środa, 21 sierpnia 2013

Aphorismus



Mężczyzna powoli  otworzył oczy. Jego oczom ukazało się skrzyżowanie. Rzędy aut na przemian przejeżdżały przez nie. Czerwone światło. Zielone światło. Czerwone światło.

Wokół panowała piękna wiosenna pogoda. Choć temperatura wciąż nie była dostatecznie wysoka by móc chodzić w krótkim rękawku było niezwykle słonecznie, gdyż tylko od czasu do czasu niewielkie chmurki częściowo przesłaniały słońce. Ludzie radośnie przechodzili wzdłuż zielonych trawników.

Mężczyzna jeszcze raz rozejrzał się wokół siebie próbując zrozumieć co tu robi. Kilka faktów było dla niego pewnych. Po pierwsze, nazywał się Jan Sosnowski. Po drugie, był właśnie w drodze na ważne spotkanie. Po trzecie, nie dotarł na nie z powodu wypadku.

Wypadek. Wypadek samochodowy. Zbyt wolna reakcja. Pisk opon. Łomot. Karetka.

Na ulicy przy krawężniku leżały resztki stłuczonego szkła, a na niedalekim trawniku spoczywał uszkodzony fragment karoserii. Jan nie do końca rejestrował ich obecność.

Mężczyzna spróbował się skoncentrować, co jednak nie przychodziło mu łatwo. Choć wspomnienia wypadku były fragmentaryczne, Jan zdołał jednak dojść do tego co wydarzyło się potem. Przyjechało pogotowie. Lekarze nie stwierdzili obrażeń. Odjechali.

Zostawili go.

Zostawili go?

Jan był zły z tego powodu. Został zostawiony. Zignorowany. Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?

W oddali rozległ się śmiech. W trakcie gdy Jan zajęty był swoimi przemyśleniami minęło południe i po jakimś czasie na chodniku wzdłuż ulicy pojawili się uczniowie podstawówki, którzy właśnie skończyli zajęcia. Wesoły i pełen energii gwar zaczął konkurować z warkotem aut.

Mężczyzna był pewien, że powinien gdzieś iść. Na spotkanie? Nie, i tak był już spóźniony. Do domu? Nie, to nie o dom chodziło. Dokąd? Dokąd miał iść?

Uczucie zagubienia zdawało się go przepełniać. Gorzej, Jan miał wrażenie, iż w tym momencie składa się tylko i wyłącznie z czystego zagubienia. Co się stało? Czemu go zostawiono? Dlaczego? Dlaczego? Niech ktoś mi powie! Pomocy! Niech ktoś mi pomoże!

Rozpacz Jana została przerwana gdy nagle uświadomił sobie, że jest obserwowany. Odwrócił się. Za nim stała dziewczynka z tornistrem. Jej wzrost sugerował, że jest uczennicą podstawówki. Obecność uczennicy zaskoczyła mężczyznę. Choć podświadomie zdawał on sobie sprawę, że gdzieś niedaleko przechodzą ludzie to wydawali się oni być czymś niezwykle odległym i abstrakcyjnym. Dziewczynka dla odmiany wydawała się nadnaturalnie realna, jak gdyby ktoś obrysował jej kontur grubym markerem, by podkreślić jej obecność. Dziewczynka sięgała Janowi niewiele powyżej pasa, ale z jakiegoś powodu czuł on przed nią olbrzymi respekt. Świadomie zdawał on sobie sprawę, iż idiotyzmem jest nadmierne przejmowanie się jej obecnością, ale jego podświadomość wyraźnie miała inne zdanie. Co było głupie, gdyż nie było w niej nic co mogło budzić respekt, wręcz przeciwnie. Przy swoim niskim wzroście dziewczynka cierpiała na wyraźną otyłość, co przy jej nieprzesadnie kobiecej twarzy sprawiało, że ciężko było ocenić na pierwszy rzut oka jakiej jest płci. Jedynie czarne, nieco dłuższe niż takie jakie normalnie noszą chłopcy włosy, sugerowały iż jest to dziewczyna. Jan nie miał pojęcia skąd wzięła się jego przekonanie graniczące z pewnością co do jej płci, natychmiast po tym jak ją zobaczył. Dziewczynka miała na sobie ciemnozieloną bluzkę z długim rękawem ozdobioną obrazkiem postaci z jakiejś animowanej serii i czarne dżinsy. Na nogach nosiła tenisówki, a jej niebiesko-szary plecak zdradzał ślady długiego używania. Jednak tym co najbardziej zwróciło uwagę Jana był jej taksujący wzrok. Intensywnie zielone oczy zdawały się widzieć przez niego na wylot. Ich kolor wydał mu się nadnaturalny, mężczyzna nigdy nie widział kogoś z tak intensywnie kolorowymi oczami.
Przez moment Jan pomyślał, że może dziewczynka chciała po prostu przejść na drugą stronę jezdni. Tylko wydaje mu się, że patrzy na niego. Tak naprawdę jej wzrok skierowany jest na sygnalizator świetlny. Gdy tylko światło zmieni się z czerwonego  na zielone przejdzie ona na drugą stronę ulicy. Jan odwrócił się, by spojrzeć na sygnalizator.

Zieleń.

Zieleń. Głęboka zieleń. Moc. Strach. Respekt. Moc. Zieleń. Czerń. Czerń. Czerń.

Czerwień. Światło z zielonego zmieniło się na czerwone. Potem znowu na zielone. I znowu czerwone. I z powrotem na zieleń. Dziewczynka nadal stała w miejscu wpatrując się w niego. Jan nie mógł już mieć co do tego żadnych wątpliwości. Jej obecność sprawiała, że czuł się coraz bardziej zdenerwowany, jak gdyby była czymś dziwnym, nienaturalnym, innym.

Przerażającym.

-Czy czegoś ode mnie chcesz? –Jan zdał sobie sprawę, że nie wytrzymał napięcia i mimowolnie zwrócił się w stronę dziewczynki.
- Słyszałam, że był tutaj dzisiaj wypadek – odpowiedziała. Jej głos był nieco niski, a jej ton wskazywał, że była przyzwyczajona do agresywnego stylu wypowiedzi, co zapewne dodatkowo utrudniało ludziom określenie jej płci. Mówiła jednak dość cicho, tak jakby nie chciała zostać usłyszana. Jan nie miał jednak problemu z rozróżnieniem słów.
- Owszem, brałem nawet w nim udział – mężczyzna stwierdził z lekkim przekąsem.
- Widzę – dziewczyna odpowiedziała ponuro. Wyraźnie starała się zachować kamienną twarz, ale Jan zdał sobie sprawę, że z jakiegoś powodu ma ona coraz większe problemy z utrzymaniem jej. Mając nadzieję, że dalsza konwersacja pomoże mu uczłowieczyć w myślach tą dziwną uczennicę, postanowił kontynuować rozmowę.
- Dziewczynki w twoim wieku raczej nie powinny się interesować miejscami wypadku. Właściwie to w której klasie jesteś? – spytał. Jednocześnie zaczął się mimowolnie zastanawiać co miała ona na myśli mówiąc wcześniej, że widać, iż brał udział w wypadku. Jan był pewien, że jego ubranie było czyste, lekarze zaś stwierdzili brak ran. Skąd więc dziewczynka miała widzieć po nim, że brał udział w wypadku? Możliwe, że była po prostu sarkastyczna i odnosiła się do jego skołowanej miny. Tak, na pewno.
- Piątej – padła niewzruszona odpowiedź. – I nie miałam wyboru. Muszę przejść to skrzyżowanie, by dojść do domu – dziewczynka zauważyła przytomnie.
- Owszem, ale gapienie się na mnie chyba nie było konieczne? – zauważył Jan. Uczennica ponownie zamilkła, krzywiąc się.

Mężczyźnie bardzo nie podobała się jej mina. Choć zachowanie dziewczynki wydawały się być obcesowe to jej mimika zdawała się wskazywać na coś przeciwnego. Wyglądała ona jakby cała ta sytuacja z jakiegoś powodu ją trapiła, a szorstkie słowa stanowiły jedynie desperacką próbę ukrycia tego. Jan zdał sobie sprawę, że nie może znieść patrzenia jak dziewczynka w ciszy walczy z własnymi myślami, więc wznowił konwersację pierwszym pytaniem jakie przyszło mu do głowy. Jednocześnie zdał sobie sprawę, że dziewczynka zdjęła plecak i postawiła go obok siebie, choć nie kojarzył, by w którymkolwiek momencie się ruszała.
– Jak masz na imię?
Uczennica odpowiedziała natychmiast. Mężczyzna odniósł wrażenie, że jest szczęśliwa, iż cisza została przerwana.
- Jagoda. Jagoda Twardowska – dziewczynka przedstawiła się z miną pełną powagi. Jan nie mógł pozbyć się uczucia, że przy podawaniu swojego imienia studiowała ona jego reakcję.
- Czy to imię powinno mi coś mówić? – spytał pod naporem badawczego spojrzenia.
- Niektórym mówi – Jagoda odparła enigmatycznie, jak gdyby to co powiedziała wyjaśniało wszystko.
Mężczyzna westchnął i zamarł.

Kątem oka Jan dostrzegł dwójkę kobiet, które mówiły coś do siebie szeptem patrząc w stronę jego i Jagody. Ich zachowanie uświadomiło mu jak podejrzanie cała ta sytuacja musi wyglądać z punktu widzenia osoby trzeciej: dorosły mężczyzna wypytujący z nieznanych powodów o imię niezbyt szczęśliwie wyglądającą uczennicę podstawówki. Jagoda najwyraźniej też była świadoma ukradkowych spojrzeń jakie kobiety kierowały w jej stronę, ale kompletnie je ignorowała. Jan miał ochotę wyjaśnić nieporozumienie jakie najwyraźniej zaszło, ale nim zdążył coś powiedzieć kobiety ruszyły korzystając z tego, że na przejściu zapaliło się zielone światło. Mężczyzna próbował śledzić je wzrokiem, ale szybko zniknęły z jego pola widzenia.

- A ja jestem Jan. Jan Sosnowski – mężczyzna postanowił wrócić do konwersacji, jednocześnie rewanżując się swoim imieniem.
- …Jan Sosnowski… - Jagoda mruknęła pod nosem. Jan natychmiast odczuł, że było coś niepokojącego w sposobie w jaki wymówiła jego imię, jak gdyby zamierzała użyć go przeciwko niemu.

Błąd. Błąd. Błąd. Imię. Moc. Zagrożenie. Niebezpieczeństwo. Moc.

Jan lekko potrząsnął głową i położył dłoń na czole.
- Coś nie tak? – spytała dziewczynka. Mężczyzna z lekkim niepokojem zdał sobie sprawę, że w jej głosie pobrzmiewało nie tyle zmartwienie co ciekawość.
- Nic takiego, chyba po prostu wciąż jestem skołowany po tym wypadku – stwierdził próbując się uśmiechnąć.
- Czujesz się dziwnie odseparowany od świata, masz dziury w pamięci, a ja wywołuję w tobie strach – dziewczynka wyrecytowała, nieco monotonnym tonem.
- Tak, skąd… - Jan zaczął zdziwionym tonem, ale Jagoda przerwała mu.
- Naprawdę nie powinnam była tego odkładać, ale cały czas ktoś przechodził ulicą, a ja wyglądałam już dostatecznie głupio mamrocząc do siebie – uczennic a kontynuowała wyraźnie zwracając się do siebie raczej niż do swojego rozmówcy, ale po chwili znów skierowała się do niego. – To naturalne objawy u ofiar takich jak ty.
- Jagodo – Jan zaczął starając się przyjąć protekcjonalny ton – nie wiem kim jesteś, ale na pewno nie masz większej wiedzy o tym co jest nie tak z moim ciałem niż lekarze którzy mnie diagnozowali.
Dziewczynka parsknęła.
- Twoje ciało nie ma z tym nic wspólnego – stwierdził ostro.
- Więc o co ci…? – Jan zaczął, ale Jagoda tymczasem dokończyła myśl przerywając mu.
- Nie możesz mieć problemów z czymś czego nie posiadasz.

Czerwień. Pisk. Łomot. Karetka. Czerń.

Jan poczuł, że świat zaczął rozpływać się na krawędziach, ale szybko zebrał się w sobie. To było niedorzeczne. Głupie. Nieprawdopodobne. Przerażające.
- Nie wiem o czym mówisz, przecież stoję tutaj przed tobą – zauważył, ale jego głos drgał lekko.
- Owszem, twój duch niewątpliwie stoi przede mną – dziewczyna odpowiedziała z krzywym uśmiechem. – Jak wspominałam wcześniej przyszłam zobaczyć miejsce wypadku, głównym powodem było to, że usłyszałam iż ktoś w nim zginął.

Karetka. Głosy. Światło. Szum. Głosy. Czerń.

- Przecież rozmawiasz ze mną! – mężczyzna wykrzyknął, nie mogąc zapanować nad własnymi emocjami.
Jagoda na moment spuściła oczy z westchnieniem.
- To żaden dowód, mam dar pozwalający mi rozmawiać z duchami – stwierdziła tonem pełnym deprecjacji, sugerującym, że w jej mniemaniu ten talent to nie tyle „dar” co przekleństwo.
Jan nie wytrzymał, podszedł do stojącego obok słupa z sygnalizacją i oparł się o niego ręką, tak że w normalnych okolicznościach przewróciłby się bez jego oparcia.
- Widzisz, nie przenikam przez przedmioty! – Jan zauważył triumfalnie.
Jagoda jednak patrzyła na niego z mieszanką zniecierpliwienia i rezygnacji, jak nauczycielka próbująca wytłumaczyć coś szczególnie upartemu uczniowi.
-Tylko dlatego, że wierzysz, że wciąż posiadasz ciało. Twoja świadomość wpływa na to jak odbierasz świat. W trakcie naszej rozmowy co najmniej trzy osoby przeszły przez ciebie, ale wyraźnie tego nie zauważyłeś.
- Trzy osoby? – Jan zamilkł na moment próbując przypomnieć sobie moment kiedy coś takiego mogło się zdarzyć, ale bez rezultatu.
- Ponieważ jesteś duchem, twoje odbieranie rzeczywistego świata jest... – tu Jagoda zamilkła na moment szukając słowa. Jan dopiero teraz zdał sobie sprawę, że dziewczyna jak na swój wiek ma dość mocno rozbudowane słownictwo przydatne w wyjaśnianiu kwestii pośmiertnych. Najwyraźniej czytała pewną ilość materiałów na ten temat. – …niepełne – dokończyła w końcu. – Powiedz, ile osób minęło nas od kiedy zaczęliśmy rozmawiać.
Jan zamyślił się, pamiętał tylko dwie kobiety, które obgadywały jego i Jagodę, ale był pewien, że mijał ich jeszcze ktoś.
- Pięć…? – zasugerował ostrożnie.
- Co najmniej dwadzieścia – dziewczyna stwierdziła twardo. – Może nawet bliżej trzydziestu, nie liczyłam zbyt dokładnie – przyznała.

Uczucie rozmycia świata nasiliło się, ale tym razem Jan nie miał siły z nim walczyć. Wszystko z wyjątkiem Jagody oraz kawałka chodnika i jezdni przy których stał rozmyło się, tak że musiała mocno się skoncentrować, by zdać sobie sprawę co się na nich dzieje. Po chwili zorientował się, że jest jednak jeszcze jedna rzecz która z jakiegoś pozostała w miarę widoczna, mianowicie sygnalizacja. Jan zwrócił się w stronę dziewczynki i zdał sobie sprawę, że jego pierwsze wrażenie było całkiem trafne. Jagoda teraz dosłownie wyglądała jak gdyby jej kontur został grubo obrysowany, odcinając się wyraźnie od rozmazanego tła, zaś jej oczy świeciły jaskrawą zielenią. Uczucie strachu i respektu, które odczuwał wcześniej, teraz spotęgowało się.

- Twoja mina sugeruje, że wreszcie ujrzałeś prawdę. Gratulacje – dziewczyna stwierdziła beznamiętnie.
- Co? Jak? – Jan wykrztusił.
- Teraz gdy pogodziłeś się z tym, że zapewne nie żyjesz, wspomnienia które wypierałeś powinny powrócić. Co oznacza, że wreszcie będziemy mogli omówić najważniejszą kwestię – Jagoda wyjaśniła i po pauzie dodała. – Twoje dalsze istnienie.

Wypadek ten, tak jak spora część wypadków charakteryzował się gwałtownością. W jednej chwili Jan jechał spokojnie autem, by w następnej naciskać z desperacją hamulec po nagłej zmianie światła na czerwone. Hamulec postanowił wybrać akurat ten moment, by z hamulca działającego stać się hamulcem niedziałającym, gdyż wciskanie go przyniosło tylko minimalny efekt. Po tym nastała duża ilość bólu i ciemności. Ból był tak potężny, że zabijał jakiekolwiek próby uformowania się myśli. Szczęśliwie dość szybko nastała jeszcze głębsza ciemność połączona za to z brakiem bólu – utrata świadomości. Nie trwała ona jednak długo… a może trwała? Ciężko oceniać upływ czasu przy braku świadomości. Gdy Jan ponownie otworzył oczy był niesiony do karetki. Ból wybuchł ponownie. Oddychanie było bolesne. Światło było bolesne. Dalsze egzystowanie było bolesne. Ból jednak skończył się bardzo szybko. Tuż po wniesieniu do karetki zapadła ciemność. Tym razem trwała.

Jan wzdrygnął się, gdy wspomnienia wróciły do niego.
- Nie, nie, nie, NIE! – wykrzyknął. – To nie mogło się stać! Ja, ja nie mogłem…! – słowo „umrzeć” nie mogło mu przejść przez gardło. Natychmiast jednak zdał sobie sprawę, że nie posiada gardła. Z desperacją spojrzał na swoje ręce. Wyglądały na prawdziwe. Prawdziwe, żywe ręce przez które płynie krew. Jednak słowa Jagody wwiercały mu się w czaszkę.

„Tylko dlatego, że wierzysz iż wciąż posiadasz ciało.”

Jan zamknął oczy i wyobraził sobie swoje dłonie jako półprzezroczyste i bladsze niż normalnie. Następnie otworzył oczy. Jego ręce wyglądały dokładnie tak jak sobie wyobraził.
- Aaaaaaaaaaaaaaarrrrrrrrrrrrrrrgggggggghhhhhhhhhhhhhhhhhhhh!!!!!!!!!! – Jan krzyknął z przerażenia.

Mężczyzna nie wiedział ile dokładnie czasu miotał się krzycząc. Doszedł do siebie, gdy poczuł potężne kopnięcie w żebra. Właściwie na tym etapie nie posiadał żeber, ale siła kopniaka sprawiła, że Jan odniósł wrażenie, że znowu je mi.
- Wiesz, właściwie to nie musiałeś zamykać oczu, wystarczyło pomyśleć, że nie chcesz widzieć, aby osiągnąć ten sam efekt – oznajmił zrezygnowany głos nad nim. – Z drugiej strony na ile zauważyłam nawyki związane z oczami są jednymi z tych z którymi najtrudniej rozstać się duchom. Tak czy siak, chwilowo znowu nie ma ludzi na horyzoncie, więc zbierz się do kupy, żebyśmy mogli załatwić twoją sprawę, nim znowu się zejdą.
Jan powoli podniósł się z gruntu. Nie pamiętał, w którym momencie znalazł się na nim w pozycji leżącej, ale odniósł wrażenie, że lepiej sobie tego nie przypominać. Jego podświadomość zdawała się wiedzieć lepiej jakie wspomnienia należy zablokować dla jego własnego dobra.
- Ja… jestem martwy – mężczyzna stwierdził głosem pełnym przerażonego zrozumienia.
- Tak i z jakiegoś powodu nie poszedłeś dalej. Prawdopodobnie dlatego, że twoja śmierć była nagła – dziewczyna wyjaśniła robiąc nieokreślony ruch ręką. – I jeśli nie masz nic przeciwko temu chciałabym pomóc odprawić cię na tamten świat, skoro nie udało ci się tam dotrzeć samemu.
Jan zamarł usłyszawszy te słowa i zdołał tylko wykrztusić z siebie:
- Czemu?
Jagoda parsknęła jakby zadano jej wyjątkowo głupie pytanie.
- Czemu chcę cię wykopać do zaświatów? Oh, to proste – stwierdził, a jej głos przybrał mroczny ton. – Jako duch jesteś wyraźnie przywiązany do tego miejsca i minie pewnie jeszcze dobre kilka lat nim będziesz w stanie się ruszyć gdziekolwiek dalej. Ja z kolei jak wspominałam, muszę przejść to skrzyżowanie, by dotrzeć do szkoły i nie uśmiecha mi się chodzić naokoło, by cię unikać – Jagoda zerknęła na Jana i widząc jego niezrozumienie kontynuowała. – Nie rozumiesz czemu nie chcę cię spotykać? Cóż, widzisz nie mam jeszcze pełnej kontroli nad moją mocą – mężczyzna zdał sobie sprawę, że jej głos znów przybrał pejoratywny ton, gdy dziewczyna zaczęła mówić o swoich nadnaturalnych zdolnościach. – W związku z czym co jakiś czas widziałabym ciebie, a ty z samotności próbowałbyś ze mną rozmawiać – Jagoda przerwała, ale widząc, że Jan dalej nie rozumie problemu, westchnęła zdenerwowana i warknęła podniesionym głosem. – Dla ciebie to nie będzie żaden problem, ale pomyślałeś jakie to ciężkie dla mnie, gdy duch którego tylko ja widzę próbuje do mnie gadać. Moje życie ssie już dostatecznie i nie mam zamiaru pozwolić by jeszcze więcej ludzi uważało, że jestem pomylona tylko dlatego, że jacyś kretyni nie byli w stanie trafić do zaświatów i teraz czują się samotni! – ostatnie słowa zostały wykrzyczane. Jagoda natychmiast zdała sobie sprawę co zrobiła i rozejrzała się, po czym zamarła z wzrokiem wpatrzonym w przestrzeń. Jan dla którego miejsce w kierunku którego patrzyła było wciąż różnokolorową plamą mógł tylko się domyślać, że ktoś usłyszał jak Jagoda krzyczy sama do siebie i teraz patrzy na nią z niepokojem.

Korzystając z tego, że Jagoda zajęła się udawaniem, że wcale nie konwersuje z kimś niewidocznym, Jan postanowił rozważyć postawione mu ultimatum. Z jednej strony zdawał sobie sprawę, że istotnie najlepszym kursem akcji byłoby skorzystanie z pomocy i udanie się do zaświatów. Z tego co mówiła Jagoda wynikało, że przez co najmniej kilka najbliższych lat będzie przywiązany do tego miejsca i choć mężczyzna zorientował się, że bycie duchem najwyraźniej zaburzyło jego poczucie upływu czasu nadal nie była to zachęcająca perspektywa. Co prawda miał tylko na to słowo tej dziwnej dziewczyny, ale nie widział powodu dla którego miałaby kłamać w kwestii jego dalszego losu. Z drugiej jednak strony mężczyzna odczuwał wyraźny strach przed perspektywą bycia wyekspediowanym do zaświatów. Sama Jagoda budziła w nim przerażenie od momentu, gdy ją zobaczył, a słownictwo jakiego używała sugerowało, że przejście na drugą stronę będzie przeżyciem co najmniej nieprzyjemnym, jeśli nie bolesnym. Jan nie mógł powstrzymać wrażenia, że procedura ta będzie niczym innym jak drugą śmiercią.

Mężczyzna zerknął w stronę Jagody, która nie wiedzieć kiedy przykucnęła nad trawnikiem udając, że przygląda się z zainteresowaniem leżącemu na nim uszkodzonemu fragmentowi karoserii. Dziewczyna niemal natychmiast odwzajemniła się zniecierpliwionym spojrzeniem zielonych oczu.

Zieleń. Moc. Moc. Moc. Moc. Moc. Czerń.

Jan potrząsnął głową, by uciszyć złe przeczucia jakie napełniły go gdy tylko spojrzał na Jagodę. Choć nie miał najmniejszej ochoty korzystać z jej „pomocy”, coraz bardziej zaczynał zdawać sobie sprawę z patowości swojej sytuacji. Mimo, że dziewczyna deklarowała, że chciałaby jego zgodę przed podjęciem próby wyekspediowania go w zaświaty, Jan był pewien, że jest to warunek opcjonalny. Przeczucie mówiło mu, że Jagoda nie będzie miała żadnego problemu ze zrobieniem tego co zapowiedziała wbrew jego woli. Dodatkowo Jan, będąc przywiązanym do miejsca wypadku, nie posiadał możliwości ucieczki. Jego jedyną szansą utrzymania swojej egzystencji byłoby zdanie się na dobrą wolę dziewczyny i obiecanie jej, że wyrzeknie się jakichkolwiek prób komunikacji z nią. Mężczyzna natychmiast jednak zdał sobie sprawę, że nie byłby w stanie dotrzymać tego warunku. Choć Jagoda szczerze go przerażała, już teraz miał poważne problemy z powstrzymaniem się od konwersacji z nią. Pominąwszy miejsce wypadku, dziewczyna była jedynym wyraźnym i stabilnym elementem jaki mógł obserwować. Wszyscy inni ludzie wtapiali się w rozmazane tło jakim była reszta świata, nie wspominając o tym, że zwyczajnie go nie widzieli. Wyrzeczenie się interakcji z jedyną osobą z jaką może się porozumiewać byłoby zbyt wielką torturą, tym bardziej że Jagoda mijałaby go regularnie chodząc do szkoły.

- Namyśliłeś się? – zniecierpliwiony głos wyrwał go z zamyślenia. – Bo robi się późno, a chciałabym wracać do domu.
Jak na potwierdzenie jej słów z jej żołądka dobiegło głośne burczenie.

Późno? Przecież dopiero co było wczesne popołudnie. Właściwie to jak długo stali tutaj i konwersowali? I skoro o tym mowy to czy sam wypadek nie odbył się wczesnym rankiem…

Uczucie bólu ponownie przywołało go do rzeczywistości w formie zdenerwowanej Jagody.
- Żadnego pogrążania się w myślach i uczuciach! Zajmuje ci to zdecydowanie za dużo czasu – warknęła, wycofując pięść, którą przed chwilą wpakowała w żołądek Jana. Wyglądało na to, że jego upływ czasu i koncentracja naprawdę były zaburzone w stosunku do świata osób wciąż żyjących.
- Chcę proste „tak” lub „nie”. Chcesz przejść dalej, czy nie? – Jagoda wytłumaczyła. – I w miarę szybko, bo niedługo znowu zacznie się tu ktoś kręcić, a nie zamierzam egzorcyzmować cię przy publice.
Mężczyzna uznał, że nie ma co zwlekać, skoro i tak nie ma większego wyboru.
- Tak, chcę iść dalej – powiedział trochę wbrew sobie. Perspektywa nadal go przerażała, ale lepiej było zgodzić się teraz, niż odwlekać nieuniknione.
Jagoda westchnęła i uśmiechnęła się lekko najwyraźniej szczęśliwa, że jej problem zostanie szybko rozwiązany.
- Świetnie, rozsądna decyzja! To będzie szybkie! Wystarczy, że będziesz stał nieruchomo! – obiecała radosnym głosem, a po chwili dodała poważniej. – I może zamknij oczy, powinieneś się wtedy lepiej czuć.
Jan natychmiast zastosował się do zalecenia i ogarnęła go ciemność.

Zamknięte oczy nie przeszkadzały mu w słyszeniu cichego mamrotania Jagody. Próby zrozumienia tego co mówi spełzły jednak na niczym, ale bynajmniej nie dlatego, że miał problem z usłyszeniem jej głosu. Jej słowa wydawały się nienaturalnie rozciągnięte i Jan zdał sobie sprawę, że jego przerażenie najwyraźniej sprawiło, że teraz dla odmiany odczuwa wydarzenia świata żywych w zwolnionym tempie. Oznaczało to, że obietnica Jagody iż egzorcyzm pójdzie szybko będzie prawdą tylko z jej perspektywy. Jan wiedział, że ta różnica w percepcji to nie jej wina, ale mimo to czuł się oszukany. Z pewną fascynacją i przerażeniem zdał sobie sprawę, że pomimo braku wizji wciąż wie dokładnie gdzie znajduje się dziewczyna oraz odczuwa gromadzącą się wokół niej moc. Jego instynkt wysyłał mu teraz nieustanne sygnały niebezpieczeństwa, ale ich permanentność ułatwiała Janowi ignorowanie ich. Mężczyzna ze zdziwieniem zauważył, że po raz pierwszy od czasu wypadku jego myśli są naprawdę klarowne. Może właśnie dlatego był w stanie tak wyraźnie odczuwać to co działo się przed nim. Zamknięte oczy nie wydawały mu się aż takim dużym utrudnieniem w odbieraniu otoczenia. Ta myśl sprawiła, że przypomniał sobie wcześniejsze słowa Jagody.

„Wiesz, właściwie to nie musiałeś zamykać oczu, wystarczyło pomyśleć, że nie chcesz widzieć, aby osiągnąć ten sam efekt.”

Czy to nie oznacza także, że mógłby widzieć zamkniętymi oczami, jeśli sobie tego zażyczy? Jan zdawał sobie sprawę, że gdy dziewczyna mówiła o zamknięciu oczu był to zapewne skrót myślowy, ale chęć przetestowania tej teorii była silniejsza od niego. Mężczyzna zaczął najintensywniej jak tylko mógł wyobrażać sobie siebie widzącego świat bez otwierania oczu. Przez moment nie działo się nic, gdy nagle obraz zafalował.

Świat który ukazał mu się był inny od tego, który widział wcześniej. Wszystko nie będące miejscem wypadku zamiast barwną plamą było teraz jednolitą ciemnoszarą plamą, choć gdy przyjrzeć się bliżej Jan zdał sobie sprawę, że w oddali znajdują się chyba jakieś jaśniejsze i ciemniejsze plamki. Instynkt podpowiedział mu, że to co teraz obserwuje to manifestacje mocy i rzeczywiście, gdy spojrzał w dół zdał sobie sprawę, że po pierwsze on sam emituje jasnoszare światło, a po drugie, miejsce wypadku na którym stoi wygląda teraz jakby oglądał je przez lupę – fragmenty którym się przypatrywał ukazywały się mu w olbrzymich detalach, ale równocześnie wszystko wokół rozmazywało się. Dodatkowo wyglądało też, że jego linia wzroku znajduje się niżej, przez co Jagoda wyglądała teraz na wyższą niż wcześniej… Myśli Jana gwałtownie zamarły, gdy ten spojrzał uważniej na obecny wygląda małoletniej egzorcystki. Był to widok absolutnie przerażający. Wspomnienia wypadku i własnej śmierci wydawały się mężczyźnie całkiem sympatyczne w porównaniu. Przede wszystkim nie zawierały uczennicy piątej klasy która wyglądała jak awatar bliżej niezidentyfikowanego boga zemsty. Pierwszą rzecz jaką się zauważało była krążąca wokół niej moc. Była ona czarna niczym smoła i zapewne równie paskudna w dotyku. Jej sama natura budziła w Janie wstręt. Nie był on w stanie stwierdzić jak Jagoda stojąca w środku tego czarnego wiru, który obecnie gromadził się w jej ręce jest w stanie go wytrzymać. Teoretycznie wiedział, że ta moc zapewne pochodzi z niej samej, ale myśl, że uczennica podstawówki mogłaby nosić w sobie coś równie plugawego była wyjątkowo niekomfortowa. Sama Jagoda również była teraz trochę rozmazana. Częściowo wynikało to z krążącej wokół niej mocy, ale nawet bez niej kontury dziewczyny były rozmyte w porównaniu z tym jak wyraźnie Jan widział ją wcześniej. Wyglądało na to, że patrząc na świat w ten sposób widzi głównie esencję Jagody. Jej sylwetka była tak mocno uproszczona, że nie było nawet za bardzo widać, że jest otyła. Ubrania w ogóle nie dało się zidentyfikować, zamiast niego widoczna była biaława poświata. Tylko twarz pozostawała w miarę wyraźna, jej włosy, które już wcześniej były w nieładzie, teraz dodatkowo latały we wszystkie strony poruszane przez krążącą wokół energię. Mina Jagody była zacięta, a jej świecące, zielone oczy patrzyły wrogo na świat. W tym momencie mężczyzna zdał sobie sprawę czemu krążąca wokół niej energia jest taka mroczna, ciemniejsza nawet od czarnych włosów dziewczyny. Jej moc była pełna emocji, a raczej była dosłownie zasilana przez emocje. Nie, nie tylko jej. Jan przypomniał sobie głębokie uczucie zagubienia jakie towarzyszyło mu tuż po wypadku oraz niepokoju przy spotkaniu Jagody, nie wspominając o obecnie odczuwanym strachu. Mężczyzna nie mógł dać za to głowy, ale z tego co kojarzył odczuwanie emocji wynikało z procesów zachodzących w ciele. Hormony i tym podobne. Ale teraz po stracie ciała, które mogłoby generować rzeczone procesy, wciąż odczuwał emocje. Logicznym wnioskiem było zatem, że czymkolwiek był obecnie Jan, składało się w pewnym stopniu z nich. A skoro on był bytem nadnaturalnym to nadnaturalna moc dziewczyny zapewne miała podobną naturę. Jan przypomniał sobie jak negatywna była dziewczyna ilekroć wspominała o swoich zdolnościach. Mężczyzna nie miał pojęcia jakie dokładnie przeżycia miała Jagoda, ale jej zachowanie i wywód o tym czemu chce sprawić by przeszedł na drugą stronę, sugerowały, że dziewczyna musiała mieć pewną dozę złych doświadczeń związanych ze swoimi mocami. Nie sprawiało to, jednak że wyglądała ona mniej przerażająca w oczach Jana. Wręcz przeciwnie, fakt, że zamierzała odesłać go na drugą stronę przy użyciu mieszanki własnych negatywnych emocji wydawał mu się okropny. Nic dziwnego, że sugerowała, by zamknął oczy. Zapewne nie byłby pierwszym, który odmówił bycia egzorcyzmowanym po zobaczeniu jak wygląda moc dziewczyny.
Tymczasem energia, która zgromadziła się w jej prawej ręce skondensowała się na tyle, że z punktu widzenia Jana przypominała ona teraz szponiastą łapę demona. Ręka ta rozwarła się na moment, po czym zacisnęła w pięść. Dziewczyna która do tej pory stała nieruchomo, teraz zmieniła swoje ustawienie i pochyliła się lekko. Jej zielone oczy skupiły się teraz na Janie, któremu bardzo nie spodobało się jej spojrzenie. Był to wzrok drapieżnika szykującego się, by zaatakować ofiarę.
- Dobra! – głos Jagody wydawał mu się teraz dziwnie zniekształcony, ale już nie spowolniony. Wyglądało na to, że poczucie czasu mężczyzny znów wróciło do normy. Jan spojrzał z paniką na Jagodę. Możliwe, że mimowolnie otworzył przy tym oczy, ale na tym etapie nie miało to już żadnego znaczenia. Dziewczyna ruszyła gwałtownie w jego stronę wymierzając cios prawą pięścią. Dystans między nimi był krótki, mężczyzna zdał sobie sprawę, że nie będzie w stanie uniknąć ataku. Zresztą nawet gdyby to zrobił, nie miał dokąd uciec. Mógł tylko patrzyć z pełną strachu fascynacją na Jagodę która obecnie przypominała biało-czarną smugę. Ręka Jagody uniesiona ponad głowę zamachnęła się.
- SPIEPRZAJ STĄD!!! – dziewczyna krzyknęła, głosem pełnym mocy.
Pięść trafiła Jana w brzuch. W momencie uderzenia, mężczyzna po raz ostatni mógł zaobserwować twarz Jagody. Intensywnie zielone oczy pełne były skonfliktowanych uczuć, gdy dziewczyna patrzyła na ducha, którego odsyłała do zaświatów. Gdy spojrzał on niżej, ujrzał jednak coś co ostatecznie potwierdziło jego przekonanie o tym jak przerażająca jest dziewczyna. Wbrew temu co mówiły jej oczy, na ustach dziewczyny gościł uśmiech. Był on niewielki, ale był to pierwszy autentyczny wyraz szczęścia jaki Jan ujrzał u niej. W przeciwieństwie do krzywych uśmiechów, jakie widział u niej wcześniej, ten wypełniony był pewnością siebie, poczuciem siły i pewną dozą ekscytacji. Naprawdę ta dziewczyna była…
- Potwó… - Jan wymamrotał, ale nie udało mu się dokończyć, gdyż w tym momencie moc Jagody dosięgła go. W przeciwieństwie do poprzednich uderzeń dziewczyny temu nie towarzyszył ból. Zamiast tego Jan odniósł wrażenie, że mroczna energia wchłania go. Albo on wchłania ją. W tym momencie nie robiło to żadnej różnicy. Jan czuł jak negatywne uczucia zawarte w ataku powoli pochłaniają jego świadomość.

Bezsilność. Żal. Alienacja. Przerażenie. Poczucie winy. Złość. Samotność. Strata. Wrogość. Nienawiść. Niezrozumienie. Niecierpliwość. Niechęć. Smutek. Irytacja. Agresja. Zgryźliwość. Upartość. Duma. Niemożność zapomnienia. Wyrzuty wspomnienia. Pretensje. Ból. Rozpacz. Odrzucenie. Strach.

Nienawiść.

Nienawidzę siebie.

Czerwień. Strach. Ból. Zagubienie. Zieleń. Złość. Moc. Nienawiść. Czerń.

Czerń. Czerń. Czerń. Czerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczer…







~~~

Jagoda powoli podniosła się z chodnika przy akompaniamencie śmiechu bandy chłopaków, która jak się okazało obserwowała ją z daleka. Niestety po tym, jak odesłała ducha przez uderzenie go skoncentrowaną dawką mocy, straciła równowagę i z łomotem wyrżnęła o chodnik. Dobrze, że chociaż duch tego nie widział.
Grupka chłopaków w oddali właśnie odgrywała nieco przesadzoną rekreację wydarzeń. Jeden z nich z rozmachem wymierzył cios powietrzu krzycząc głośno, po czym teatralnie padł na chodnik, wywołując tym kolejną salwę śmiechu. Jagoda zmusiła się, by zignorować ich, jednocześnie otrzepując ubranie i wkładając swój plecak. Z westchnieniem spojrzała na znajdujące się nisko słońce. Burczący żołądek ponownie przypomniał jej, że jest już mocno spóźniona na obiad. Dobrze, że chociaż załatwiła tę sprawę dzisiaj. Odsyłanie duchów tuż po ich śmierci było najprostsze. Zwlekanie z tym tylko zaszkodziłoby jej w dłuższej perspektywie, Jagoda przekonała samą siebie w myślach. Nawet jeśli duch Jana był sympatyczny…
Przez moment dziewczyna ponownie ujrzała pełen strachu i uczucia zdrady wyraz twarzy ducha w jego ostatnich chwilach.

„Potwó…”

Dziewczyna znowu westchnęła i spojrzała na sygnalizację. Paliło się czerwone światło.
- Naprawdę nie musiałeś mi tego mówić… - stwierdziła z lekkim wyrzutem, patrząc na przejeżdżające samochody. Głosy rozbawionej grupy chłopaków zaczęły się oddalać, gdy zainteresowali się oni kolejną rzeczą. Niedaleko Jagody stanęła kobieta z torbą zakupów, która z pewnym zdziwieniem zauważyła kawałek karoserii leżący na trawniku. Widząc to dziewczyna spojrzała mimowolnie na swoją prawą dłoń. W międzyczasie światło zmieniło się na zielone i ludzie zaczęli przechodzić przez ulicę.
- …w końcu sama wiem o tym najlepiej – mówiąc to do siebie Jagoda uśmiechnęła się krzywo i skierowała się w stronę domu, zostawiając za sobą puste miejsce wypadku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz