niedziela, 26 czerwca 2011

Sen kaca niedzielnego

W Gethamane nadszedł kolejny dzień.
Przynajmniej w teorii, jako że pod ziemią nie robiło to większej różnicy czy nad Kreacją świeci słońce czy księżyc. Grupa spała w swoich łóżkach, tudzież innych miejscach, pozwalając, by organizm odpoczął po niedawno wchłoniętej dawce alkoholu. Wczorajsza impreza niewątpliwie należała do udanych.

Serena podniosła się powoli z łóżka. Wczoraj wypiła jednak trochę za dużo. Co prawda głowa jej nie bolała, ale czuła się dość mętnie i najchętniej znowu zapadłaby w stan nieprzytomności. Niestety, jako że już raz otworzyła oczy, sen nie miał zamiaru wrócić. W związku z tym Smoczokrwista postanowiła szybko rozwiązać ten problem.
Najszybszym sposobem było zabicie kaca klinem.
Kobieta podniosła głowę, ale butelka, którą ujrzała na stole, była niewątpliwie pusta. W związku z tym Serena przekręciła się na brzuch i wychyliwszy się za ramę łóżka zaczęła badać podłogę. Znalazła kolejną butelkę, niestety również pustą. Zaklnęła cicho. Potrzebowała alkoholu. Jej mózg uruchomił prosty ciąg skojarzeń, według którego miejscem związanym z dużą ilością zazwyczaj pełnych butelek był pokój Johanna.
Smoczokrwista powoli wstała i ruszyła w stronę ziemi obiecanej alkoholików.

Niestety, pokój Johanna też jak na złość zawierał głównie puste butelki. Te z zawartością znajdowały się ukryte za szczelnie zamkniętym barkiem. Solara nie było w pokoju, zapewne zszedł już na dół na śniadanie. Smoczokrwista też miała zamiar się tam udać, ale chciała najpierw wypić coś choć trochę procentowego.
Alkohol musiał tu być!
Kobieta pochyliła się sprawdzając czy jakaś butelka nie zabłąkała się pod kanapę, ale nic pod nią nie było. Pełna rozczarowania, już miała się podnieść, gdy nagle dostrzegła lekki blask. Nie pod kanapą, ale pod stojącą kawałek dalej szafą błyszczało szkło! Smoczokrwista skoczyła w tamtą stronę i wyciagnęła niedużą, zapieczętowaną buteleczkę. Musiała ona przypadkiem się tam wtoczyć niezauważona przez nikogo. Serena spojrzała dziękczynnym wzrokiem na flaszkę, otworzyła ją i pociągnęła duży łyk. Zawartość nie smakował jak żaden alkohol jaki znała, ale płyn zadziałał tak jak powinien i Smoczokrwista poczuła, że jej umysł zaczyna jakoś pracować. Odstawiła butelkę na stół i ruszyła na dół zjeść śniadanie. Gdy była w połowie schodów ujrzała przed sobą znajomą postać.
- O, widzę, że już jesteś Sereno. Gwiazdka kazała mi sprawdzić czy już się obudziłaś i w razie czego wspomóc cię tą butelką wina, ale widzę, że jakoś sobie poradziłaś - zauważył Płomień.
Serena stanęła w ciszy, patrząc szeroko otwartymi oczami, jakby ujrzała Abyssala po raz pierwszy w życiu.
- P-płomień? - spytała lekko drżącym głosem.
Abyssal spojrzał na nią lekko zdziwiony.
- Coś się stało?
- Ty....

* * *

- Więc jak mówiłam to naprawdę niebezpieczna rzecz. Wytwór jakiegoś pierwszoerowego Solara. Tacy są najgorsi! Jak coś im przyjdzie do głowy, nawet jeśli jest totalnie niedorzeczne to zrobią to i już. To również. Jeśli miał te setki lat na opracowanie formuły to mógł zamiast tego poświęcić siły na załatwienie tego zwykłymi sposobami. Wiesz, dać prezent lub coś.
Karen wracała razem z Yrgathem z misji. Rozmowa jakoś zeszła im na pracę i młoda Siderealka zaczęła opowiadać koledze o sprawie, jaką przedzielono jej w okolicy, gdy tylko okazało się, że nie musi dalej szpiegować drużyny stacjonującej w Gethamane. Było to dosć szybkie zadanie polegające na odzyskaniu butelek tajemnego specyfiku odkrytych przypadkiem w okolicy przez grupkę farmerów.
- Najgorsze były nieprzewidziane trudności, bo tuż przed tym naszym oficjalnym spotkaniem z nimi dostałam informację, że brakuje jednej butelki i w te pędy musiałam lecieć ją odzyskiwać. Ledwo się wyrobiłam. Ten dureń co wykopał te butelki schował jedną i dopiero jak mu zagroziłam to ją oddał. Dobrze, że odzyskaliśmy wszystkie. Wolę nie wiedzieć co by się stało, gdyby wpadły one przypadkiem w niepowołane ręce.
Wojownik zamyślił się na moment.
- Chcesz powiedzieć, że miałaś tę butelkę na spotkaniu? Bo z tego co pamiętam natychmiast jak wróciłaś Rachel teleportowała nas do Gethamane.
- Tak, nie miałam czasu jej odłożyć. A później chyba zapomniałam. Zaraz, mam ją tu gdzieś - to mówiąc Karen sięgnęła w ramię swojego stroju. Rozległ się lekki klamot przesuwanych rzeczy i Siderealka triumfalnie wyciągnęła butelkę.
- "Niebiańskie piwo Yu-shańskie"? - Yrgath podniósł brwi przeczytawszy etykietę. Karen momentalnie zrzedła mina. Obróciła butelkę w swoją stronę i spojrzała przerażona.
- Te butelki nie miały etykiet - jęknęła.
Kobieta zaczęła chaotycznie przeszukiwać swój strój, mnóstwo mniej lub bardziej przydatnych przedmiotów i artefaktów wylądowało na podłodze, ale żaden z nich nie był poszukiwaną butelką.
- Zniknęła - stwierdziła zrozpaczona Karen. - Zgubiłam gdzieś cholerny eliksir miłosny!

* * *

- Coś się stało Serenie - stwierdził spokojnie Płomień.
Smoczokrwista stała tuż obok niego, obejmując go za rękę i patrząc na niego oczami pełnymi bezbrzeżnego szczęścia, jakby obecny tu Abyssal okazał się nagle legendarnym, pierwszoerowym artefaktem.
Siedzący przy stole zamilkli trawiąc ten widok.
- Sereno, coś się stało? - spytała lekko zaniepokojona Gwiazdka.
- Nic wielkiego, po prostu nagle otworzyły mi się oczy - oznajmiła radośnie Smoczokrwista, gładząc Abyssala po zbroi. - W sensie, sama nie wiem, jak mogłam wcześniej nie zauważyć, że Płomień jest takim przystojnym, męskim mężczyzną i że te gotyckie ozdoby, które nosi są takie stylowe...
Revan dość szybko znalazł się przy niej.
- Pozwolisz, że dokonam szybkiego sprawdzenia twojego zdrowia, Sereno - stwierdził lekko zaniepokojony. Kobieta spojrzała zdziwiona na swojego mentora, po czym przeniosła pytający wzrok na Płomienia. Abyssal kiwnął enztuzjastycznie głową dając do zrozumienia, że popiera prośbę Revana.

- Nie ma gorączki, ani nie wygląda by była pod wpływem iluzji lub środków halucynogennych - zawyrokował po szybkiej diagnozie. - Podejrzewam urok. Znaleźliście coś w jej pokoju?
- Dwie puste butelki z wczorajszej imprezy - stwierdził Johann. - Zostawiliśmy obie na stole, poza tym wszysko było chyba w porządku. Gwiazdka co prawda się zdziwiła, że gwarek zdechł, ale był wypchany i pokryty kurzem, więc jego śmierć nastąpiła raczej jakiś czas temu. Poza tym nic podejrzanego.
- Płomieniu, mógłbyś opisać jak zachowywała się Serena, gdy spotkałeś ją dzisiaj rano? - poprosił Revan. - Może to pomoże mi znaleźć przyczynę problemu.
Płomień zamyślił się.
- Wyglądała jak ktoś kto ma lekkiego kaca - stwierdził. - A poza tym zachowywała się całkiem normalnie dopóki mnie nie spostrzegła. Natomiast gdy tylko mnie zauważyła to zareagowała jakby piorun w nią strzelił i na moment straciła głos. Po czym skoczyła na mnie prawie sprawiając, że oboje spadliśmy ze schodów i wyznała mi miłość oraz zaczęła twierdzić, że to kwestia przeznaczenia. Wtedy stwierdziłem, że coś jest chyba nie tak z Sereną i zaprowadziłem ją do was. To chyba wszystko - Płomień spokojnie zrelacjonował całą sytuację.
Revan wysłuchał w zamyśleniu.
- Pójdę i przyjrzę się jej pokojowi. Wy w międzyczasie może zbierzcie się w pokoju Johanna, tak że gdy tylko skończę analizę dołączę do was i powiem co odkryłem. Jeśli zaś chodzi o Serenę to dla jej własnego dobra uśpiłem ją. Podejrzewam Płomieniu, że nie masz nic przeciwko.
Abyssal demonstracyjnie wzruszył ramionami dając do zrozumienia, że nic mu do tego.

- To trochę przerażające, nie sądzicie? - zauważyła Gwiazdka. - W sensie, co się stanie jeśli wszyscy nagle zaczniemy się zakochiwać w sobie?
- Nie powinniśmy byli wczoraj rozmawiać o tych truciznach. Pewnie coś zapeszyliśmy - stwierdził Emery.
- Jesteś pewien, że to wina jakiegoś specyfiku? - spytał Albert. - Revan zdawał się uważać, że to sprawka jakiegoś czaru.
- Cóż, jeśli to wina czegoś co wypiła to Revan powinien odnaleźć resztki tego specyfiku w którejś z tych dwóch butelek - zauważył Johann. - Pytaniem pozostaje kiedy ktoś miał czas wślizgnąć się tutaj i po co na Słońce zmusił ją do zakochania się w pierwszej osobie jaką ujrzy?! - warknął zdenerwowany Solar. Chwilę wcześniej ustalili, że Płomień w istocie był pierwszą osobą, którą Smoczokrwista ujrzała od momentu obudzenia się, co dalej komplikowało sytuację. Czemu ktoś miałby rzucać na nią tak losowy czar? Co niby miałby przez to osiągnąć? Gdyby jakiś wróg wślizgnął się i kazał jej zakochać w sobie i szpiegować drużynę to miałoby sens. Ale kazać jej zakochać się w pierwszej ujrzanej osobie, kiedy wiadomo, że będzie to ktoś z drużyny....
Może to jakiś dowcip?
- Albert, twoi przyjaciele od nici losu nie splotli czegoś przypadkiem tam gdzie nie trzeba? - spytał podejrzliwie Płomień.
Młody Sidereal wzdrygnął się pod złym wzrokiem Abyssala.
- N-nic mi o tym nie wiadomo - bąknął lekko przerażony. - Poza tym nie widzę żadnego powodu, by mieli to zrobić. Mamy już i tak dość pracy bez bawienia się w swatanie Smoczokrwistych i Anathem - zauważył już pewniejszym głosem.
- Może to Babcia postanowiła się trochę zabawić? - podsunął Rufus.
- Czy ja wiem... - stwierdziła niepewnie Gwiazdka.
- Cóż, przynajmniej mamy pewność, że to na pewno nie sprawka Neverbornów - zauważył pocieszająco Płomień.
- Może napijmy się czegoś, bo tej sytuacji nie można rozważać na trzeźwo - zaproponował Johann.
Reszta zgodziła się i po chwili na stole wylądował rząd butelek.
- Może to jakaś odmiana wojny psychologicznej? - stwierdził Płomień. - Może będziemy się w sobie nawzajem zakochiwać aż zaczniemy się zabijać z zazdrości....
- Płomień przestań - jęknęła Gwiazdka, otwierając jedną z butelek. - Słabo mi się robi na samą myśl o tym.
- To tylko moje przypuszczenia - stwierdził Płomień. - Możliwe, że stwierdzili, że taniej wyjdzie złamać nas psychologicznie niż wysyłać kolejne oddziały.
- Nie o tym mówię - przerwała mu Gwiazdka. - Wy chyba wciąż nie dostrzegacie grozy sytuacji - stwierdziła rozglądając się po obecnych i dostrzegając ich pytające miny zaczęła wyjaśniać. - Chodzi o to, że Serena leży teraz zamknięta w pokoju, a Erza akurat jest poza miastem w jakiś interesach, podobnie jak Infernale które jeszcze nie wróciły z wycieczki. Więc obecnie jestem jedyną przedstawicielką płci żeńskiej w tym gronie. W związku z tym, jeśli nasz tajemniczy wróg znowu rzuci na kogoś z was urok to jest duża szansa, że... no, wiecie... spojrzycie na siebie nawzajem - Abbysalka starała się jak najdelikatniej uświadomić panom, że ich sytuacja przerażająco przypomina fabułę jakiegoś Serenowatego romansu. W sumie Smoczokrwista pewnie będzie niepocieszona, jeśli prześpi taką akcję dziejącą się na żywo.
Słowa Gwiazdki wywołały cichą trwogę, której nikt nie starał się okazywać, ale nie umknęło uwadze Abyssalki, że wszyscy panowie chwycili za najbliższą butelkę i wzięli z niej solidny łyk.
Johann wziął niedużą butelkę bez etykiety i również pokrzepił się jej zawartością...

Revan otworzył drzwi.
- Przebadałem te butelki, ale niestety nie znalazłem niczego. Nie mogę też znaleźć śladów żadnego zaklęcia... - tu jednak zamilkł, gdyż jego oczom ukazała się dziwaczna scena. Rufus, Płomień i Gwiazdka praktycznie siedzieli na Johannie przygważdżając go do podłogi. Kawałek dalej stał Albert nieco zielony na twarzy, zaś przy stole Emery kontemplował niewielką butelkę.
- Ktoś mi wyjaśni co się tutaj dzieje? I czemu trzymacie biednego Johanna? - spytał Revan.
- Chyba trochę spanikowaliśmy - przyznała Gwiazdka, patrząc przepraszająco na Solara, na którego plecach siedziała. - Ale nie wiemy jak silne jest to draństwo... i tak trochę się przestraszyliśmy.
- Ale za to znaleźliśmy źródło całego zamieszania - wyjaśnił Emery, machając buteleczką.
- Może najpierw wyjaśnijcie od początku.

- To nieco przerażająca wizja - zgodził sie Albert, siedzący naprzeciwko Johanna. - Mam nadzieję, że Revan coś wykryje.
- Ja was tylko chciałam uświadomić dla waszego dobra. Możliwe, że już nie będzie dalszych incydentów! - wytłumaczyła szybko Gwiazdka. - Może się okazać, że to jakieś krótkie magiczne zauroczenie, które przechodzi po dniu.
- To byłoby pocieszajace - przyznał Abyssal.
Nikt nie zwrócił uwagi na Johanna, który bardzo powoli odstawił butelkę na stół, próbując jednocześnie jakoś ubrać w słowa to co się w nim zalęgło. Był pewiem, że wymaga to co najmniej długiego eposu, ale w obecnej sytuacji krótki wiersz byłby zapewne lepszy.
Tylko, żeby ułożyć cokolwiek potrzebowałby chociaż odrobiny koncentracji, a ta zdawała się być w całości poświęcona siedzącemu naprzeciwko niego mężczyźnie. W dodatku w pokoju zrobiło sie nagle potwornie gorąco....
Czemu do tej pory tego nie zauważył? Jak mógł nie zwrócić uwagi na cudne Albertowe lica? Na te  puszyste, zadbane włosy?
Albert nieświadomy zagrożenia wyciągnął rękę, by sięgnąć po kolejną butelkę, ale zamiast niej natrafił na dłoń Solara. Zdziwiony podniósł głowę i spojrzał pytająco na Johanna.
Ku jego przerażeniu sędzia lekko się rumienił. W pierwszej chwili Sidereal uznał, że było to spowodowane alkoholem, który właśnie spożyli, ale wtedy Johann zaczął improwizować.
- Gdy róże czerwone zakwitły
A bratki już dawno przekwitły.
W sercu mym pełnym jasności
Znalazłem fragmenty miłości.
Wszyscy spojrzeli z przerażeniem na dwójkę panów. Johann ku zgrozie obecnych był niewątpliwie mocno zarumienion. Albert dla odmiany najpierw zrobił się blady, po czym zaczął stopniowo zielenieć na twarzy.
- Chwilowo ten wiersz jest nieco krótki - przyznał Johann - ale mam nadzieję, że... że razem napiszemy ciąg dalszy i...
W tym momencie uaktywnił się jakiś mechanizm obronny obecnych, gdyż dokładnie w tym samym momencie Rufus, Płomień i Gwiazdka skoczyli na Johanna przerywając tą niewątpliwie romantyczną scenę i ratując w ten sposób swoje zdrowie psychiczne. Solar był tak zaabsorwowany swoim wyznaniem miłosnym, że został całkowicie zaskoczony atakiem, zwalony z kanapy i przygwożdżony do podłogi. Krzyknął coś niezrozumiałego wyrażając niezrozumienie dla nagłej przemocy ze strony przyjaciół. Albert nieco chwiejnie wstał ze swojego miejsca i zaczął się cofać do tyłu aż trafił na ścianę. Wciąż był zielonkawy na twarzy i wyglądał na wstrząśniętego nagłym rozwojem sytuacji.
W tym właśnie momencie drzwi pokoju otworzyły się.
- Przebadałem te butelki, ale niestety nie znalazłem niczego. Nie mogę też znaleźć śladów żadnego zaklęcia... - zaczął wyjaśniać Revan, ale przerwał gwałtownie zauważając co się dzieje. - Ktoś mi wyjaśni co się tutaj dzieje? I czemu trzymacie biednego Johanna?

- Rozumiem, że też chcecie bym go uśpił - stwierdził spokojnie Revan, gdy Emery pokrótce streścił mu co wydarzyło się podczas jego nieobecności.
- To byłoby chyba wskazane działanie - stwierdziła Gwiazdka, patrząc kątem oka na wciąż lekko zestresowanego sytuacją Alberta. Johann został spacyfikowany i ulokowany w tym samym pokoju co Serena.
Grupa zebrała się jeszcze raz, by omówić sytuację.
- Więc wygląda na to, że winę za wydarzenia ponosi ten płyn - stwierdził Emery wskazując na butelkę. - To chyba jakiś eliksir miłosny.
- Na to wygląda - stwierdził Revan.
- Głupcy z nas - stwierdził Płomień. - Byliśmy przekonani, że rzecz odpowiedzialna za dziwne zachowanie Sereny znajdowała się w jej pokoju, nie przyszło nam do głowy sprawdzić innych.
- Gdy układaliśmy Johanna na chwilę obudziłem Serenę i spytałem ją czy była w pokoju sędziego - oznajmił Revan. - W istocie była. Szukała jakiego alkoholu i mówi, że znalazła niewielką butelkę pod szafą.
- Pod szafą?! - zdziwiła się Gwiazdka.
- Tak, Serena była pewna, że ktoś przypadkiem upuścił butelkę, a ta wtoczyła się pod szafę.
- Nie sądzisz, że trochę naciągane wyjaśnienie? - spytała Abyssalka.
- Cóż, pamiętasz chyba naszą rozmowę z Siderealami? Gdy Dante i jego koledzy przyszli wysadzając przy tym drzwi. Jakaś butelka mogła przy okazji spaść i wtoczyć się pod szafę. Sądzę, że nikt wtedy nie zwróciłby na nią uwagi - zauważył Revan.
- Mimo wszystko to brzmi naciąganie...

* * *

Karen wyładowała wściekłość na bogu ducha winnej ścianie. W pierwszej chwili chciała szukać na ślepo, ale wstrzymała się. Doczekała aż wróci do Yu-Shan, po czym znalazła swojego kolegę, znającego się na magii i winnego jej przysługę. Następnie wyprosiła go, by ukazał jej moment, gdy zgubiła butelkę.
Ku jej wściekłości okazało się, że straciła ją właśnie podczas spotkania w Gethamane. Gdy drzwi zostały wysadzone ruszyła gwałtownie ręką przez co butelka wyślizgnęła się z jej szaty, odbiła lekko od podłogi i wtoczyła pod pobliską szafę.
Karen podziękowała koledze, po czym w ekspresowym tempie ruszyła do podziemnego miasta. Jeśli miała szczęście to nikt do tej pory nie znalazł tej ferelnej butelki.

* * *

- Teraz powinniśmy się chyba przede wszystkim skupić na znalezieniu jakiejś metody, by Serena i Johann się odkochali - stwierdził Emery. - Bo skoro wiemy, że to wina tego płynu to powinno to ułatwić sprawę.
- Cóż, to może nie być takie proste, Emery - zauważył Revan. - Biorąc pod uwagę skuteczność jego działania podejrzewam, że będę potrzebował dobrze wyposażonego laboratoriu i pomocy osoby znającej się na medycynie.
- Myślisz, że Serena byłaby w stanie ci pomóc? - spytała Gwiazdka.
- Sądzę, że w obecnej sytuacji lepiej na niej nie polegać - przyznał Infernal.
- Czemu? Przecież to nie jest tak, że straciła swoje zdolności - zauważył Emery.
Revan potrząsną głową.
- Nie chodzi mi o to, że brak jej umiejętności, a raczej o to, że nie mogę wykluczyć, iż Serena pod wpływem tego specyfiku nie spróbuje sabotować prac nad odtrutką.
- Czemu miałaby to robić? - spytał zdziwiony Rufus.
- Serena jest w miarę domyślną osobą, więc nie da się utrzymać w sekrecie, że to co tworzymy sprawi, że przestanie kochać Płomienia. Jednak w chwili tworzenia odtrutki wciąż będzie ślepo zakochana i z jej perspektywy będzie to sztuczne niszczenie jej uczucia. Nie mogę wykluczyć możliwości, że postrzegając w ten sposób sytuację postanowi ona zsabotować naszą pracę - wyjaśnił spokojnie Revan.
Drużyna przyjęła to wyjaśnienie ze spokojem. Nikt nie był w stanie się nie zgodzić co do istnienia sporego prawdopodobieństwa takiego obrotu spraw.
Dyskutowano jeszcze przez moment, ale ostatecznie grupa postanowiła zrobić krótką przerwę, by trochę przewietrzyć umysły.

Albert wciąż lekko zniesmaczony sytuacją postanowił wrócić do pokoju i zrobić sobie zieloną herbatę na ukojenie nerwów. Cała ta sytuacja była trudna do zniesienia. Zdecydowanie potrzebował chwili spokoju i wyciszenia. Z tą myślą otworzył drzwi.
- Wreszcie jesteś, młody! - Karen siedząca na łóżku Alberta i czytająca któryś z jego zwojów podniosła się lekko. - Myślałam, że będziecie dyskutować tam do jutra.
- Co, pani tutaj robi? - jękną Sidereal rozpoznając starszą koleżankę, która również była przydzielona do sprawy Gethamane. - Czyżby chodziło o jakieś rozkazy?
- Nie, nie - stwierdziła kobieta machając ręką, by podkreślić nieformalność sprawy. - Po prostu zapomniałam zabrać pewną rzecz i akurat przechodząc obok drzwi usłyszałam, że dyskutujecie o czymś zaciekle, więc postanowiłam tu poczekać, by dowiedzieć się co takiego wydarzyło się, gdy mnie nie było.
Albert westchnął. Tyle ze spokoju.
- Ktoś dopuścił się magicznego ataku na drużynę poprzez podstawienie butelki tajemniczego eliksiru - stwierdził Sidereal nie chcąc wchodząc w szczegóły, jednak Karen była wyraźnie zainteresowana sprawą.
- Eliksiru? - spytała lekko przeciągając samogłoski.
- Eliksiru miłosnego - przyznał ponuro. Ale po chwili stwierdził, że w sumie warto wykorzystać tę okazję. - Mogłabyś to zgłosić przełożonym i sprawdzić czy nie macie jakiś informacji o tym płynie lub odtrutki na niego. Dałbym ci małą próbkę tego co z niego zostało.
Karen udała, że się zastanawia, ale Albert zauważył, że mina nieznacznie jej zrzedła gdy o tym wspomniał. To obudziło w nim pewne podejrzenia...
- Myślę, że to sprawa niewarta niepokojenia nikogo. To tylko eliksir miłosny, nie? Świetna okazja do zaciśnięcia więzów w drużynie - stwierdziła Karen swawolnym tonem, dając do zrozumienia, że uważa sprawę za mało istotną.
Mężczyzna spojrzał na nią uważnie.
- Proszę mi przy pomnieć co pani zostawiła tutaj, panno Karen - spytał już ostrzejszym tonem Albert. - Wierzę, że nie dosłyszałem za pierwszym razem.
Kobieta zacisnęła lekko zęby, ale nie przestała się uśmiechać.
- W tej chwili już nic - oznajmiła.
Sidereal spojrzał wrogo na koleżankę.
- To pani odpowiada za to zamieszanie! - stwierdził oskarżycielsko.
Karen teatralnie westchnęła.
- Nie posiadasz dowodów. A tak na marginesie to błędy zdarzają się każdemu - rzuciła takim tonem, jakby ostatnie zdanie było pełnym mądrości aforyzmem.
- Przez ciebie Johann się we mnie zakochał! - krzyknął zdenerwowany niepowagą koleżanki.
Karen mrugnęła.
- Naprawdę? - spytała autentycznie zdziwiona.
- Tak - warknął Albert.
- Cóż, zawsze mogło być gorzej - stwierdziła, próbując go uspokoić. - To mógł być Abyssal.
- Nie pomagasz!
- Posłuchaj! - oznajmiła stając koło niego i opierając swoją rękę na jego ramionach, w przyjacielskim geście. - Robię to dla naszego wspólnego dobra! Wiem, że obecna sytuacja powoduje u ciebie wielki dyskomfort, dlatego jestem ci oficjalnie winna dużą przysługę. Nie mniej zrozum, że zaskarżaniem mnie niczego nie osiągniesz - Karen zaczęła wyjaśniać konfidencjonalnie. - Jeśli pójdziesz do przełożonych z problemem jakim jest byle eliksir miłosny to uznają, że przydzielili ci zadanie ponad siły. Zapewne już teraz niektórzy mają wątpliwości czy tak młoda osoba powinna zajmować się sprawą Gethamane. Nie mów mi, że chcesz się podłożyć i dać sobie zabrać taką świetną okazję do wykazania swoich talentów?
Albert próbował nie dać po sobie poznać, że ten wywód brzmiał nawet sensownie.
- A co z odtrutką? Nie chcę, żeby łaził za mną zakochany we mnie starszy mężczyzna! - zauważył.
Karen poklepała Alberta uspokajająco po plecach.
- Nie martw się. Słyszałam, że Johann ma wspaniałą znajomą Solarkę będącą specjalistką w dziedzinie medycyny w tych rejonach. Podobno czyni ona cuda. Razem z Revanem i Sereną powinna bez trudu opracować odtrutkę. Zapewni wam pomoc szybciej niż nasz zbiurokratyzowany system.
Albert czuł, że nie ma siły dalej spierać się z Karen. Jej argumenty brzmiały zbyt sensownie.
- Niech będzie - stwierdził.
Kobieta uśmiechnęła się. Nikt nie miał szans w starciu z przekonywującą, socjalną Siderealką.
- To ja się będę zbierać - stwierdziła. - Mam jeszcze dużo roboty. Daj mi później znać, jak wam poszło - to mówiąc wyszła. Albert podszedł do łóżka i padł na nie. Ten dzień był zdecydowanie zbyt męczący.

- O, Albert wreszcie jesteś - powitał go Rufus, gdy Sidereal ponownie dołączył do grupy. Nagły ciąg wydarzeń zmęczył go, tak że przysnął na moment i przez to spóźnił się trochę.
- Coś mnie ominęło? - spytał.
- Tak - potwierdziła Gwiazdka - Przypomnieliśmy sobie o pewnej medyczce żyjącej w okolicy. Johann wspominał, że jego znajoma, niejaka Excel, mieszka w Whitewall. To niedaleko stąd, a z jej pomocą powinniśmy być w stanie stworzyć odtrutkę.
- To dobra wiadomość - stwierdził Albert. Po cichu musiał przyznać, że Karen miała rację. Wszystko wskazywało na to, że pomoc Solarki pozwoli na szybsze zakończenie całej tej niepoważnej sprawy.
Płomień wstał.
- Moim zdaniem im szybciej rozwiążemy ten problem tym lepiej, więc sugeruję natychmiast rozpocząć przygotowania do wyruszenia do Whitewall - oznajmił Abyssal.
Obecni członkowie drużyny jednogłośnie poparli ten plan.

- Serena, Johann, śpicie jeszcze? - spytał Revan po wejściu do pokoju.
- Zgadnij - mruknęła Smoczokrwista.
Johann nic nie odpowiedział zajęty kontemplowaniem sufitu.
- Johannie, nic ci nie jest? - spytał zaniepokojony Infernal.
- Nie rozpraszaj go - syknęła Serena. - Tworzy epos.
- Epos?
- Epicką historię o miłości, walce, przeznaczeniu... zwłaszcza miłości - stwierdziła z lekkim chichotem. - Prosił by nic do niego nie mówić, bo chce się stuprocentowo skoncentrować.
- Rozumiem... - powiedział Revan, choć nie był do końca pewien czy rozumie. - Cóż, chciałem tylko ogłosić, że w ramach wakacji udajemy się wszyscy do Whitewall!
- Do Whitewall? -  spytała Serena z lekkim zachwytem. - Miasto znane z przepięknych uliczek, drobnych sklepików, romantycznych restauracji i zadbanych hoteli? I jeśli wszyscy, to znaczy, że Płomień też z nami jedzie. Prawda? Prawda?
- ...niezmierzonej wielkości radość ujrzało... - wymamrotał do siebie wciąż nieruchomy Solar.
Revan stwierdził, że im szybciej uda im się spotkać z Excel i opracować tę odtrutkę tym lepiej.

wtorek, 21 czerwca 2011

Eurythmy 5 "Po raz kolejny, witaj szkoło!"

Jagoda obudziła się lekko nieprzytomna. Miała sen. Dziwny sen składający się z zostania magiczną wojowniczką dobra, walczenia w obciachowych ciuchach i przyprawienia o ból głowy jakiegoś bogu ducha winnego żula, strzelajacego wybuchającymi niebieskimi kulkami, który zawinił tylko tym, że wycelował je w niewłaściwą osobę.
Dziewczyna była realistką. Ta wizja senna była tak pokręcona i obejmowała tyle potencjalnie żenujących momentów, że musiała być prawdziwa albo przynajmniej prorocza. Z tą myślą Jagoda podniosła się z łóżka, tylko po to, by jej wzrok padł na niewielką żółtą istotę owiniętą zielonym ręcznikiem, śpiącą w ustawionym na krześle pudełku po butach.
Czasem życie wrednie postanawia nas nie zaskoczyć.

Stworek obudził się, w czasie gdy Jagoda smażyła jajecznicę.
- Dobry dzień - mruknął do niej sennie, nim poszybował w stronę łazienki.

Wspólne śniadanie przebiegło dość sprawnie. Oboje wchłonęli swoje porcje jajecznicy w czasie poniżej pięciu minuty. Maskotka sprawiła, że talerze przelewitowały do zlewu. Tymczasem dziewczyna włożyła coś czego najwyraźniej prawie zapomniała do plecaka i ubrana w wybrany wczoraj szkolny mundurek zaczęła się szykować do wyjścia.
Mordka usadowił się na niewielkiej półce, na której stacjonowały czapki, szaliki i chusty, a konkretniej na grubej zimowej czapce z pomponem. Stamtąd obserwował jak jego towarzyszka wkłada adidasy i bierze pod pachę kurtkę. Razem opuścili pokój, który dziewczyna zamknęła. Stworek spodziewał się, że teraz ruszą do wyjścia, ale Jagoda skierowała się w stronę drzwi do pokoju numer 14. Z zainteresowaniem obserwował jak dziewczyna wybiera kolejny klucz, podobny do tego, którego użyła przed chwilą, ale z naklejonym na niego różowym kawałkiem taśmy i otwiera nim wejście.
Oboje weszli do środka, a Jagoda niedbałym ruchem ręki zamknęła za sobą drzwi. Gdy tylko to zrobiła wydarła się na całe gardło:
- POOOOOOOBUUUUDDKKAAAAAAAAA!
Po czym wyszła z niedużego przedsionka do pokoju. Mordka od razu zauważył, że ten apartament był większy i wygodniejszy. Przede wszystki zawierał aneks kuchenny, którego wyraźnie brakowało w pokoju Jagody. Meble wyglądały na nowsze, łóżko było szersze, a metraż mówił sam za siebie. Zdawało się wręcz, że sufit znajduje się wyżej, choć była to oczywista bzdura.
Stan mieszkania zdawał się odzwierciedlać różnice statusu społecznego zamieszkujących go osób, jednak drugie wrażenie szybko zacierało to pierwsze. Było to spowodowane tym, że dopiero po sekundzie Mordka zdał sobie sprawę, że nikt nie śpi na łóżku, a jedynie jest ono pokryte grubą warstwą porozrzucanych w nieładzie ubrań i przedmiotów. Sama lokatorka pokoju śpi zaś szczelnie owinięta kocem na rozłożonym na podłodze materacu. Materac był niewątpliwie bardzo wygodnym, pierwszorzędnym wytworem, choć parę plam sugerowało, że używano go od dłuższego czasu.
Nim jednak zdążył o coś spytać Jagoda brutalnie potrząsneła śpiącą dziewczyną.
- Wstawaj! Za pół godziny zaczną się zajęcia.
Senna istota wydała jakiś nieartykułowany odgłos i blond głowa ukryła się pod kocem. Najwidoczniej mieszkanka tego pokoju miała odmienne zdanie w kwestii wczesnego wstawania.
Jagoda tylko westchnęła i ruszyła do kuchni. Zrobiła na szybko jakieś kanapki i zaparzyła herbatę. Śpiąca dziewczyna nie poruszyła się przez ten czas nawet o milimetr. Świeżo mianowana obrończyni dobra zostawiła posiłek na stole, po czym podjęła jeszcze jedną nieudaną próbę obudzenia koleżanki. Mordka patrzył z ciekawieniem i zastanawiał się czemu Jagodzie jeszcze nie puściły nerwy. Po wczorajszym dniu wyrobił sobie zdanie, że jeśli jego towarzyszce zdecydowanie czegoś brakuje to jest to cierpliwość i opanowanie. Teraz jednak wyraźnie nie przejmowała się tym, że jej próby spęzają na niczym, a ukryta pod kocem osoba śpi dalej. Z drugiej strony stworek nie mógł powstrzymać wrażenia, że nie dzieje się to po raz pierwszy. Cała sytuacja miała w sobie coś z rytuału.
W międzyczasie Jagoda stanęła przy wieży muzycznej podłączonej do dwóch dużych głośników upchniętych w dolnej szafce. Uruchomiła ją, podłączyła leżącą obok, zużytą mp3 i zaczęła coś ustawiać.
- Co by tu dzisiaj nastawić... - mruknęła do siebie. - To powinno być coś porządnego na rozpoczęcie nowego semestru... - stwierdziła przeglądając muzykę zapisaną w pamięci urządzenia. W końcu wymamrotała, a niech będzie; ustawiła coś i podkręciła głośniki na maksa. Po czym spokojnie wzięła rzeczy i wyszła z pokoju.
Oboje ruszyli korytarzem w stronę schodów. Korzystając z tego, że w pobliżu nie było nikogo innego Mordka postanowił rozpocząć rozmowę:
- Czemu nie zamknęłaś drzwi? Jeśli śpi nie usłyszy, gdy ktoś wejdzie do jej pokoju - zauważył z niepokojem.
- Za parę minut się obudzi, nie ma strachu. Zresztą, dzięki temu nie będzie musiała marnować czasu na ich otwieranie - stwierdziła spokojnie Jagoda. - Poza tym wzdłuż tego korytarza mieszkają głównie nasi znajomi, z którymi niejeden numer żeśmy robili i niejednego zmusiliśmy do jedzenia soli. Nie wspominając o tym, że mocno wątpię, by ktoś próbował ją skrzywdzić. To dobra dziewczyna.
- Zawsze próbujesz ją obudzić?
- Czasem nawet mi się udaje - stwierdziła pogodnie.
Jagoda i Mordka zeszli na dół po schodach. Minęli ukrytą za gazetą portierkę i wyszli na dwór. Poranny chłód owioną ich. Dziewczyna szyko narzuciła na siebie kurtkę.
- To twoja przyjaciółka? - postanowił upewnić się stworek, jednocześnie aktywując zaklęcie uniemożliwiające obniżenie temperatury swojego niedużego ciałka.
- Tak. Znamy się od paru lat. Nazywa się Arashi.
Mordka uświadomił sobie, że słyszał już to imię.
- To jest ta dziewczyna, którą twoim zdaniem miałem odwiedzić?
- Tak - odpała krótko Jagoda. Stworek milczał przez chwilę, ale jego towarzyszka nie rozwinęła tematu. Spojrzała za to wyświetlacz swojego telefonu komórkowego i uśmiechnęła się lekko.
- Powinna zaraz się obudzić.

Owinięta kocem dziewczyna spała w najlepsze nie niepokojona przez nikogo. W pokoju panowała absolutna cisza. Było to częściowo spowodowane tym, że pokój był dźwiękoszczelny. Odgłos opuszczających swoje mieszkania uczniów nie dochodził jej uszu.
Porozrzucane w nieładzie ubrania i książki leżały w różnych częściach pokoju, a na wpół spakowana torba wisiała krzywo na krześle.
Herbata stygła nieśpiesznie.
Wyświelacz wieży mignął, gdy minęła kolejna senna minuta.
I wtedy z ustawionych na pełny regulator głośników buchnęła 5 Symfonia Beethovena. Dziewczyna niemal podskoczyła, koc wzleciał w powietrze, a z jej gardła wyrwało się: "ojej, to już tak późno!"

Mordka dałby głowę, że usłyszał dochodzącą z akademika muzykę, ale Jagoda najwyraźniej nie zwróciła na to uwagi, gdyż szła dalej chodnikiem. Stworek niewiele myśląc pofrunął za nią.
- Nadal nie rozumiem czemu uważasz, że nie nadajesz się na wojowniczkę - kontynuował. - Wiem, że wystąpiły pewne problemy techniczne, ale mimo wszystko naprawdę dobrze poradziłaś sobie...
- Nie twierdziłam nigdzy, że nie posiadam odpowiednich zdolność - Jagoda przerwała mu. - Gdybym ich nie miała to w ogóle bym się nie podjęła jakiejkolwiek walki z nieznanymi przeciwnikami. To byłoby zbyt nierozważne. Nawet jak na mnie.
Mordka zdał sobie sprawę, że nadal nie rozumie sposobu w jaki Jagoda podchodzi do świata.
- Co przypomina mi. W sumie byłem nieco ciekaw, ale nie miałem pewności czy należy pytać. Skąd wiedziałaś, że masz moce? Z tego co wiem indywidualna świadomość istnienia potężnej magicznej energii wewnątrz jednostki jest dość niska na tej planecie.
- Bardzo prosto. Odziedziczyłam zdolności po matce, która zdaje się ma je po swojej babce. W każdym razie nie jest to nic nowego w mojej rodzinie - stwierdziła spokojnie dziewczyna. - I wbrew pozorom wiele osób wierzy w istnienie nadnaturalnej mocy wewnątrz człowieka. Na szczęście tylko nieliczni odkrywają ją w sobie. Chwała za to. Świat byłby strasznym miejscem, gdyby każdy idiota mógł tak po prostu uzyskać zdolność zniszczenia budynku jedną ręką.
- Cóż, naukowo udowodniono, że potencjał magiczny nie ma nic wspólnego ani z intelektem, ani ze stabilnością emocjonalną jednostki - stwierdził Mordka, przypominając sobie co opowiadano na wykładach z Teorii Magii. - Przy czym niewątpliwie posiadanie ich znacznie zwiększa szanse przetrwania.
- Czy magia jest bardzo popularna poza Ziemią? - spytała nagle Jagoda.
Mordka przekrzywił głowę zastanawiając się jak odpowiedzieć.
- Zależy gdzie. Niektóre gatunki istot są z definicji umagicznione, a inne od kilku tysięcy lat nie wyprodukowały ani jednej osoby zdolnej posługiwać się mocą. Jest kilka kultur, gdzie potencjał magiczny i jego brak rozłożyły się po równo w społeczeństwie, choć chyba najpopularniejszy jest model Spreski, którego dobrym przykładem jest Ziemia. Duża ilość jednostek z potencjałem magicznym, gdzie tylko ograniczona liczba osób zostaje w nim uświadomiona i kontynuuje rozwijanie swoich zdolności, czego winą jest brak rozpropagowanej wiedzy o fenomenie visproiectum.
- Mordka, zdajesz sobie sprawę, że masz męczący zwyczaj mówienia momentami w strasznie formalno-fachowy sposób?
Żółty stworek spojrzał na nią lekko zaskoczony.
- Mam?
- Tak. Czy może raczej przez większość czasu starasz się mówić w miarę kolokwialnie i jakoś ci to nawet wychodzi, ale gdy tylko mówimy o magii to bardzo skacze ci poziom elokwencji. Znaczy dla mnie to nie problem, bo jakoś nadążam, ale jeśli kiedyś będziesz musiał wyjaśniać te rzeczy nieobeznanej osobie to spróbuj bardziej upraszczać język.
- Ale... ale ja go upraszczam - wyjaśniła lekko zrozpaczona maskotka.
Jagoda spojrzała na towarzysza rozumiejącym wzrokiem.
- Głównie brakuje ci chyba osłuchania. Całkiem nieźle radzisz sobie z językiem jak na kogoś kto poznał go magicznie i nawet mnie zdziwiło, że do pewnego stopnia opanowałeś kolokwializmy, ale jednak nic nie zastąpi praktyki. Skoro zamierzasz latać ze mną do szkoły to postaraj się wykorzystać tę okazję, by lepiej zrozumieć jęz....
- Jaaaagooodaaa! - jej wywód przerwało wołanie zza pleców. Dziewczyna zatrzymała się, pozwalając, by krzycząca postać skoczyła i objęła ją na powitanie. Była to zdecydowanie niższa od niej osoba, również ubrana w męski mundurek. Jej twarz okalały ciemnoblond włosy do szyi.
- Rei, miło cię widzieć - odpowiedziała spokojnie, nie odwracając się.
- Nie wiem kogo w tym momencie widzisz, ale z całą pewnością nie mnie - odparła z godnością postać. W lekko urażonym tonie kryła się jednak sugestia żartu. Najwyraźniej oboje doskonale się bawili.
Jagoda w końcu odwróciła się z uśmiechem do znajomej osoby.
- Mam nadzieję, że nie miałeś problemu z wczesnym wstawaniem, jak pewna sowia osobistość.
- Arashi nie byłaby sobą, gdyby nie zaspała na pierwszy dzień nowego semestru. I już się przyzwyczaiłem do tego, że muszę dojeżdżać w przeciwieństwie do szczęśliwców nocujących w akademiku - zauważył z lekkim przekąsem.
- Cóż, sporo osób rezygnuje z tej "szczęśliwości" na rzecz własnego cichego kąta.
- Nie lubię gdy omija mnie życie socjalne - zauważył rozmówca. - A właśnie, gdzie cię wczoraj wywiało z akademika?
Jagoda spojrzała z bolesną miną.
- Cichy kąt i istnienie czegoś takiego jak prywatność, chciałam powiedzieć.
- Pytam z czystej ciekawości. Arashi wczoraj do mnie telefonowała i pytała czy jesteś u mnie. Wyraźnie się martwiła, że gdzieś zniknęłaś na większość wieczoru.
- Na litość... wróciłam przed północą! I chyba raz mogę sobie pozwolić na nie wzięcie udziału w integracyjnej imprezie naszego korytarza?!
- Ja bym nie śmiał zabraniać ci czegokolwiek. Doprawdy nie wiem czemu się o ciebie martwiła. Raczej nic gorszego od siebie nie spotkałaś.
- Gorszego na pewno nie. Niestety odnoszę wrażenie, że od teraz będę musiała częściej zarywać wieczory.
- O, a co się stało?
- Wczoraj przeleciała do mnie taka żółta maskotka, która zaproponowała mi zostanie magiczną wojowniczką o wolność. A na mieście byłam, by skopać tyłek wroga, który akurat się napatoczył.
Mordka patrzył wyraźnie zszokowany na Jagodę, która bez skrępowania opowiadała o nadprzyrodzonych zdarzeniach poprzedniego dnia. Chciał coś powiedzieć, ale ta konwersacja tak go zaskoczyła, że pozostał cicho.
- To znaczy, że się zgodziłaś? - spytał Rei, dla którego wyraźnie ten fragment historii był najdziwniejszy.
- Tak, miałam pewne wachania, ale stwierdziłam, że należy czasem podjąć ryzyko. W dodatku ta maskotka była tak zestresowana, że nie miałam serca odmówić. I teraz mam tą... broń - oznajmiła pokazując bransoletkę - która niestety na razie powoduje całą taką problematyczną przemianę w tandetne ciuszki. Ale pracuję nad tym.
- Jejku. Rzeczywiście wygląda kiepsko. Takie łańcuszki nigdy ci nie pasowały - przyznał oglądając uważnie ozdobę. - Zawsze raczej byłaś typem na porządne bransolety lub coś niecodziennego. To jest zbyt nijakie - stwierdził z lekkim niezadowoleniem.
- Dziękuję za twoją fachową opinię - odburknęła.
W międzyczasie wyszli zza drzew i dopiero teraz Mordka zauważył olbrzymi budynek szkolny. Był to trzypiętrowy kompleks, który z nie do końca zrozumiałych powodów miał kształt lekko wyprostowanej litery Z z długimi ramionami. Nim jednak zdążył głębiej zanalizować tutejszą architekturę jego uwagę zwrócił nagły okrzyk.
- Poooooczekaaaajjciieeeee naaaaa mniiiieeeeee! - zabrzmiał rozpaczliwy głos za ich plecami.
Jagoda znów całkiem zignorowała wołanie. Rei drgnął, ale również się nie odwrócił, najwyraźniej czekając na rozwój wypadków.
Coś blondwłosego i ubranego w brązowy płaszcz biegło z godną podziwu prędkością prosto na świeżo mianowaną wojowniczkę dobra. Dziewczyna wyczekała moment i odskoczyła w ostatniej chwili na bok. Rozpędzona postać przebiegła jeszcze kilka metrów nim zdała sobie sprawę, że minęła swoich przyjaciół i gwałtownie wyhamowała.
- Witaj Arashi - mruknęła Jagoda.
- Cześć - Rei dołączył się do porannych pozdrowień.
- Dzień dobry - wymamrotała lekko niezadowolona dziewczyna, najwyraźniej unik Jagody nie wprawił jej w najlepszy nastrój.
Arashi również była niższa od Jagody, ale za to wyższa od Reia. Mordka dopiero teraz zdał sobie sprawę, że Rei był zastanawiająco niski jak na chłopaka w tym wieku. Jeśli był chłopakiem, bo jego wątła sylwetka i pogodna twarz mogły równie dobrze należeć do dziewczyny. W końcu Jagoda mogła nie być jedyną przedstawicielką płci pięknej noszącą męskie ubranie w tej okolicy. Nie mniej chwilowo wszystko wskazywało na to, że Rei jest facetem i Mordka postanowił się tego trzymać.
Wracając do Arashi, była ona dość ładną dziewczyną o jasnych blond włosach do szyi, przy czym okalające jej twarz dwa kosmyki były nieznacznie dłuższe i zaokrąglone na końcach. Miała szczerą twarz i patrząc na nią można było stwierdzić, że jest to osoba, która zwyczajnie nie umie kłamać. W przeciwieństwie do Jagody zdawała się być delikatną, niemal ezoteryczną postacią, ale Mordka szybko doszedł do wniosku, że to akurat fałszywe wrażenie. Czas w jakim pokonała odległość stąd do akademika i brak oznak przesadnego zmęczenia wskazywały, że w istocie była ona sprawniejsza od Jagody lub przynajmniej lepiej radziła sobie w sprincie.
Dalsza droga do szkoły minęła w atmosferze radosnej konwersacji z której jednak Mordka niewiele zrozumiał, gdyż zawierała dużą ilość nieznanych mu imion i nazw własnych oraz słów, których zaklęcie tłumaczące nie obejmowało. Będzie musiał później spytać czym jest fanserwis i cosplay. A poza tym dowiedzieć się czym jest BTJT oraz dlaczego Jagoda tak bardzo tego nie lubi.

Szkoła do której uczęszczała Jagoda zwana Akademią Rozwoju Indywidualnego była niecodziennym miejscem. Mordka zdawał sobie sprawę, że przeciętna placówka edukacyjna nie opływa w bogactwa. ARI właściwie też nie opływało, a raczej wisiało delikatnie w przezroczystej mgiełce wysokiego czesnego, która sugerowała nie tyle rozpustę, co stabilność finansową uczęszczających tu uczniów. O ile dało się wyczuć pewien elitaryzm bijący od studentów, tak snobizm i formalizm zdawały się być mało powszechne. Już w drodze do szkoły Mordka zauważył, że mundurek to element nieobowiązkowy, jako że mijający ich uczniowie częściej mieli na sobie codzienne ubrania. Zresztą sam mundurek nie grzeszył przesadnie skomplikowanym projektem i nie wyróżniał się na tle zwykłych strojów.

Po wejściu do szkoły Arashi odłączyła się od nich, by pójść na swoje zajęcia i obiecując spotkać się ponownie po nich. Rei i Jagoda z kolei skierowali się do klasy 115 na lekcję japońskiego. Po drodze oboje pozdrowili parę osób, które najwyraźniej znali.

- Jesteś całkiem lubianą osobą - zauważył Mordka. Razem z Jagodą siedzieli na trawniku koło szkoły. W pewnej odległości od nich było też kilka innych osób korzystających z popołudniowego słońca, które sprawiło, że aura stała się nieco znośniejasz. Rei miał wciąż zajęcia, co Jagoda postanowiła wykorzystać by trochę porozmawiać z maskotką.
- Jak rozumiem, nie wyglądam na kogoś, kto utrzymuje kontakty towarzyskie - stwierdziła spokojnie dziewczyna nadgryzając bułkę.
Mordka lekko się zawstydził.
- Chyba źle sformułowałem to zdanie. Chodziło mi o to, że miałem wrażenie, iż nie jesteś typem osoby z dużą ilością znajomych - próbował się wytłumaczyć.
- To prawda.
- Słucham? - spytał stworek nie rozumiejąc.
- Nie jestem typem osoby, która posiadałaby dużą liczbę znajomych - wyjasniła dziewczyna. - Co wcale nie oznacza, że nie mogę sobie pozwolić na zebranie takowej.
- Chyba się zgubiłem - przyznał Mordka.
- Nieważne, przejdźmy może do konkretów. Są dwie sprawy o których powinniśmy pomówić. Pierwsza, kwestia to zmuszenie tej upartej bransolety do współpracy. Jak rozumiem w tym momencie nic ci nie wiadomo o nowych przeciwnikach?
- Nie, okolica wciąż jest czysta. I co masz zamiar z nim zrobić? Mam zacząć pisać ten list z reklamacją?
Jagoda zaprzeczyła.
- Wstrzymaj się z tym. Trochę nad tym myślałam i mam pewien pomysł co może być nie tak i jak temu zaradzić, ale zmienienie tych "ustawień" będzie wymagało trochę czasu. Nie wiem jak dużo.
Mordka okazał duże zainteresowanie tą kwestią, ku lekkiemu niepokojowi Jagody.
- Wiesz? W takim razie co jest nie tak? I jak masz zamiar to naprawić? - spytał szybko.
- Spokojnie - odparła defensywnie Jagoda. - Tak naprawdę nie mam pewności czy dobrze rozgryzłam ten problem. I kiedy powiedziałam, że mam pomysł byłam trochę niedokładna. Tak naprawdę mam kilka pomysłów, ale wszystkie opierają się na tym samym rozwiązaniu. Muszę popracować nad dostrojeniem tego cuda technologicznego do siebie.
- To dziwne, ta broń powinna dostrajać się automatycznie - zauważył Mordka. - Ale jak masz zamiar się dostroić?
- Bardzo prosto, będę uruchamiać tę bransoletę do skutku.
- Że, jak? - spytał z niedowierzaniem Mordka.
- Doszłam do wniosku, że coś się zablokowało, a najlepszą metodą na blokadę jest restartowanie do skutku - wyjaśniła spokojnie dziewczyna.
Mordka był pewien, że nikt nie projektował tego urządzenia przewidując takie niedelikatne traktowanie. To męskie modele były wzmacniane na wypadek prób samodzielnego "naprawiania".
- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? - zaczął niepewnie.
Jagoda rzuciła mu złe spojrzenie.
- A masz lepszy? - odwarknęła.
Mordka spuścił wzrok jasno pokazując, że nie ma nic więcej do powiedzenia w tej materii.
Dziewczyna westchnęła. Wyładowywanie frustracji spowodowanej przez złośliwość przedmiotów martwych na Mordce pozostawiało paskudne uczucie, ale musiała jakoś walczyć z jego niezdecydowaniem. Po czterech latach przyjaźni z Arashi była pewna, że to najlepsza metoda na zreformowanie takiej osoby, nawet jeśli niezbyt przyjemna. Zresztą, kto powiedział, że życie jest proste?
- Przejdźmy może do drugiej kwestii - oznajmiła, zmieniając temat. - Czy fakt, że jestem wojowniczką dobra jest tajemnicą? To znaczy, czy mogę podzielić się tą informacją z moimi przyjaciółmi nie wkurzając jednocześnie twoich przełożonych?
Mordka mimo woli nie mógł nie zauważyć, że Jagoda raczej nie ma zamiaru trzymać tego faktu w sekrecie. Jej pytanie dotyczyło nie tyle tego czy to tajna informacja, a tego jak surowe będą reperkusje gdy to zrobi. Stworek nie był pewien co powinien sądzić o takim zachowaniu swojej towarzyszki. Chwilowo postanowił jednak wstrzymywaś się z oceną. Choć metody i podejście dziewczyny miały w sobie coś pokrętnego Mordka miał absolutną pewność, że Jagoda jest w istocie dobrą osobą.
- Nie, nie masz obowiązku trzymać tego w tajemnicy - powiedział na głos. - Z tego co wiem większość osób nie dzieli się tą informacją, gdyż znajomi mogliby uznać, że oszaleli lub cierpią na schizofrenię, ale.... - tu urwał, gdyż zdał sobie sprawę, że to co chciał powiedzieć brzmiało niepokojąco blisko do "twoi znajomi są zapewne dość szaleni by w to uwierzyć", tudzieć "nic co powiesz, że nie zdoła bardziej pogorszyć opinii o twoim zdrowiu psychicznym".
- Nie martw się, parę razy w życiu musiałam się tłumaczyć z bardziej szalonych rzeczy - stwierdziła spokojnie. - I to na dodatek takich, których nie mogłam udowodnić. - Zatrudnienie jako obrończyni dobra jest w porównaniu czymś całkiem normalnym biorąc pod uwagę, że jesteśmy w końcu w Japonii - kontynuowała z przekonaniem i Mordka zaczął się zastanawiać czy dziewczyna mówi poważnie czy jest ironiczna. - Tu każdy przeciętny nastolatek ma okazję uratować choć raz Ziemię!
- Ratowanie Ziemi nie jest przewidziane w umo... - postanowił wtrącić Mordka.
- Tym lepiej dla Ziemi - uznała Jagoda. Stworek nie miał pewności co dziewczyna ma przez to na myśli, ale czuł, że się z nią zgadza.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu, gdy Jagoda kończyła jeść swój posiłek. Gdy bułka stała się sprawą przeszłości Jagoda wstała i zaczęła krążyć po kampusie rozglądając się za jakimś odosobnionym miejscem. W końcu zdecydowała się zaszyć wśród kilku drzew rosnących niedaleko budynku.
- Mordko, o ile nie masz nic przeciwko, mógłbyś zostawić mnie teraz samą? Chce spróbować trochę podostrajać się, a sądzę, że lepiej mi pójdzie jeśli nikt nie będzie mi przeszkadzał - wyjaśniła. Stworek bez problemu się zgodził.
- Gdybyś miała jakieś problemy zawołaj mnie w myślach. To urządzenie pozwala przesyłać krótkie telepatyczne wiadomości - oznajmiła maskotka.
- Jedno pytanie, czemu mówisz mi o tym dopiero teraz? - spytała podejrzliwie dziewczyna.
- Cóż, zapomniałem wspomnieć - przyznał lekko zawstydzony Mordka. - Po prostu ta umiejętność opiera się na poprawnym działaniu tego urządzenia i używam jej głównie, by móc zsynchronizować moją magię z twoimi działaniami. Dopóki nie uda ci się zgrać z urządzeniem i tak niemożliwe będzie ustabilizowanie połączenia na tyle, by móc wykorzystać je w celach konwersacyjnych. I nawet wtedy nie jest to coś umożliwiającego czytanie myśli. Mogę jedynie wysyłać i odbierać krótkie komunikaty.
- Mam nadzieję, że to prawda... - stwierdziła cierpko dziewczyna.
Jej słowa wywołały nieoczekiwany efekt, gdyż Mordka niespodziewanie się zdenerwował.
- Twój umysł to twoja twierdza! - wykrzyknął. - To umysł odpowiada za wykorzystanie magii! Nikt nie ma prawa bezkarnie wkroczyć na to terytorium i wykorzystywać twój potencjał magiczny! Nikt! Rozumiesz?
Jagoda bezmyślnie kiwnęła głową, niepewna co innego zrobić w przypadku, gdy nieduża, wkurzona, złota maskotka wisi tuż przed tobą i podkreśla znaczenie obrony umysłu.
- Nie musisz się martwić o mój umysł - zapewniła go, gdy Mordka wciąż patrzył na nią lekko obruszony. - Będę go bronić!
Udobruchany tymi słowami stworek lekko oklapł i powrócił do swojej nieśmiałej minki.
- To dobrze, w takim razie polecę rozejrzeć się po szkole. Wrócę tu za jakąś godzinę. Powodzenia w dostrajaniu! - to powiedziawszy wziósł się w powietrze i skierował nad szkolne boisko.
Jagoda spojrzała rozkojarzonym wzrokiem za oddalającym się towarzyszem. Cóż, dobrze wiedzieć, że stworek był jednak w stanie się zdenerwować i to na dodatek w kwestii dobrobytu jej umysłu.
Wciąż zamyślona, dziewczyna podniosła rękę i spróbowała urochomić bransoletę. Talizman rozbłysł światłem, gdy wojowniczka pozwoliła płynąć mocy... gwałtowny szok sprawił, że natychmiast przerwała połączenie. Jagoda westchnęła patrząc na swój nadgarstek, który pulsował lekkim bólem.
- Naprawdę nie musisz się o mnie martwić - powiedziała do powietrza z lekką rezygnacją. - Bardziej martw się o to co będzie próbować stanąć mi na drodze.