteczniejszą metodą perswazji.
- Ma sens.
Mordka jeszcze przez chwilę przeglądał instrukcje w poszukiwaniu czegoś przydatnego, ale najwyraźniej nic nie znalazł, gdyż minutę później kartki ponownie zniknęły w przywołanym przez niego kręgu. Jagoda stwierdziła, że warto o to spytać.
- Cała twoja magia opiera się na znakach? - zagadnęła zaciekawiona.
Stworek przytakną.
- Tak, to najstabilniejsza dostępna forma magii. Kręgi są wpisane we mnie, dlatego nie przestaną działać póki mam dość mocy, by je utrzymać i żyję. Przy czym moim zadaniem jest głównie wspieranie walczącego, w tym przypadku ciebie. Sam nie posiadam żadnych zaklęć ofensywnych, a jak zapewne zauważyłaś, moje ciało nie było tworzone z myślą o walce wręcz. Dysponują natomiast pewną liczbą barier, a także dużym przekrojem pomocniczej magii. Gdy dojdzie do starcia będę cię aktywnie wspierał z tylnych linii.
Jagoda prychnęła lekko.
- A brudna robota jak zwykle spada na mnie - mruknęła markotnie. - I nie, nie potrzebuję współczucia - uściśliła natychmiast widząc, że Mordka ma zamiar ją przepraszać. - Obiecałam to zrobię. Twoja głową w tym, żeby wynagrodzenie było na czas.
Maskotka kiwnęła głową. Zdążyła już zapomnieć, że jego towarzyszka nie pracowała w czynie społecznym.
- To skoro już wyjaśniliśmy instrukcję to możemy wziąć się za pracę? - spytał z nadzieją.
- A co? Ktoś już atakuje miasto? Teraz zaraz, jak tylko zostałam wypromowana na stanowisko? - Jagoda nie mogła nie zauważyć, że sytuacja brzmi cokolwiek podejrzanie.
Mordka zaprzeczył.
- Ależ skąd. Ta konkretna istota i jej koledzy przebywają w mieście od co najmniej dwóch tygodni. Dlatego zostałem tutaj wysłany. Przecież nie byłoby sensu wyznaczać kogokolwiek na obrońcę dobra, gdyby w jego sąsiedztwie nie istniało realne zagrożenie - wyjaśnił nieco zdziwiony faktem, że jego towarzyszka nie zauważyła tak prostej zależności. Po czym dodał ciszej. - Ekonomiczne zarządzanie środkami i te sprawy.
Jagoda przez chwilę kontemplowała sytuację.
- Przynajmniej mogę się cieszyć, że nikt nie marnuje mojego cennego czasu na fałszywe alarmy, a moja kolekcja komiksów ma szansę zdecydowanie się powiększyć - oznajmiła ponurym głosem, odgrywając swoistą parodię optymistycznego spojrzenia na sprawę.
- Jeśli ci to przeszkadza możemy poczekać z tym do jutra - odparł natychmiast Mordka. - Nasi przeciwnicy mają raczej na celu zajęcie tego terenu, a nie jego destrukcję. Do tej pory zachowują się spokojnie, nie mniej wysyłają sygnały świadczące o tym, że gotowi są z nami walczyć.
- To brzmi jak nadzwyczaj cywilizowana wojna....
Mordka zarumienił się lekko niepewny jak wyjaśnić tę dość delikatną kwestię.
- Można powiedzieć, że po paru milionach lat ustalono reguły zasad dzięki którym walka o wpływy nad uniwersum może toczyć się bez niebezpieczeństwa zniszczenia go po drodze. Nawet nasi przeciwnicy nie chcą władać ruinami cywilizacji - wyjaśnił ostrożnie. Obawiał się, że Jagoda za moment powtórzy jedno z pytań, które zadała już wcześniej: "Czemu walczycie?". W kontekście tego co teraz powiedział jego poprzednia odpowiedź wyglądała jak próba ominięcia meritum problemu.
Ku jego uldze dziewczyna pokierowała konwersację w innym kierunku.
- Czyli walcząc nie muszę się martwić o to, że rozniosę okolicę na kawałki? - spytała wyraźnie zainteresowana.
- Nie musisz - potwierdził Mordka. - Na czas walk tworzymy coś w rodzaju alternatywnej przestrzeni, nazywamy ją Alter. Można powiedzieć, że kopiujemy kawałek świata i przenosimy do niego wszystko z magiczną sygnaturą. Dzięki temu nie trzeba się potem martwić tuszowaniem starć i fabrykować wyjaśnienia, gdy przypadkiem zniszczy się jakiś budynek. No i najważniejsze - gwarantuje to bezpieczeństwo osób postronnych, a przynajmniej tych niemagicznych - wyjaśnił z dumą, choć ostatnią część zdania powiedział jakby nieco ciszej.
- Czyli przypadkowy magiczny przechodzień może mieć pecha - skonstantowała dziewczyna.
Mordka złączył łapki przepraszająco.
- No, to jest najlepsze co udało się wymyślić. I zwykle jeśli ktoś się zaplącze w trakcie walki to staramy sie go od razu zwerbować...
- ...żeby już oficjalnie pchał się w niebezpieczeństwo - wpadła mu w słowo Jagoda.
- Ale to się naprawdę nie zdarza - następne słowo mimowolnie zaakcentował - zbyt często.
Nastała cisza, którą dość szybko przerwał Mordka. Wyglądało na to, że cała sprawa mu ciąży.
- Były też precedensy z osobami niemagicznymi, które wchodziły w pole, gdyż posiadały magiczny przedmiot. Ale to jak na razie jedyny w miarę skuteczny sposób na chronienie ludzi i mienia. Większość z nas z niego korzysta, ale nie wszyscy. Jednym z moich zadań jest pilnowanie, by odciąć w ten sposób wszelkie magiczne zagrożenia od świata.
- Rozumiem - przytaknęła Jagoda. - Głupcy i szaleńcy zawsze się znajdę, dlatego pilnujecie by nikt przez nich nie ucierpiał. Nie musisz tego tak mocno tłumaczyć.
Mordka otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale szybko je zamknął. Nie do końca świadomie zawisł w powietrzu. Wyraźnie zastanawiał się jak zareagować.
- ...ja tylko nie chcę nieporozumień - wymamrotał w końcu.
Dziewczyna też wstała i westchnęła. Bez słowa poszła w stronę wejścia do pokoju i zaczęła coś robić. Maskotka nie odwróciła się w jej stronę. W głowie istoty wciąż kłębiły się niewiadome. Zdawał sobie sprawę, że wyjaśnianie kłopotliwych kwestii nie szło mu dobrze. Plątał się w zeznaniach i momentami sobie zaprzeczał, ale jak miał odpowiadać na pytania, skoro sam nie znał większości odpowiedzi?
Po paru minutach Jagoda znów pojawiła się przed Mordką, wyrywając go z zamyślenia. Dziewczyna była ubrana do wyjścia. Na nogach miała adidasy, a na ubranie narzuciła czarną kurtkę z kapturem. Jej ciemne włosy były związane w kitkę, choć kilka dłuższych kosmyków wyraźnie wymknęło się gumce i teraz dumnie okalały jej twarz, gotowe wpaść do oczu przy pierwszej nadarzającej się okazji. Na nieco zdziwione spojrzenie stworka odpowiedziała uśmiechem. Był to pierwszy naprawdę ciepły uśmiech, jakim go obdarzyła. Wcześniej zawsze zdawała się tkwić w nim jakaś sugestia żartu i niepowagi, jakby rozmówca padł właśnie ofiarą dowcipu, z którego jeszcze nie zdał sobie sprawy. Delikatny uśmiech znikł jednak równie szybko jak się pojawił, a na jego miejsce wróciła szelmowska mina.
- Za bardzo się przejmujesz. Jeśli pojawią się nieporozumienia to je wyjaśnimy. Proste - oznajmiła głośno, tonem osoby całkiem nie przejmującej się jakimikolwiek konsekwencjami. - A teraz powiedz, gdzie czeka ten nieszczęśnik, któremu mam skopać tyłek. No przecież powiedziałeś, że jest taki - kontynuowała, widząc wyraz absolutnego zdziwienia na twarzy Mordki. - A ja nie lubię odkładać upierdliwych spraw na później. W dodatku jutro zaczyna się szkoła, a będzie to głupio wyglądać, jak będę mieć opóźnienie w walce o losy wszechświata z powodu niespodziewanej pracy domowej - mówiąc to puściła oko. Twarz stworka rozpogodziła się. Absurdalność zachowania Jagody sprawiła, że wszystkie niewiadome stały się nagle mało istotne.
- To idziemy na ten spacer? - spytała dziewczyna widząc, że jej towarzysz wciąż wisi w jednym miejscu.
- To nie jest spacer - odparł z godnością Mordka, podlatując wreszcie do niej.
- To co to w takim razie jest?
- Wyprawa - oznajmił wesoło stworek, również puszczając oko. - Przyleciałam prosto tutaj, w związku z czym nie miałem jeszcze okazji przyjrzeć się bliżej temu miastu.
Śmiejąc się, oboje wyruszyli na swoją pierwszą wspólną misję.
To była nieduża bransoletka złożona ze średniej wielkości ogniw z doczepionymi do nich na dodatkowych ogniwkach niewielkim mlecznymi kuleczkami. Jagoda nie mogła przepuścić okazji, by skomentować jak tandetnie wygląda talizman służący do transformacji i w jakich powszechnie kojarzonych z kiczem miejscach widziała podobne.
Mordka tylko posłusznie kiwał głową na te słowa wyraźnie niezrażony uwagami swojej nowej współpracownicy. Jagoda była mimo woli pod wrażeniem tego, jak szybko ta maskotka przystosowywała się do sytuacji. Dziewczyna była przekonana, że jej towarzysz choć trochę zaprotestuje przeciwko porównywaniu tej "nowoczesnej myśli techniczno-magicznej specjalnie przystosowanej do potrzeb wojowników i wojowniczek światła" do plastikowych bransoletek za złotówkę z automatu. Nawet jeśli nie wiedział o istnieniu takowych, kontekst bardzo klarownie sugerował, że nie jest to w żaden sposób pochwała. Mimo to, Mordka nie dał po sobie poznać jakiejkolwiek urazy i nawet zgodził się, że mogliby udoskonalić estetykę podstawowej formy tego produktu.
Jagoda zaczęła poważnie podejrzewać, że cokolwiek zostało do niej przysłane, posiadało znacznie więcej dystansu do rzeczywistości niż ktokolwiek przypuszczał.
Po tym jak dziewczyna skończyła komentować wygląd swojej nowej broni, Mordka rozpoczął wykład o naturze magii. Przebiegł on jednak w ekspresowym tempie, gdyż jego słuchaczka wykazała się znajomością znacznej części podstawowych zagadnie, które kwitowała krótkim: "Wiem." W związku z tym, maskotka szybciej niż zamierzała, przeszła do instrukcji obsługi amuletu.
- Na podstawowym poziomie każda osoba wybiera sobie jakąś inkantację, której używa by uruchomić go - zaczął wyjaśniać.
- Czy niezbędne jest ustawienie tej inkantacji? - przerwała mu Jagoda.
- No... w sumie nie, ale jest to sugerowana akcja - przyznał.
- Na ile mi wiadomo większość magicznych urządzeń ma to do siebie, że do uruchomienia wystarczy zasilenie ich mocą. Natomiast taka durna inkantacja to tylko niepotrzebna strata cennych sekund. Podczas walki to może przesądzić o życiu - zauważyła krytycznie dziewczyna.
Mordka popatrzył na amulet na jej ręku, po czym przywołał gruby zestaw kartek, które zawisły przed nim. Machnął łapką, tak, by rozstawił się dookoła niego. Szybko znalazł poszukiwaną stronę, przestudiował ją błyskawicznie i kiwając łebkiem przyznał rację.
- Rzeczywiście jest to zbędny element. Rozumiem, że z robienia jakiegoś układu podczas uruchamiania talizmanu też chcesz zrezygnować? To z kolei jest zalecane w ramach podnoszenia pewności siebie walczącego - Mordka spojrzał na lewitującą przed nim kartkę. - Studia psychologiczne sugerują, że robienie jakiejś niezbyt poważnej pozy i wykrzykiwanie haseł pomaga osobie zmniejszyć presję i strach przed walką...
- Tak, to też sobie daruję - zdecydowała Jagoda.
- Hmmm... w takim razie nie mam chyba wiele do powiedzenia. Po zaaplikownaiu mocy do talizmanu powinien on automatycznie dostosować się do potrzeb używającego. Wiesz, indywidualizacja i te sprawy. Im dłużej bedziesz go używać, tym bardziej przystosowany do ciebie będzie.
Jagoda spojrzała na bransoletę na swojej dłoni.
- A co będzie jak go zgubię? - spytała Jagoda. - Na przykład w trakcie walki. Albo zwyczajnie zostawią po kąpieli w łazience?
- To niemożliwe - odparł spokojnie Mrodka. - Tego talizmanu nie można zgubić.
- Słucham? - dziewczyna wyraźnie nie wiedziała co ma przez to rozumieć.
- Nie można go zdjąć bez zaaplikowania do niego magicznej mocy, a natychmiast po tym jak właściciel przerywa jej dopływ talizman wraca do swojej podstawowej formy na rękę własciciela. Więź między amuletem a osobą jest nie do przerwania - wyjaśnił. - Można go zgubić tylko specjalnie.
Jagoda gwałtownie potrząsnęła głową, uświadamiając coś sobie.
- Chwila. To oznacza, że do końca życia będę musiała to coś nosić? - spytała z przerażeniem patrząc na rekę.
Maskotka spokojnie potwierdziła.
- Tak, one są przydzielone do osoby, więc nawet jeśli z jakiś powodów byłabyś zmuszona do przerwania swojej pracy jako wojowniczka w służbie Dobra, jedyną różnicą byłoby to, że przestałabyś korzystać z magicznych właściwości tego urządzenia. Jedynym sposobem na pozbycie sie tego amuletu jest zniszczenie go lub uruchomienie zabezpieczeń.
- Zabezpieczeń? - spytała zdziwiona Jagoda. - Nie do wiary. Ktoś pomyślał o jakiś zabezpieczeniach?!
- Tak, przeciwko zaawansowanym opętaniom. Co prawda z tego co wiem, przytrafiają się one bardzo rzadko. Osobiście nie słyszałem o tym, by ktokolwiek je aktywował, ale zabezpieczenia są na wszelki wypadek. Chyba bardziej w formie prewencji.
Dziewczyna kiwnęła glową. W końcu strach przed ewentualnym użyciem drastycznych środków jest zwykle najskuteczniejszą metodą perswazji.
- Ma sens.
Mordka jeszcze przez chwilę przeglądał instrukcje w poszukiwaniu czegoś przydatnego, ale najwyraźniej nic nie znalazł, gdyż minutę później kartki ponownie zniknęły w przywołanym przez niego kręgu. Jagoda stwierdziła, że warto o to spytać.
- Cała twoja magia opiera się na znakach? - zagadnęła zaciekawiona.
Stworek przytakną.
- Tak, to najstabilniejsza dostępna forma magii. Kręgi są wpisane we mnie, dlatego nie przestaną działać póki mam dość mocy, by je utrzymać i żyję. Przy czym moim zadaniem jest głównie wspieranie walczącego, w tym przypadku ciebie. Sam nie posiadam żadnych zaklęć ofensywnych, a jak zapewne zauważyłaś, moje ciało nie było tworzone z myślą o walce wręcz. Dysponują natomiast pewną liczbą barier, a także dużym przekrojem pomocniczej magii. Gdy dojdzie do starcia będę cię aktywnie wspierał z tylnych linii.
Jagoda prychnęła lekko.
- A brudna robota jak zwykle spada na mnie - mruknęła markotnie. - I nie, nie potrzebuję współczucia - uściśliła natychmiast widząc, że Mordka ma zamiar ją przepraszać. - Obiecałam to zrobię. Twoja głową w tym, żeby wynagrodzenie było na czas.
Maskotka kiwnęła głową. Zdążyła już zapomnieć, że jego towarzyszka nie pracowała w czynie społecznym.
- To skoro już wyjaśniliśmy instrukcję to możemy wziąć się za pracę? - spytał z nadzieją.
- A co? Ktoś już atakuje miasto? Teraz zaraz, jak tylko zostałam wypromowana na stanowisko? - Jagoda nie mogła nie zauważyć, że sytuacja brzmi cokolwiek podejrzanie.
Mordka zaprzeczył.
- Ależ skąd. Ta konkretna istota i jej koledzy przebywają w mieście od co najmniej dwóch tygodni. Dlatego zostałem tutaj wysłany. Przecież nie byłoby sensu wyznaczać kogokolwiek na obrońcę dobra, gdyby w jego sąsiedztwie nie istniało realne zagrożenie - wyjaśnił nieco zdziwiony faktem, że jego towarzyszka nie zauważyła tak prostej zależności. Po czym dodał ciszej. - Ekonomiczne zarządzanie środkami i te sprawy.
Jagoda przez chwilę kontemplowała sytuację.
- Przynajmniej mogę się cieszyć, że nikt nie marnuje mojego cennego czasu na fałszywe alarmy, a moja kolekcja komiksów ma szansę zdecydowanie się powiększyć - oznajmiła ponurym głosem, odgrywając swoistą parodię optymistycznego spojrzenia na sprawę.
- Jeśli ci to przeszkadza możemy poczekać z tym do jutra - odparł natychmiast Mordka. - Nasi przeciwnicy mają raczej na celu zajęcie tego terenu, a nie jego destrukcję. Do tej pory zachowują się spokojnie, nie mniej wysyłają sygnały świadczące o tym, że gotowi są z nami walczyć.
- To brzmi jak nadzwyczaj cywilizowana wojna....
Mordka zarumienił się lekko niepewny jak wyjaśnić tę dość delikatną kwestię.
- Można powiedzieć, że po paru milionach lat ustalono reguły zasad dzięki którym walka o wpływy nad uniwersum może toczyć się bez niebezpieczeństwa zniszczenia go po drodze. Nawet nasi przeciwnicy nie chcą władać ruinami cywilizacji - wyjaśnił ostrożnie. Obawiał się, że Jagoda za moment powtórzy jedno z pytań, które zadała już wcześniej: "Czemu walczycie?". W kontekście tego co teraz powiedział jego poprzednia odpowiedź wyglądała jak próba ominięcia meritum problemu.
Ku jego uldze dziewczyna pokierowała konwersację w innym kierunku.
- Czyli walcząc nie muszę się martwić o to, że rozniosę okolicę na kawałki? - spytała wyraźnie zainteresowana.
- Nie musisz - potwierdził Mordka. - Na czas walk tworzymy coś w rodzaju alternatywnej przestrzeni, nazywamy ją Alter. Można powiedzieć, że kopiujemy kawałek świata i przenosimy do niego wszystko z magiczną sygnaturą. Dzięki temu nie trzeba się potem martwić tuszowaniem starć i fabrykować wyjaśnienia, gdy przypadkiem zniszczy się jakiś budynek. No i najważniejsze - gwarantuje to bezpieczeństwo osób postronnych, a przynajmniej tych niemagicznych - wyjaśnił z dumą, choć ostatnią część zdania powiedział jakby nieco ciszej.
- Czyli przypadkowy magiczny przechodzień może mieć pecha - skonstantowała dziewczyna.
Mordka złączył łapki przepraszająco.
- No, to jest najlepsze co udało się wymyślić. I zwykle jeśli ktoś się zaplącze w trakcie walki to staramy sie go od razu zwerbować...
- ...żeby już oficjalnie pchał się w niebezpieczeństwo - wpadła mu w słowo Jagoda.
- Ale to się naprawdę nie zdarza - następne słowo mimowolnie zaakcentował - zbyt często.
Nastała cisza, którą dość szybko przerwał Mordka. Wyglądało na to, że cała sprawa mu ciąży.
- Były też precedensy z osobami niemagicznymi, które wchodziły w pole, gdyż posiadały magiczny przedmiot. Ale to jak na razie jedyny w miarę skuteczny sposób na chronienie ludzi i mienia. Większość z nas z niego korzysta, ale nie wszyscy. Jednym z moich zadań jest pilnowanie, by odciąć w ten sposób wszelkie magiczne zagrożenia od świata.
- Rozumiem - przytaknęła Jagoda. - Głupcy i szaleńcy zawsze się znajdę, dlatego pilnujecie by nikt przez nich nie ucierpiał. Nie musisz tego tak mocno tłumaczyć.
Mordka otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale szybko je zamknął. Nie do końca świadomie zawisł w powietrzu. Wyraźnie zastanawiał się jak zareagować.
- ...ja tylko nie chcę nieporozumień - wymamrotał w końcu.
Dziewczyna też wstała i westchnęła. Bez słowa poszła w stronę wejścia do pokoju i zaczęła coś robić. Maskotka nie odwróciła się w jej stronę. W głowie istoty wciąż kłębiły się niewiadome. Zdawał sobie sprawę, że wyjaśnianie kłopotliwych kwestii nie szło mu dobrze. Plątał się w zeznaniach i momentami sobie zaprzeczał, ale jak miał odpowiadać na pytania, skoro sam nie znał większości odpowiedzi?
Po paru minutach Jagoda znów pojawiła się przed Mordką, wyrywając go z zamyślenia. Dziewczyna była ubrana do wyjścia. Na nogach miała adidasy, a na ubranie narzuciła czarną kurtkę z kapturem. Jej ciemne włosy były związane w kitkę, choć kilka dłuższych kosmyków wyraźnie wymknęło się gumce i teraz dumnie okalały jej twarz, gotowe wpaść do oczu przy pierwszej nadarzającej się okazji. Na nieco zdziwione spojrzenie stworka odpowiedziała uśmiechem. Był to pierwszy naprawdę ciepły uśmiech, jakim go obdarzyła. Wcześniej zawsze zdawała się tkwić w nim jakaś sugestia żartu i niepowagi, jakby rozmówca padł właśnie ofiarą dowcipu, z którego jeszcze nie zdał sobie sprawy. Delikatny uśmiech znikł jednak równie szybko jak się pojawił, a na jego miejsce wróciła szelmowska mina.
- Za bardzo się przejmujesz. Jeśli pojawią się nieporozumienia to je wyjaśnimy. Proste - oznajmiła głośno, tonem osoby całkiem nie przejmującej się jakimikolwiek konsekwencjami. - A teraz powiedz, gdzie czeka ten nieszczęśnik, któremu mam skopać tyłek. No przecież powiedziałeś, że jest taki - kontynuowała, widząc wyraz absolutnego zdziwienia na twarzy Mordki. - A ja nie lubię odkładać upierdliwych spraw na później. W dodatku jutro zaczyna się szkoła, a będzie to głupio wyglądać, jak będę mieć opóźnienie w walce o losy wszechświata z powodu niespodziewanej pracy domowej - mówiąc to puściła oko. Twarz stworka rozpogodziła się. Absurdalność zachowania Jagody sprawiła, że wszystkie niewiadome stały się nagle mało istotne.
- To idziemy na ten spacer? - spytała dziewczyna widząc, że jej towarzysz wciąż wisi w jednym miejscu.
- To nie jest spacer - odparł z godnością Mordka, podlatując wreszcie do niej.
- To co to w takim razie jest?
- Wyprawa - oznajmił wesoło stworek, również puszczając oko. - Przyleciałam prosto tutaj, w związku z czym nie miałem jeszcze okazji przyjrzeć się bliżej temu miastu.
Śmiejąc się, oboje wyruszyli na swoją pierwszą wspólną misję.
Subskrybuj:
Posty (Atom)