środa, 15 grudnia 2010

'The Murdere of George Ackroyd

Assignment for class. As usually it is extra copy (and it will be easier to print it if I copy it from here while using other computer >:D).

Review ‘The Murdere of George Ackroyd’

King’s Abott - small village in England in which widow suddenly dies. Her death may have not risen any suspicions, if it wasn’t for rumors that she poisoned her husband. However, lack of evidence seems to suggest that both of them died naturally. That is, untill George Ackroyd receives a letter containing the truth about her and her husband. Unfortunately, several hours later George is found dead and letter disappeared without trace. Who was it that betrayed Mr.Ackroyds earnest trust and killed him? Will Dr. Sheppard, his meddlesome sister and Poirot – detective in retierment manage to solve this mystery?

The ‘The Murder of George Ackroyd’ may not look too encouraging as title basicaly screams who is going to be the main victim. I bought it almost accidentally, only because I was searching for some other work of Agatha Christie and since it couldn’t be found, shop assistant who happened to be a huge fan of criminal stories recommended this to me. She claimed it had great plot and is definitely worth reading. I must admit she was right.

What surprised me that most, when I started to read the book, was the usage of first person narrative. I can only recall one other Christie’s book I read where it was used. Aside from that everything else seemed typical at first glance – Watson-like Dr. Sheppard who fulfills the role of narrator, gossip-loving sister of his whose information may be crucial for finding the murderer and last, but not least eccentric Belgian detective Poirot. Bit by bit they discover hidden truths and lies of Ackroyd’s family and friends; neverthless, it isn’t untill last chapter that we learn the identity of the culprit. Only after realising the final plot-twist we can appreciate the splendidly written plot and detailed description of characters behaviour. Author managed to present readers with all knowledge they needed  in such subtle and seemingly innocent way that they can remain completely unsuspecting untill the truth is drawn out.

I can recommend this story to all criminal lovers. It’s a must read which introduced one of most interesting plot devices to this genre and a well-written story.

niedziela, 5 grudnia 2010

List do braciszka 2

W czasie gdy nasi epiccy bohaterowie kradli trumny, na statku pewna starsza siostrzyczka spełniała swój rodzinny obowiązek. I tak, jeśli dostanę wena może spróbuję napisać też drugi list o Infernalach. Ostatnio zapomniałam wspomnieć - imiona są szyfrowane specjalnie, by nie ułatwiać rodzinie połapania się, że Serena podróżuje z anathemami. Rozkodowanie:

Janek - Johann von Schwarzenberg (Ysen)
Sygner - Sigurd (Velg)
Światełko - Gwiazdka (Serika)
Palny - Płomień (Punyan)
Berbel - Bertrand (Morg)
Rafael - Rufus (Xeniph)
Elka - Erza (NPC)
nauczyciel, sensei etc. - Revan (NPC)


Kochany braciszku,

Siedzę w tej chwili w kajucie i staram się jakoś zająć. Niestety, najsensowniejsza osoba, jaka została na pokładzie to Janek, który jest zajęty Wielkim i Wrednym Planem Zsabotowania Naszych Wrogów (TM). Jeśli będę bardzo zdesperowana mogę spróbować porozmawiać z Elką, ale boję się, że Rafael się napatoczy, a tego wolałabym uniknąć. Jego nieprzewidywalne zachowanie mnie męczy, a ja wciąż czuję się nieco obolała po niedawnym starciu. Tym bardziej nie mam ochoty widzieć się z Berblem, zapewne przedłużyłoby mu to tylko rekonwalescencję. Na szczęście znalazłam sobie coś do roboty - opracowywuję tabelkę! Razem ze Światełkiem doszłyśmy bowiem do wniosku, że należy efektywnie podzielić między siebie Sygnera i szarmanckiego pana. Oczywiście jest to tylko zarys i nadal nie jestem pewna czy w przypadku nieparzystej liczby dni powinnyśmy w tą jedną dobę brać panów na zmianę czy po prostu cieszyć się nimi wspólnie. Jak Janek na chwilę przestnie knuć i wytknie nos z kajuty, by coś zjeść to może się go spytam - on się w końcu zna na sprawiedliwym sądzeniu (przynajmniej w teorii). Chwilowo jednak masywne odgłosy ucztowania, które przywodzą na myśl stado wygłodzonych Yeddimów, wskazują, że Rafael i Elka z braku lepszych zajęć pustoszą spizarnię, więc chyba poczekam aż przeniosą się na pokład lub do kwater.

Poza tym nie zgadniesz kto nas odwiedził! Ten przystojny mężczyzna, którego imienia nigdy nie mogę zapamiętać znów przyszedł, by odzyskać pewien artefakt, który on i jego towarzysze zostawili w podłodze. Ułatwiło nam to robotę, bo właśnie zastanawialiśmy się jak go stamtąd wyciągnąć. Przyznaję, że przedmiot ten był dość nietypowy - bardziej przypominał nieco groteskową, zmutowaną, fioletową rozgwiazdę, niż klasyczne piękno wykuwanych artefaktów, ale mimo wszystko chętnie bym go bliżej zbadała. O ile oczywiście udałoby mi się chwilowo unieszkodliwić jego niekorzystny wpływ na przebywające w pobliżu osoby. Generalnie, będąc w słoiku przypominał taką dużą, egzotyczną ozdobę w sam raz na stolik przy łóżku (jeśli śpiącemu nie przeszkadza, że rozgwiazd łypie na niego). Wracając jednak do mężczyzny - był na tyle szarmancki, że przyniósł nam róże (nie miał dla Elki, ale Rafael obiecał jej za to przynieść drzewo, więc nie jest stratna). Mam nadzieję, że pamiętasz by przynosić kwiaty dziewczynom, które Ci się podobają. Nic tak nie zjednuje kobiecego serca, jak artefakt z kwietnym motywem - zapamiętaj moje słowa!

Przejdźmy jednak do poważnych rzeczy. W ostatnim liście wspominałam o tym, że rada miasta zdemoniła się pod naszą nieobecność. Moje informacje o nich były wtedy niepełne, a ja sama niedość przytomna, by sprawnie opisać Ci nowe zagrożenie jakie odkryliśmy na północy. Jest to nowa rasa anathem - świecąca się na zielona i niezwykle potężna. Przez "niezwykle potężna" mam na myśli: gdybym walczyła z taką w pojedynkę to zginęłabym w mniej niż minutę, nawet inne anathemy mają poważne problemy w walce z nimi. W każdym razie ta nowa rasa zdaje się coś knuć i sabotuje nasze poczynania, w przeciwieństwie jednak do Abyssali wygląda na to, że nikt za bardzo nic o nich nie wie. Stąd ten list. W dalszej części zawarłam dokładniejsze informacje ich dotyczące, które zebrałam wraz z nauczycielem. Sądzę, że odpowiednio je przedstawiając udałoby Ci się znacząco poprawić swoją pozycję, ale jeszcze lepiej by było gdybyś swoje słowa mógł poprzeć materialnym dowodem. Tak się składa, że z jednego z martwych wrogów tego rodzaju zdarliśmy zbroję wykonaną w dość nietypowy sposób. Sądzę, że świetnie sprawdziłaby się ona jako poparcie twoich słów. Niestety, obecna sytuacja utrudnia mi wysłanie jej jako, że taka przesyłka jest niewątpliwie dość kosztowna, a ja muszę bardzo pilnować finansów i własnej skóry. Rozumiesz, pokrywanie kosztów wysyłki tej zbroi całkiem mi się nie opłaca, no chyba, że w zamian uzyskałabym równie cenny artefakt.
Na wypadek, gdybyś nie miał czasu podzielić się tymi informacjami z resztą rodziny (z tego co wspominałeś, możesz mieć kłopoty z odbieraniem listów), zamierzam też wysłaś list do cioci Linwei. Przy czym tak dawno się z nią nie kontaktowałam, że chwilę mi zajmie nim właściwie sformułuję list. W końcu, gdy ostatnim razem widziałam się z ciocią była na mnie nieco zdenerwowana za to, że urwałam się z manewrów, ale myślę, że sprawa tak wielkiej wagi wymaga przełamania wzajemnej niechęci i odnowienia kontaktu.

Daj znać co sądzisz o tych rewelacjach! I dołącz pokwitowanie za przesyłkę do listu.

Twoja jedyna i najukochańsza siostra,
                                                   Serena

sobota, 4 grudnia 2010

List do braciszka

Ysen mnie zainspirował do tego stopnia, że dostałam wena o pierwszej w nocy. Nie wiem czy powinnam być za to zła czy się cieszyć... W każdym razie to jeden (z wielu) listów, które Serena pisała do brata, inspirowany ostatnią sesją. Będę wdzięczna za wytknięcie wszelkich niezamierzonych błędów.


Kochany braciszku,

To cholerne miasto jest przeklęte!

Leżę właśnie w swojej kajucie, poobijana, ranna i wyjątkowo zdenerwowana. Ja wiem, że nie należy wymagać zbyt wiele od moich współtowarzyszy, zwłaszcza w kwestii ogólnie przyjętych norm (nie, żebym sama je szczególni lubiła, ale chociaż inni mogliby ich przestrzegać). W każdym razie ich stosunek do ciężko rannej osoby, która ze wszystkich sił walczyła z demonami i glutowatymi, mackowatymi potworami jest pożałowania godny! Najpierw Palny (ze wszystkich ludzi na tym statku, akurat on!) przychodzi z pytaniem o tą świetnie wykonaną, zdobioną czaszkowym motywem i dodatkowo wzmacnianą zbroję, a później na głowę zwalić mi się musiał Sygner. O ile Palny miał jeszcze dość przytomności, by szybko załatwić swoją sprawę, o tyle Sygner musiał wleźć, by ukoić moje zszargane serce... Bo oczywiście to nie śmiercionośne promienie z oczu (jak jeszcze raz ujrzę klona <zamazane słowo> to utnę mu łeb, przysięgam), ani ataki mackowatego potwora (to jakaś nowa moda? Najpierw ten glut z podziemi, a teraz to?), ale fakt, że przy okazji spotkałam tego szarmanckiego, acz trudnego do zabicia mężczyznę, o którym Ci wcześniej wspominałam. On się tam marnuje, naprawdę. Chętnie zaproponowałabym mu członkostwo w drużynie, gdyby reszta moich towarzyszy nie chciała go bardzo usilnie zamordować (ale wygląda na to, że chociaż Światełko byłaby przychylna mojemu wnioskowi, więc może w przyszłości coś z tego będzie). Niestety, Sygner był odporny na argumenty i usilnie starał się pocieszyć moje zbolałe serce (moje żebra, niestety, nie dostały tyle współczucia). Próbowałam mu wyjaśnić, że ciężko rannym nie potrzeba dobrych słów, a świętego spokoju i dużej ilości bandaży, ale chyba nie powiedziałam tego dostatecznie bezpośrednio, bo jeszcze został u mnie w pokoju, ględząc od rzeczy. Już rozważałam czy pomimo złego stanu zdrowia nie powinnam się poświęcić i spróbować wpoić mu jakieś dobre maniery przy pomocy daiklavy, ale chyba wyczuł moje mordercze implulsy, bo wyszedł, gdy ostatkiem sił woli walczyłam z chęcią odpowiedzenia mu jakąś ostrą ripostą, najlepiej ciętą (choć ucięta byłaby skuteczniejsza, co prawda nauczyciel odniósł jakieś mentalne obrażenia i jest nieprzytomny, ale Sygner pewnie i tak by się wygoił). Później udało mi się wreszcie trochę przespać i teraz jestem nieco przytomniejsza, ale nadal czuję się słabo. Przyznaję, że mam dość tego miejsca i chcę stąd jak najszybciej odlecieć. Niech wszystkie mroczne siły jakie chcą przejąć to miasto wyrżną się spokojnie nawzajem, ja wrócę później - gdy pył opadnie, i dopiero wtedy zajmę się dalszym badaniem podziemi. W końcu one nigdzie nie uciekną. Żal mi trochę spoczywających w nich artefaktów, ale w tym stanie mogę co najwyżej prosić Smoki, by na wszystkich moich wrogów, którzy choćby je tkną spadła zaraza, wścieklizna, cholera i syfilis* (oraz parę innych chorób o których ostatnio czytałam).

Bo widzisz, w gospodach czasem się słyszy, że radcy miejscy to rządne pieniędzy i władzy demony, ale my mieliśmy nieszczęście odkryć, że tak jest w istocie. To jednak wchodzi na nerwy, gdy biegniesz do domu radczyni sprawdzić czy żyje, a w jej kominku znajdujesz śluz i przekonujesz się, że gdy tylko spuściłeś z niej oczy zawarła pakt z jakimiś mrocznymi siłami. Jakby nie wystarczyło, że cała gama paskudztw urządziła sobie bazę pod miastem to jeszcze mieszkańcy muszą się demonić! Jakkolwiek wycięcie w pień całej tutejszej ludności byłoby ciekawą rozrywką i rozwiązało sporo problemów, o tyle nie mam ochoty zdobywać famy ludobójczyni. Gdybym chciała wyżynać miasta zostałabym w domu i zarządzałabym oddziałami. Ja jednak zawsze wolałam działać na mniejszą skalę, przy czym mam wrażenie, że ostatnie wypadki mogą zmusić mnie do zmiany polityki, jako że imperialny legion zmierza w naszą stronę... Ciężko mi powiedzieć kto ma większego pecha - my czy oni. Będziemy próbować skierować ich na te paskudztwa, które nas nękają, wtedy może nawet Błogosławionej Wyspie uda się spełnić jakiś dobry uczynek z pożytkiem dla Kreacji. Albo chociaż dla nas.

Mam nadzieję, że przynajmniej u Ciebie wszystko w porządku i niszczycie każdego wroga, jaki wejdzie Wam w drogę. Wiem, że podobnie jak mnie, Ciebie też denerwuję, gdy nie masz okazji nikogo sprać przez długi czas. Stąd mam nadzieję, że chociaż Ty uciąłeś komuś łeb.

Tak więc pomyślnych starć! I zawiadom mnie, jeśli pokonasz jakiegoś demona. To na pewno poprawi mi humor.

Twoja poobijana i wkurzona siostra,
                                                    Serena


*wszystkie choroby wzięte z podręcznika, kolejno: Plague, Rabies, Cholera i Syphylis (strony 352-3)

Przenosiny

Ponieważ ostatnimi czasy livejournal coraz bardziej wchodził mi na nerwy postanowiłam się przenieść. Mam nadzieję, że tutaj będzie mi wygodniej i nie będę się musiała cały czas bawić w przypominanie sobie, co trzeba wpisać, by wstawić linka....

Tak, więc gdy tylko się nieco umebluję postaram się rozpocząć postowanie. W programie mamy zagrożenia, takie jak moje randomowe literackie teksty (wczoraj Ysen mnie natchnął, bym napisała list od Sereny) czy kontynuacja muzycznego meme (ja go kiedyś skończę! ...tylko chwilowo mi się nie chce).

Adres byłego składowiska moich myśli.