W Gethamane nadszedł kolejny dzień.
Przynajmniej w teorii, jako że pod ziemią nie robiło to większej różnicy czy nad Kreacją świeci słońce czy księżyc. Grupa spała w swoich łóżkach, tudzież innych miejscach, pozwalając, by organizm odpoczął po niedawno wchłoniętej dawce alkoholu. Wczorajsza impreza niewątpliwie należała do udanych.
Serena podniosła się powoli z łóżka. Wczoraj wypiła jednak trochę za dużo. Co prawda głowa jej nie bolała, ale czuła się dość mętnie i najchętniej znowu zapadłaby w stan nieprzytomności. Niestety, jako że już raz otworzyła oczy, sen nie miał zamiaru wrócić. W związku z tym Smoczokrwista postanowiła szybko rozwiązać ten problem.
Najszybszym sposobem było zabicie kaca klinem.
Kobieta podniosła głowę, ale butelka, którą ujrzała na stole, była niewątpliwie pusta. W związku z tym Serena przekręciła się na brzuch i wychyliwszy się za ramę łóżka zaczęła badać podłogę. Znalazła kolejną butelkę, niestety również pustą. Zaklnęła cicho. Potrzebowała alkoholu. Jej mózg uruchomił prosty ciąg skojarzeń, według którego miejscem związanym z dużą ilością zazwyczaj pełnych butelek był pokój Johanna.
Smoczokrwista powoli wstała i ruszyła w stronę ziemi obiecanej alkoholików.
Niestety, pokój Johanna też jak na złość zawierał głównie puste butelki. Te z zawartością znajdowały się ukryte za szczelnie zamkniętym barkiem. Solara nie było w pokoju, zapewne zszedł już na dół na śniadanie. Smoczokrwista też miała zamiar się tam udać, ale chciała najpierw wypić coś choć trochę procentowego.
Alkohol musiał tu być!
Kobieta pochyliła się sprawdzając czy jakaś butelka nie zabłąkała się pod kanapę, ale nic pod nią nie było. Pełna rozczarowania, już miała się podnieść, gdy nagle dostrzegła lekki blask. Nie pod kanapą, ale pod stojącą kawałek dalej szafą błyszczało szkło! Smoczokrwista skoczyła w tamtą stronę i wyciagnęła niedużą, zapieczętowaną buteleczkę. Musiała ona przypadkiem się tam wtoczyć niezauważona przez nikogo. Serena spojrzała dziękczynnym wzrokiem na flaszkę, otworzyła ją i pociągnęła duży łyk. Zawartość nie smakował jak żaden alkohol jaki znała, ale płyn zadziałał tak jak powinien i Smoczokrwista poczuła, że jej umysł zaczyna jakoś pracować. Odstawiła butelkę na stół i ruszyła na dół zjeść śniadanie. Gdy była w połowie schodów ujrzała przed sobą znajomą postać.
- O, widzę, że już jesteś Sereno. Gwiazdka kazała mi sprawdzić czy już się obudziłaś i w razie czego wspomóc cię tą butelką wina, ale widzę, że jakoś sobie poradziłaś - zauważył Płomień.
Serena stanęła w ciszy, patrząc szeroko otwartymi oczami, jakby ujrzała Abyssala po raz pierwszy w życiu.
- P-płomień? - spytała lekko drżącym głosem.
Abyssal spojrzał na nią lekko zdziwiony.
- Coś się stało?
- Ty....
* * *
- Więc jak mówiłam to naprawdę niebezpieczna rzecz. Wytwór jakiegoś pierwszoerowego Solara. Tacy są najgorsi! Jak coś im przyjdzie do głowy, nawet jeśli jest totalnie niedorzeczne to zrobią to i już. To również. Jeśli miał te setki lat na opracowanie formuły to mógł zamiast tego poświęcić siły na załatwienie tego zwykłymi sposobami. Wiesz, dać prezent lub coś.
Karen wracała razem z Yrgathem z misji. Rozmowa jakoś zeszła im na pracę i młoda Siderealka zaczęła opowiadać koledze o sprawie, jaką przedzielono jej w okolicy, gdy tylko okazało się, że nie musi dalej szpiegować drużyny stacjonującej w Gethamane. Było to dosć szybkie zadanie polegające na odzyskaniu butelek tajemnego specyfiku odkrytych przypadkiem w okolicy przez grupkę farmerów.
- Najgorsze były nieprzewidziane trudności, bo tuż przed tym naszym oficjalnym spotkaniem z nimi dostałam informację, że brakuje jednej butelki i w te pędy musiałam lecieć ją odzyskiwać. Ledwo się wyrobiłam. Ten dureń co wykopał te butelki schował jedną i dopiero jak mu zagroziłam to ją oddał. Dobrze, że odzyskaliśmy wszystkie. Wolę nie wiedzieć co by się stało, gdyby wpadły one przypadkiem w niepowołane ręce.
Wojownik zamyślił się na moment.
- Chcesz powiedzieć, że miałaś tę butelkę na spotkaniu? Bo z tego co pamiętam natychmiast jak wróciłaś Rachel teleportowała nas do Gethamane.
- Tak, nie miałam czasu jej odłożyć. A później chyba zapomniałam. Zaraz, mam ją tu gdzieś - to mówiąc Karen sięgnęła w ramię swojego stroju. Rozległ się lekki klamot przesuwanych rzeczy i Siderealka triumfalnie wyciągnęła butelkę.
- "Niebiańskie piwo Yu-shańskie"? - Yrgath podniósł brwi przeczytawszy etykietę. Karen momentalnie zrzedła mina. Obróciła butelkę w swoją stronę i spojrzała przerażona.
- Te butelki nie miały etykiet - jęknęła.
Kobieta zaczęła chaotycznie przeszukiwać swój strój, mnóstwo mniej lub bardziej przydatnych przedmiotów i artefaktów wylądowało na podłodze, ale żaden z nich nie był poszukiwaną butelką.
- Zniknęła - stwierdziła zrozpaczona Karen. - Zgubiłam gdzieś cholerny eliksir miłosny!
* * *
- Coś się stało Serenie - stwierdził spokojnie Płomień.
Smoczokrwista stała tuż obok niego, obejmując go za rękę i patrząc na niego oczami pełnymi bezbrzeżnego szczęścia, jakby obecny tu Abyssal okazał się nagle legendarnym, pierwszoerowym artefaktem.
Siedzący przy stole zamilkli trawiąc ten widok.
- Sereno, coś się stało? - spytała lekko zaniepokojona Gwiazdka.
- Nic wielkiego, po prostu nagle otworzyły mi się oczy - oznajmiła radośnie Smoczokrwista, gładząc Abyssala po zbroi. - W sensie, sama nie wiem, jak mogłam wcześniej nie zauważyć, że Płomień jest takim przystojnym, męskim mężczyzną i że te gotyckie ozdoby, które nosi są takie stylowe...
Revan dość szybko znalazł się przy niej.
- Pozwolisz, że dokonam szybkiego sprawdzenia twojego zdrowia, Sereno - stwierdził lekko zaniepokojony. Kobieta spojrzała zdziwiona na swojego mentora, po czym przeniosła pytający wzrok na Płomienia. Abyssal kiwnął enztuzjastycznie głową dając do zrozumienia, że popiera prośbę Revana.
- Nie ma gorączki, ani nie wygląda by była pod wpływem iluzji lub środków halucynogennych - zawyrokował po szybkiej diagnozie. - Podejrzewam urok. Znaleźliście coś w jej pokoju?
- Dwie puste butelki z wczorajszej imprezy - stwierdził Johann. - Zostawiliśmy obie na stole, poza tym wszysko było chyba w porządku. Gwiazdka co prawda się zdziwiła, że gwarek zdechł, ale był wypchany i pokryty kurzem, więc jego śmierć nastąpiła raczej jakiś czas temu. Poza tym nic podejrzanego.
- Płomieniu, mógłbyś opisać jak zachowywała się Serena, gdy spotkałeś ją dzisiaj rano? - poprosił Revan. - Może to pomoże mi znaleźć przyczynę problemu.
Płomień zamyślił się.
- Wyglądała jak ktoś kto ma lekkiego kaca - stwierdził. - A poza tym zachowywała się całkiem normalnie dopóki mnie nie spostrzegła. Natomiast gdy tylko mnie zauważyła to zareagowała jakby piorun w nią strzelił i na moment straciła głos. Po czym skoczyła na mnie prawie sprawiając, że oboje spadliśmy ze schodów i wyznała mi miłość oraz zaczęła twierdzić, że to kwestia przeznaczenia. Wtedy stwierdziłem, że coś jest chyba nie tak z Sereną i zaprowadziłem ją do was. To chyba wszystko - Płomień spokojnie zrelacjonował całą sytuację.
Revan wysłuchał w zamyśleniu.
- Pójdę i przyjrzę się jej pokojowi. Wy w międzyczasie może zbierzcie się w pokoju Johanna, tak że gdy tylko skończę analizę dołączę do was i powiem co odkryłem. Jeśli zaś chodzi o Serenę to dla jej własnego dobra uśpiłem ją. Podejrzewam Płomieniu, że nie masz nic przeciwko.
Abyssal demonstracyjnie wzruszył ramionami dając do zrozumienia, że nic mu do tego.
- To trochę przerażające, nie sądzicie? - zauważyła Gwiazdka. - W sensie, co się stanie jeśli wszyscy nagle zaczniemy się zakochiwać w sobie?
- Nie powinniśmy byli wczoraj rozmawiać o tych truciznach. Pewnie coś zapeszyliśmy - stwierdził Emery.
- Jesteś pewien, że to wina jakiegoś specyfiku? - spytał Albert. - Revan zdawał się uważać, że to sprawka jakiegoś czaru.
- Cóż, jeśli to wina czegoś co wypiła to Revan powinien odnaleźć resztki tego specyfiku w którejś z tych dwóch butelek - zauważył Johann. - Pytaniem pozostaje kiedy ktoś miał czas wślizgnąć się tutaj i po co na Słońce zmusił ją do zakochania się w pierwszej osobie jaką ujrzy?! - warknął zdenerwowany Solar. Chwilę wcześniej ustalili, że Płomień w istocie był pierwszą osobą, którą Smoczokrwista ujrzała od momentu obudzenia się, co dalej komplikowało sytuację. Czemu ktoś miałby rzucać na nią tak losowy czar? Co niby miałby przez to osiągnąć? Gdyby jakiś wróg wślizgnął się i kazał jej zakochać w sobie i szpiegować drużynę to miałoby sens. Ale kazać jej zakochać się w pierwszej ujrzanej osobie, kiedy wiadomo, że będzie to ktoś z drużyny....
Może to jakiś dowcip?
- Albert, twoi przyjaciele od nici losu nie splotli czegoś przypadkiem tam gdzie nie trzeba? - spytał podejrzliwie Płomień.
Młody Sidereal wzdrygnął się pod złym wzrokiem Abyssala.
- N-nic mi o tym nie wiadomo - bąknął lekko przerażony. - Poza tym nie widzę żadnego powodu, by mieli to zrobić. Mamy już i tak dość pracy bez bawienia się w swatanie Smoczokrwistych i Anathem - zauważył już pewniejszym głosem.
- Może to Babcia postanowiła się trochę zabawić? - podsunął Rufus.
- Czy ja wiem... - stwierdziła niepewnie Gwiazdka.
- Cóż, przynajmniej mamy pewność, że to na pewno nie sprawka Neverbornów - zauważył pocieszająco Płomień.
- Może napijmy się czegoś, bo tej sytuacji nie można rozważać na trzeźwo - zaproponował Johann.
Reszta zgodziła się i po chwili na stole wylądował rząd butelek.
- Może to jakaś odmiana wojny psychologicznej? - stwierdził Płomień. - Może będziemy się w sobie nawzajem zakochiwać aż zaczniemy się zabijać z zazdrości....
- Płomień przestań - jęknęła Gwiazdka, otwierając jedną z butelek. - Słabo mi się robi na samą myśl o tym.
- To tylko moje przypuszczenia - stwierdził Płomień. - Możliwe, że stwierdzili, że taniej wyjdzie złamać nas psychologicznie niż wysyłać kolejne oddziały.
- Nie o tym mówię - przerwała mu Gwiazdka. - Wy chyba wciąż nie dostrzegacie grozy sytuacji - stwierdziła rozglądając się po obecnych i dostrzegając ich pytające miny zaczęła wyjaśniać. - Chodzi o to, że Serena leży teraz zamknięta w pokoju, a Erza akurat jest poza miastem w jakiś interesach, podobnie jak Infernale które jeszcze nie wróciły z wycieczki. Więc obecnie jestem jedyną przedstawicielką płci żeńskiej w tym gronie. W związku z tym, jeśli nasz tajemniczy wróg znowu rzuci na kogoś z was urok to jest duża szansa, że... no, wiecie... spojrzycie na siebie nawzajem - Abbysalka starała się jak najdelikatniej uświadomić panom, że ich sytuacja przerażająco przypomina fabułę jakiegoś Serenowatego romansu. W sumie Smoczokrwista pewnie będzie niepocieszona, jeśli prześpi taką akcję dziejącą się na żywo.
Słowa Gwiazdki wywołały cichą trwogę, której nikt nie starał się okazywać, ale nie umknęło uwadze Abyssalki, że wszyscy panowie chwycili za najbliższą butelkę i wzięli z niej solidny łyk.
Johann wziął niedużą butelkę bez etykiety i również pokrzepił się jej zawartością...
Revan otworzył drzwi.
- Przebadałem te butelki, ale niestety nie znalazłem niczego. Nie mogę też znaleźć śladów żadnego zaklęcia... - tu jednak zamilkł, gdyż jego oczom ukazała się dziwaczna scena. Rufus, Płomień i Gwiazdka praktycznie siedzieli na Johannie przygważdżając go do podłogi. Kawałek dalej stał Albert nieco zielony na twarzy, zaś przy stole Emery kontemplował niewielką butelkę.
- Ktoś mi wyjaśni co się tutaj dzieje? I czemu trzymacie biednego Johanna? - spytał Revan.
- Chyba trochę spanikowaliśmy - przyznała Gwiazdka, patrząc przepraszająco na Solara, na którego plecach siedziała. - Ale nie wiemy jak silne jest to draństwo... i tak trochę się przestraszyliśmy.
- Ale za to znaleźliśmy źródło całego zamieszania - wyjaśnił Emery, machając buteleczką.
- Może najpierw wyjaśnijcie od początku.
- To nieco przerażająca wizja - zgodził sie Albert, siedzący naprzeciwko Johanna. - Mam nadzieję, że Revan coś wykryje.
- Ja was tylko chciałam uświadomić dla waszego dobra. Możliwe, że już nie będzie dalszych incydentów! - wytłumaczyła szybko Gwiazdka. - Może się okazać, że to jakieś krótkie magiczne zauroczenie, które przechodzi po dniu.
- To byłoby pocieszajace - przyznał Abyssal.
Nikt nie zwrócił uwagi na Johanna, który bardzo powoli odstawił butelkę na stół, próbując jednocześnie jakoś ubrać w słowa to co się w nim zalęgło. Był pewiem, że wymaga to co najmniej długiego eposu, ale w obecnej sytuacji krótki wiersz byłby zapewne lepszy.
Tylko, żeby ułożyć cokolwiek potrzebowałby chociaż odrobiny koncentracji, a ta zdawała się być w całości poświęcona siedzącemu naprzeciwko niego mężczyźnie. W dodatku w pokoju zrobiło sie nagle potwornie gorąco....
Czemu do tej pory tego nie zauważył? Jak mógł nie zwrócić uwagi na cudne Albertowe lica? Na te puszyste, zadbane włosy?
Albert nieświadomy zagrożenia wyciągnął rękę, by sięgnąć po kolejną butelkę, ale zamiast niej natrafił na dłoń Solara. Zdziwiony podniósł głowę i spojrzał pytająco na Johanna.
Ku jego przerażeniu sędzia lekko się rumienił. W pierwszej chwili Sidereal uznał, że było to spowodowane alkoholem, który właśnie spożyli, ale wtedy Johann zaczął improwizować.
- Gdy róże czerwone zakwitły
A bratki już dawno przekwitły.
W sercu mym pełnym jasności
Znalazłem fragmenty miłości.
Wszyscy spojrzeli z przerażeniem na dwójkę panów. Johann ku zgrozie obecnych był niewątpliwie mocno zarumienion. Albert dla odmiany najpierw zrobił się blady, po czym zaczął stopniowo zielenieć na twarzy.
- Chwilowo ten wiersz jest nieco krótki - przyznał Johann - ale mam nadzieję, że... że razem napiszemy ciąg dalszy i...
W tym momencie uaktywnił się jakiś mechanizm obronny obecnych, gdyż dokładnie w tym samym momencie Rufus, Płomień i Gwiazdka skoczyli na Johanna przerywając tą niewątpliwie romantyczną scenę i ratując w ten sposób swoje zdrowie psychiczne. Solar był tak zaabsorwowany swoim wyznaniem miłosnym, że został całkowicie zaskoczony atakiem, zwalony z kanapy i przygwożdżony do podłogi. Krzyknął coś niezrozumiałego wyrażając niezrozumienie dla nagłej przemocy ze strony przyjaciół. Albert nieco chwiejnie wstał ze swojego miejsca i zaczął się cofać do tyłu aż trafił na ścianę. Wciąż był zielonkawy na twarzy i wyglądał na wstrząśniętego nagłym rozwojem sytuacji.
W tym właśnie momencie drzwi pokoju otworzyły się.
- Przebadałem te butelki, ale niestety nie znalazłem niczego. Nie mogę też znaleźć śladów żadnego zaklęcia... - zaczął wyjaśniać Revan, ale przerwał gwałtownie zauważając co się dzieje. - Ktoś mi wyjaśni co się tutaj dzieje? I czemu trzymacie biednego Johanna?
- Rozumiem, że też chcecie bym go uśpił - stwierdził spokojnie Revan, gdy Emery pokrótce streścił mu co wydarzyło się podczas jego nieobecności.
- To byłoby chyba wskazane działanie - stwierdziła Gwiazdka, patrząc kątem oka na wciąż lekko zestresowanego sytuacją Alberta. Johann został spacyfikowany i ulokowany w tym samym pokoju co Serena.
Grupa zebrała się jeszcze raz, by omówić sytuację.
- Więc wygląda na to, że winę za wydarzenia ponosi ten płyn - stwierdził Emery wskazując na butelkę. - To chyba jakiś eliksir miłosny.
- Na to wygląda - stwierdził Revan.
- Głupcy z nas - stwierdził Płomień. - Byliśmy przekonani, że rzecz odpowiedzialna za dziwne zachowanie Sereny znajdowała się w jej pokoju, nie przyszło nam do głowy sprawdzić innych.
- Gdy układaliśmy Johanna na chwilę obudziłem Serenę i spytałem ją czy była w pokoju sędziego - oznajmił Revan. - W istocie była. Szukała jakiego alkoholu i mówi, że znalazła niewielką butelkę pod szafą.
- Pod szafą?! - zdziwiła się Gwiazdka.
- Tak, Serena była pewna, że ktoś przypadkiem upuścił butelkę, a ta wtoczyła się pod szafę.
- Nie sądzisz, że trochę naciągane wyjaśnienie? - spytała Abyssalka.
- Cóż, pamiętasz chyba naszą rozmowę z Siderealami? Gdy Dante i jego koledzy przyszli wysadzając przy tym drzwi. Jakaś butelka mogła przy okazji spaść i wtoczyć się pod szafę. Sądzę, że nikt wtedy nie zwróciłby na nią uwagi - zauważył Revan.
- Mimo wszystko to brzmi naciąganie...
* * *
Karen wyładowała wściekłość na bogu ducha winnej ścianie. W pierwszej chwili chciała szukać na ślepo, ale wstrzymała się. Doczekała aż wróci do Yu-Shan, po czym znalazła swojego kolegę, znającego się na magii i winnego jej przysługę. Następnie wyprosiła go, by ukazał jej moment, gdy zgubiła butelkę.
Ku jej wściekłości okazało się, że straciła ją właśnie podczas spotkania w Gethamane. Gdy drzwi zostały wysadzone ruszyła gwałtownie ręką przez co butelka wyślizgnęła się z jej szaty, odbiła lekko od podłogi i wtoczyła pod pobliską szafę.
Karen podziękowała koledze, po czym w ekspresowym tempie ruszyła do podziemnego miasta. Jeśli miała szczęście to nikt do tej pory nie znalazł tej ferelnej butelki.
* * *
- Teraz powinniśmy się chyba przede wszystkim skupić na znalezieniu jakiejś metody, by Serena i Johann się odkochali - stwierdził Emery. - Bo skoro wiemy, że to wina tego płynu to powinno to ułatwić sprawę.
- Cóż, to może nie być takie proste, Emery - zauważył Revan. - Biorąc pod uwagę skuteczność jego działania podejrzewam, że będę potrzebował dobrze wyposażonego laboratoriu i pomocy osoby znającej się na medycynie.
- Myślisz, że Serena byłaby w stanie ci pomóc? - spytała Gwiazdka.
- Sądzę, że w obecnej sytuacji lepiej na niej nie polegać - przyznał Infernal.
- Czemu? Przecież to nie jest tak, że straciła swoje zdolności - zauważył Emery.
Revan potrząsną głową.
- Nie chodzi mi o to, że brak jej umiejętności, a raczej o to, że nie mogę wykluczyć, iż Serena pod wpływem tego specyfiku nie spróbuje sabotować prac nad odtrutką.
- Czemu miałaby to robić? - spytał zdziwiony Rufus.
- Serena jest w miarę domyślną osobą, więc nie da się utrzymać w sekrecie, że to co tworzymy sprawi, że przestanie kochać Płomienia. Jednak w chwili tworzenia odtrutki wciąż będzie ślepo zakochana i z jej perspektywy będzie to sztuczne niszczenie jej uczucia. Nie mogę wykluczyć możliwości, że postrzegając w ten sposób sytuację postanowi ona zsabotować naszą pracę - wyjaśnił spokojnie Revan.
Drużyna przyjęła to wyjaśnienie ze spokojem. Nikt nie był w stanie się nie zgodzić co do istnienia sporego prawdopodobieństwa takiego obrotu spraw.
Dyskutowano jeszcze przez moment, ale ostatecznie grupa postanowiła zrobić krótką przerwę, by trochę przewietrzyć umysły.
Albert wciąż lekko zniesmaczony sytuacją postanowił wrócić do pokoju i zrobić sobie zieloną herbatę na ukojenie nerwów. Cała ta sytuacja była trudna do zniesienia. Zdecydowanie potrzebował chwili spokoju i wyciszenia. Z tą myślą otworzył drzwi.
- Wreszcie jesteś, młody! - Karen siedząca na łóżku Alberta i czytająca któryś z jego zwojów podniosła się lekko. - Myślałam, że będziecie dyskutować tam do jutra.
- Co, pani tutaj robi? - jękną Sidereal rozpoznając starszą koleżankę, która również była przydzielona do sprawy Gethamane. - Czyżby chodziło o jakieś rozkazy?
- Nie, nie - stwierdziła kobieta machając ręką, by podkreślić nieformalność sprawy. - Po prostu zapomniałam zabrać pewną rzecz i akurat przechodząc obok drzwi usłyszałam, że dyskutujecie o czymś zaciekle, więc postanowiłam tu poczekać, by dowiedzieć się co takiego wydarzyło się, gdy mnie nie było.
Albert westchnął. Tyle ze spokoju.
- Ktoś dopuścił się magicznego ataku na drużynę poprzez podstawienie butelki tajemniczego eliksiru - stwierdził Sidereal nie chcąc wchodząc w szczegóły, jednak Karen była wyraźnie zainteresowana sprawą.
- Eliksiru? - spytała lekko przeciągając samogłoski.
- Eliksiru miłosnego - przyznał ponuro. Ale po chwili stwierdził, że w sumie warto wykorzystać tę okazję. - Mogłabyś to zgłosić przełożonym i sprawdzić czy nie macie jakiś informacji o tym płynie lub odtrutki na niego. Dałbym ci małą próbkę tego co z niego zostało.
Karen udała, że się zastanawia, ale Albert zauważył, że mina nieznacznie jej zrzedła gdy o tym wspomniał. To obudziło w nim pewne podejrzenia...
- Myślę, że to sprawa niewarta niepokojenia nikogo. To tylko eliksir miłosny, nie? Świetna okazja do zaciśnięcia więzów w drużynie - stwierdziła Karen swawolnym tonem, dając do zrozumienia, że uważa sprawę za mało istotną.
Mężczyzna spojrzał na nią uważnie.
- Proszę mi przy pomnieć co pani zostawiła tutaj, panno Karen - spytał już ostrzejszym tonem Albert. - Wierzę, że nie dosłyszałem za pierwszym razem.
Kobieta zacisnęła lekko zęby, ale nie przestała się uśmiechać.
- W tej chwili już nic - oznajmiła.
Sidereal spojrzał wrogo na koleżankę.
- To pani odpowiada za to zamieszanie! - stwierdził oskarżycielsko.
Karen teatralnie westchnęła.
- Nie posiadasz dowodów. A tak na marginesie to błędy zdarzają się każdemu - rzuciła takim tonem, jakby ostatnie zdanie było pełnym mądrości aforyzmem.
- Przez ciebie Johann się we mnie zakochał! - krzyknął zdenerwowany niepowagą koleżanki.
Karen mrugnęła.
- Naprawdę? - spytała autentycznie zdziwiona.
- Tak - warknął Albert.
- Cóż, zawsze mogło być gorzej - stwierdziła, próbując go uspokoić. - To mógł być Abyssal.
- Nie pomagasz!
- Posłuchaj! - oznajmiła stając koło niego i opierając swoją rękę na jego ramionach, w przyjacielskim geście. - Robię to dla naszego wspólnego dobra! Wiem, że obecna sytuacja powoduje u ciebie wielki dyskomfort, dlatego jestem ci oficjalnie winna dużą przysługę. Nie mniej zrozum, że zaskarżaniem mnie niczego nie osiągniesz - Karen zaczęła wyjaśniać konfidencjonalnie. - Jeśli pójdziesz do przełożonych z problemem jakim jest byle eliksir miłosny to uznają, że przydzielili ci zadanie ponad siły. Zapewne już teraz niektórzy mają wątpliwości czy tak młoda osoba powinna zajmować się sprawą Gethamane. Nie mów mi, że chcesz się podłożyć i dać sobie zabrać taką świetną okazję do wykazania swoich talentów?
Albert próbował nie dać po sobie poznać, że ten wywód brzmiał nawet sensownie.
- A co z odtrutką? Nie chcę, żeby łaził za mną zakochany we mnie starszy mężczyzna! - zauważył.
Karen poklepała Alberta uspokajająco po plecach.
- Nie martw się. Słyszałam, że Johann ma wspaniałą znajomą Solarkę będącą specjalistką w dziedzinie medycyny w tych rejonach. Podobno czyni ona cuda. Razem z Revanem i Sereną powinna bez trudu opracować odtrutkę. Zapewni wam pomoc szybciej niż nasz zbiurokratyzowany system.
Albert czuł, że nie ma siły dalej spierać się z Karen. Jej argumenty brzmiały zbyt sensownie.
- Niech będzie - stwierdził.
Kobieta uśmiechnęła się. Nikt nie miał szans w starciu z przekonywującą, socjalną Siderealką.
- To ja się będę zbierać - stwierdziła. - Mam jeszcze dużo roboty. Daj mi później znać, jak wam poszło - to mówiąc wyszła. Albert podszedł do łóżka i padł na nie. Ten dzień był zdecydowanie zbyt męczący.
- O, Albert wreszcie jesteś - powitał go Rufus, gdy Sidereal ponownie dołączył do grupy. Nagły ciąg wydarzeń zmęczył go, tak że przysnął na moment i przez to spóźnił się trochę.
- Coś mnie ominęło? - spytał.
- Tak - potwierdziła Gwiazdka - Przypomnieliśmy sobie o pewnej medyczce żyjącej w okolicy. Johann wspominał, że jego znajoma, niejaka Excel, mieszka w Whitewall. To niedaleko stąd, a z jej pomocą powinniśmy być w stanie stworzyć odtrutkę.
- To dobra wiadomość - stwierdził Albert. Po cichu musiał przyznać, że Karen miała rację. Wszystko wskazywało na to, że pomoc Solarki pozwoli na szybsze zakończenie całej tej niepoważnej sprawy.
Płomień wstał.
- Moim zdaniem im szybciej rozwiążemy ten problem tym lepiej, więc sugeruję natychmiast rozpocząć przygotowania do wyruszenia do Whitewall - oznajmił Abyssal.
Obecni członkowie drużyny jednogłośnie poparli ten plan.
- Serena, Johann, śpicie jeszcze? - spytał Revan po wejściu do pokoju.
- Zgadnij - mruknęła Smoczokrwista.
Johann nic nie odpowiedział zajęty kontemplowaniem sufitu.
- Johannie, nic ci nie jest? - spytał zaniepokojony Infernal.
- Nie rozpraszaj go - syknęła Serena. - Tworzy epos.
- Epos?
- Epicką historię o miłości, walce, przeznaczeniu... zwłaszcza miłości - stwierdziła z lekkim chichotem. - Prosił by nic do niego nie mówić, bo chce się stuprocentowo skoncentrować.
- Rozumiem... - powiedział Revan, choć nie był do końca pewien czy rozumie. - Cóż, chciałem tylko ogłosić, że w ramach wakacji udajemy się wszyscy do Whitewall!
- Do Whitewall? - spytała Serena z lekkim zachwytem. - Miasto znane z przepięknych uliczek, drobnych sklepików, romantycznych restauracji i zadbanych hoteli? I jeśli wszyscy, to znaczy, że Płomień też z nami jedzie. Prawda? Prawda?
- ...niezmierzonej wielkości radość ujrzało... - wymamrotał do siebie wciąż nieruchomy Solar.
Revan stwierdził, że im szybciej uda im się spotkać z Excel i opracować tę odtrutkę tym lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz