Mężczyzna powoli otworzył oczy.
Jego oczom ukazało się skrzyżowanie. Rzędy aut na przemian przejeżdżały przez
nie. Czerwone światło. Zielone światło. Czerwone światło.
Wokół panowała piękna wiosenna pogoda. Choć temperatura wciąż nie była
dostatecznie wysoka by móc chodzić w krótkim rękawku było niezwykle słonecznie,
gdyż tylko od czasu do czasu niewielkie chmurki częściowo przesłaniały słońce.
Ludzie radośnie przechodzili wzdłuż zielonych trawników.
Mężczyzna jeszcze raz rozejrzał się wokół siebie próbując zrozumieć co
tu robi. Kilka faktów było dla niego pewnych. Po pierwsze, nazywał się Jan
Sosnowski. Po drugie, był właśnie w drodze na ważne spotkanie. Po trzecie, nie
dotarł na nie z powodu wypadku.
Wypadek. Wypadek samochodowy. Zbyt wolna reakcja. Pisk opon. Łomot.
Karetka.
Na ulicy przy krawężniku leżały resztki stłuczonego szkła, a na
niedalekim trawniku spoczywał uszkodzony fragment karoserii. Jan nie do końca
rejestrował ich obecność.
Mężczyzna spróbował się skoncentrować, co jednak nie przychodziło mu
łatwo. Choć wspomnienia wypadku były fragmentaryczne, Jan zdołał jednak dojść
do tego co wydarzyło się potem. Przyjechało pogotowie. Lekarze nie stwierdzili
obrażeń. Odjechali.
Zostawili go.
Zostawili go?
Jan był zły z tego powodu. Został zostawiony. Zignorowany. Dlaczego?
Dlaczego? Dlaczego?
W oddali rozległ się śmiech. W trakcie gdy Jan zajęty był swoimi
przemyśleniami minęło południe i po jakimś czasie na chodniku wzdłuż ulicy
pojawili się uczniowie podstawówki, którzy właśnie skończyli zajęcia. Wesoły i
pełen energii gwar zaczął konkurować z warkotem aut.
Mężczyzna był pewien, że powinien gdzieś iść. Na spotkanie? Nie, i tak
był już spóźniony. Do domu? Nie, to nie o dom chodziło. Dokąd? Dokąd miał iść?
Uczucie zagubienia zdawało się go przepełniać. Gorzej, Jan miał
wrażenie, iż w tym momencie składa się tylko i wyłącznie z czystego zagubienia.
Co się stało? Czemu go zostawiono? Dlaczego? Dlaczego? Niech ktoś mi powie!
Pomocy! Niech ktoś mi pomoże!
Rozpacz Jana została przerwana gdy nagle uświadomił sobie, że jest
obserwowany. Odwrócił się. Za nim stała dziewczynka z tornistrem. Jej wzrost
sugerował, że jest uczennicą podstawówki. Obecność uczennicy zaskoczyła
mężczyznę. Choć podświadomie zdawał on sobie sprawę, że gdzieś niedaleko
przechodzą ludzie to wydawali się oni być czymś niezwykle odległym i
abstrakcyjnym. Dziewczynka dla odmiany wydawała się nadnaturalnie realna, jak
gdyby ktoś obrysował jej kontur grubym markerem, by podkreślić jej obecność.
Dziewczynka sięgała Janowi niewiele powyżej pasa, ale z jakiegoś powodu czuł on
przed nią olbrzymi respekt. Świadomie zdawał on sobie sprawę, iż idiotyzmem
jest nadmierne przejmowanie się jej obecnością, ale jego podświadomość wyraźnie
miała inne zdanie. Co było głupie, gdyż nie było w niej nic co mogło budzić
respekt, wręcz przeciwnie. Przy swoim niskim wzroście dziewczynka cierpiała na
wyraźną otyłość, co przy jej nieprzesadnie kobiecej twarzy sprawiało, że ciężko
było ocenić na pierwszy rzut oka jakiej jest płci. Jedynie czarne, nieco
dłuższe niż takie jakie normalnie noszą chłopcy włosy, sugerowały iż jest to
dziewczyna. Jan nie miał pojęcia skąd wzięła się jego przekonanie graniczące z
pewnością co do jej płci, natychmiast po tym jak ją zobaczył. Dziewczynka miała
na sobie ciemnozieloną bluzkę z długim rękawem ozdobioną obrazkiem postaci z
jakiejś animowanej serii i czarne dżinsy. Na nogach nosiła tenisówki, a jej
niebiesko-szary plecak zdradzał ślady długiego używania. Jednak tym co najbardziej
zwróciło uwagę Jana był jej taksujący wzrok. Intensywnie zielone oczy zdawały
się widzieć przez niego na wylot. Ich kolor wydał mu się nadnaturalny,
mężczyzna nigdy nie widział kogoś z tak intensywnie kolorowymi oczami.
Przez moment Jan pomyślał, że może dziewczynka chciała po prostu
przejść na drugą stronę jezdni. Tylko wydaje mu się, że patrzy na niego. Tak
naprawdę jej wzrok skierowany jest na sygnalizator świetlny. Gdy tylko światło
zmieni się z czerwonego na zielone
przejdzie ona na drugą stronę ulicy. Jan odwrócił się, by spojrzeć na
sygnalizator.
Zieleń.
Zieleń. Głęboka zieleń. Moc. Strach. Respekt. Moc. Zieleń. Czerń.
Czerń. Czerń.
Czerwień. Światło z zielonego zmieniło się na czerwone. Potem znowu na
zielone. I znowu czerwone. I z powrotem na zieleń. Dziewczynka nadal stała w
miejscu wpatrując się w niego. Jan nie mógł już mieć co do tego żadnych
wątpliwości. Jej obecność sprawiała, że czuł się coraz bardziej zdenerwowany,
jak gdyby była czymś dziwnym, nienaturalnym, innym.
Przerażającym.
-Czy czegoś ode mnie chcesz? –Jan zdał sobie sprawę, że nie wytrzymał
napięcia i mimowolnie zwrócił się w stronę dziewczynki.
- Słyszałam, że był tutaj dzisiaj wypadek – odpowiedziała. Jej głos był
nieco niski, a jej ton wskazywał, że była przyzwyczajona do agresywnego stylu
wypowiedzi, co zapewne dodatkowo utrudniało ludziom określenie jej płci. Mówiła
jednak dość cicho, tak jakby nie chciała zostać usłyszana. Jan nie miał jednak
problemu z rozróżnieniem słów.
- Owszem, brałem nawet w nim udział – mężczyzna stwierdził z lekkim
przekąsem.
- Widzę – dziewczyna odpowiedziała ponuro. Wyraźnie starała się
zachować kamienną twarz, ale Jan zdał sobie sprawę, że z jakiegoś powodu ma ona
coraz większe problemy z utrzymaniem jej. Mając nadzieję, że dalsza konwersacja
pomoże mu uczłowieczyć w myślach tą dziwną uczennicę, postanowił kontynuować
rozmowę.
- Dziewczynki w twoim wieku raczej nie powinny się interesować
miejscami wypadku. Właściwie to w której klasie jesteś? – spytał. Jednocześnie
zaczął się mimowolnie zastanawiać co miała ona na myśli mówiąc wcześniej, że
widać, iż brał udział w wypadku. Jan był pewien, że jego ubranie było czyste, lekarze
zaś stwierdzili brak ran. Skąd więc dziewczynka miała widzieć po nim, że brał
udział w wypadku? Możliwe, że była po prostu sarkastyczna i odnosiła się do
jego skołowanej miny. Tak, na pewno.
- Piątej – padła niewzruszona odpowiedź. – I nie miałam wyboru. Muszę
przejść to skrzyżowanie, by dojść do domu – dziewczynka zauważyła przytomnie.
- Owszem, ale gapienie się na mnie chyba nie było konieczne? – zauważył
Jan. Uczennica ponownie zamilkła, krzywiąc się.
Mężczyźnie bardzo nie podobała się jej mina. Choć zachowanie
dziewczynki wydawały się być obcesowe to jej mimika zdawała się wskazywać na
coś przeciwnego. Wyglądała ona jakby cała ta sytuacja z jakiegoś powodu ją
trapiła, a szorstkie słowa stanowiły jedynie desperacką próbę ukrycia tego. Jan
zdał sobie sprawę, że nie może znieść patrzenia jak dziewczynka w ciszy walczy
z własnymi myślami, więc wznowił konwersację pierwszym pytaniem jakie przyszło
mu do głowy. Jednocześnie zdał sobie sprawę, że dziewczynka zdjęła plecak i
postawiła go obok siebie, choć nie kojarzył, by w którymkolwiek momencie się
ruszała.
– Jak masz na imię?
Uczennica odpowiedziała natychmiast. Mężczyzna odniósł wrażenie, że
jest szczęśliwa, iż cisza została przerwana.
- Jagoda. Jagoda Twardowska – dziewczynka przedstawiła się z miną pełną
powagi. Jan nie mógł pozbyć się uczucia, że przy podawaniu swojego imienia
studiowała ona jego reakcję.
- Czy to imię powinno mi coś mówić? – spytał pod naporem badawczego
spojrzenia.
- Niektórym mówi – Jagoda odparła enigmatycznie, jak gdyby to co
powiedziała wyjaśniało wszystko.
Mężczyzna westchnął i zamarł.
Kątem oka Jan dostrzegł dwójkę kobiet, które mówiły coś do siebie
szeptem patrząc w stronę jego i Jagody. Ich zachowanie uświadomiło mu jak
podejrzanie cała ta sytuacja musi wyglądać z punktu widzenia osoby trzeciej:
dorosły mężczyzna wypytujący z nieznanych powodów o imię niezbyt szczęśliwie
wyglądającą uczennicę podstawówki. Jagoda najwyraźniej też była świadoma
ukradkowych spojrzeń jakie kobiety kierowały w jej stronę, ale kompletnie je
ignorowała. Jan miał ochotę wyjaśnić nieporozumienie jakie najwyraźniej zaszło,
ale nim zdążył coś powiedzieć kobiety ruszyły korzystając z tego, że na
przejściu zapaliło się zielone światło. Mężczyzna próbował śledzić je wzrokiem,
ale szybko zniknęły z jego pola widzenia.
- A ja jestem Jan. Jan Sosnowski – mężczyzna postanowił wrócić do
konwersacji, jednocześnie rewanżując się swoim imieniem.
- …Jan Sosnowski… - Jagoda mruknęła pod nosem. Jan natychmiast odczuł,
że było coś niepokojącego w sposobie w jaki wymówiła jego imię, jak gdyby
zamierzała użyć go przeciwko niemu.
Błąd. Błąd. Błąd. Imię. Moc. Zagrożenie. Niebezpieczeństwo. Moc.
Jan lekko potrząsnął głową i położył dłoń na czole.
- Coś nie tak? – spytała dziewczynka. Mężczyzna z lekkim niepokojem
zdał sobie sprawę, że w jej głosie pobrzmiewało nie tyle zmartwienie co
ciekawość.
- Nic takiego, chyba po prostu wciąż jestem skołowany po tym wypadku –
stwierdził próbując się uśmiechnąć.
- Czujesz się dziwnie odseparowany od świata, masz dziury w pamięci, a
ja wywołuję w tobie strach – dziewczynka wyrecytowała, nieco monotonnym tonem.
- Tak, skąd… - Jan zaczął zdziwionym tonem, ale Jagoda przerwała mu.
- Naprawdę nie powinnam była tego odkładać, ale cały czas ktoś
przechodził ulicą, a ja wyglądałam już dostatecznie głupio mamrocząc do siebie
– uczennic a kontynuowała wyraźnie zwracając się do siebie raczej niż do
swojego rozmówcy, ale po chwili znów skierowała się do niego. – To naturalne
objawy u ofiar takich jak ty.
- Jagodo – Jan zaczął starając się przyjąć protekcjonalny ton – nie
wiem kim jesteś, ale na pewno nie masz większej wiedzy o tym co jest nie tak z
moim ciałem niż lekarze którzy mnie diagnozowali.
Dziewczynka parsknęła.
- Twoje ciało nie ma z tym nic wspólnego – stwierdził ostro.
- Więc o co ci…? – Jan zaczął, ale Jagoda tymczasem dokończyła myśl
przerywając mu.
- Nie możesz mieć problemów z czymś czego nie posiadasz.
Czerwień. Pisk. Łomot. Karetka. Czerń.
Jan poczuł, że świat zaczął rozpływać się na krawędziach, ale szybko
zebrał się w sobie. To było niedorzeczne. Głupie. Nieprawdopodobne.
Przerażające.
- Nie wiem o czym mówisz, przecież stoję tutaj przed tobą – zauważył,
ale jego głos drgał lekko.
- Owszem, twój duch niewątpliwie stoi przede mną – dziewczyna
odpowiedziała z krzywym uśmiechem. – Jak wspominałam wcześniej przyszłam
zobaczyć miejsce wypadku, głównym powodem było to, że usłyszałam iż ktoś w nim
zginął.
Karetka. Głosy. Światło. Szum. Głosy. Czerń.
- Przecież rozmawiasz ze mną! – mężczyzna wykrzyknął, nie mogąc
zapanować nad własnymi emocjami.
Jagoda na moment spuściła oczy z westchnieniem.
- To żaden dowód, mam dar pozwalający mi rozmawiać z duchami –
stwierdziła tonem pełnym deprecjacji, sugerującym, że w jej mniemaniu ten
talent to nie tyle „dar” co przekleństwo.
Jan nie wytrzymał, podszedł do stojącego obok słupa z sygnalizacją i
oparł się o niego ręką, tak że w normalnych okolicznościach przewróciłby się
bez jego oparcia.
- Widzisz, nie przenikam przez przedmioty! – Jan zauważył triumfalnie.
Jagoda jednak patrzyła na niego z mieszanką zniecierpliwienia i
rezygnacji, jak nauczycielka próbująca wytłumaczyć coś szczególnie upartemu
uczniowi.
-Tylko dlatego, że wierzysz, że wciąż posiadasz ciało. Twoja świadomość
wpływa na to jak odbierasz świat. W trakcie naszej rozmowy co najmniej trzy
osoby przeszły przez ciebie, ale wyraźnie tego nie zauważyłeś.
- Trzy osoby? – Jan zamilkł na moment próbując przypomnieć sobie moment
kiedy coś takiego mogło się zdarzyć, ale bez rezultatu.
- Ponieważ jesteś duchem, twoje odbieranie rzeczywistego świata jest...
– tu Jagoda zamilkła na moment szukając słowa. Jan dopiero teraz zdał sobie
sprawę, że dziewczyna jak na swój wiek ma dość mocno rozbudowane słownictwo
przydatne w wyjaśnianiu kwestii pośmiertnych. Najwyraźniej czytała pewną ilość
materiałów na ten temat. – …niepełne – dokończyła w końcu. – Powiedz, ile osób
minęło nas od kiedy zaczęliśmy rozmawiać.
Jan zamyślił się, pamiętał tylko dwie kobiety, które obgadywały jego i
Jagodę, ale był pewien, że mijał ich jeszcze ktoś.
- Pięć…? – zasugerował ostrożnie.
- Co najmniej dwadzieścia – dziewczyna stwierdziła twardo. – Może nawet
bliżej trzydziestu, nie liczyłam zbyt dokładnie – przyznała.
Uczucie rozmycia świata nasiliło się, ale tym razem Jan nie miał siły z
nim walczyć. Wszystko z wyjątkiem Jagody oraz kawałka chodnika i jezdni przy
których stał rozmyło się, tak że musiała mocno się skoncentrować, by zdać sobie
sprawę co się na nich dzieje. Po chwili zorientował się, że jest jednak jeszcze
jedna rzecz która z jakiegoś pozostała w miarę widoczna, mianowicie
sygnalizacja. Jan zwrócił się w stronę dziewczynki i zdał sobie sprawę, że jego
pierwsze wrażenie było całkiem trafne. Jagoda teraz dosłownie wyglądała jak
gdyby jej kontur został grubo obrysowany, odcinając się wyraźnie od rozmazanego
tła, zaś jej oczy świeciły jaskrawą zielenią. Uczucie strachu i respektu, które
odczuwał wcześniej, teraz spotęgowało się.
- Twoja mina sugeruje, że wreszcie ujrzałeś prawdę. Gratulacje –
dziewczyna stwierdziła beznamiętnie.
- Co? Jak? – Jan wykrztusił.
- Teraz gdy pogodziłeś się z tym, że zapewne nie żyjesz, wspomnienia
które wypierałeś powinny powrócić. Co oznacza, że wreszcie będziemy mogli
omówić najważniejszą kwestię – Jagoda wyjaśniła i po pauzie dodała. – Twoje
dalsze istnienie.
Wypadek ten, tak jak spora część wypadków charakteryzował się gwałtownością.
W jednej chwili Jan jechał spokojnie autem, by w następnej naciskać z
desperacją hamulec po nagłej zmianie światła na czerwone. Hamulec postanowił
wybrać akurat ten moment, by z hamulca działającego stać się hamulcem
niedziałającym, gdyż wciskanie go przyniosło tylko minimalny efekt. Po tym
nastała duża ilość bólu i ciemności. Ból był tak potężny, że zabijał
jakiekolwiek próby uformowania się myśli. Szczęśliwie dość szybko nastała
jeszcze głębsza ciemność połączona za to z brakiem bólu – utrata świadomości.
Nie trwała ona jednak długo… a może trwała? Ciężko oceniać upływ czasu przy
braku świadomości. Gdy Jan ponownie otworzył oczy był niesiony do karetki. Ból
wybuchł ponownie. Oddychanie było bolesne. Światło było bolesne. Dalsze
egzystowanie było bolesne. Ból jednak skończył się bardzo szybko. Tuż po
wniesieniu do karetki zapadła ciemność. Tym razem trwała.
Jan wzdrygnął się, gdy wspomnienia wróciły do niego.
- Nie, nie, nie, NIE! – wykrzyknął. – To nie mogło się stać! Ja, ja nie
mogłem…! – słowo „umrzeć” nie mogło mu przejść przez gardło. Natychmiast jednak
zdał sobie sprawę, że nie posiada gardła. Z desperacją spojrzał na swoje ręce.
Wyglądały na prawdziwe. Prawdziwe, żywe ręce przez które płynie krew. Jednak
słowa Jagody wwiercały mu się w czaszkę.
„Tylko dlatego, że wierzysz iż wciąż posiadasz ciało.”
Jan zamknął oczy i wyobraził sobie swoje dłonie jako półprzezroczyste i
bladsze niż normalnie. Następnie otworzył oczy. Jego ręce wyglądały dokładnie
tak jak sobie wyobraził.
- Aaaaaaaaaaaaaaarrrrrrrrrrrrrrrgggggggghhhhhhhhhhhhhhhhhhhh!!!!!!!!!!
– Jan krzyknął z przerażenia.
Mężczyzna nie wiedział ile dokładnie czasu miotał się krzycząc. Doszedł
do siebie, gdy poczuł potężne kopnięcie w żebra. Właściwie na tym etapie nie
posiadał żeber, ale siła kopniaka sprawiła, że Jan odniósł wrażenie, że znowu
je mi.
- Wiesz, właściwie to nie musiałeś zamykać oczu, wystarczyło pomyśleć,
że nie chcesz widzieć, aby osiągnąć ten sam efekt – oznajmił zrezygnowany głos
nad nim. – Z drugiej strony na ile zauważyłam nawyki związane z oczami są
jednymi z tych z którymi najtrudniej rozstać się duchom. Tak czy siak, chwilowo
znowu nie ma ludzi na horyzoncie, więc zbierz się do kupy, żebyśmy mogli
załatwić twoją sprawę, nim znowu się zejdą.
Jan powoli podniósł się z gruntu. Nie pamiętał, w którym momencie
znalazł się na nim w pozycji leżącej, ale odniósł wrażenie, że lepiej sobie
tego nie przypominać. Jego podświadomość zdawała się wiedzieć lepiej jakie
wspomnienia należy zablokować dla jego własnego dobra.
- Ja… jestem martwy – mężczyzna stwierdził głosem pełnym przerażonego
zrozumienia.
- Tak i z jakiegoś powodu nie poszedłeś dalej. Prawdopodobnie dlatego,
że twoja śmierć była nagła – dziewczyna wyjaśniła robiąc nieokreślony ruch
ręką. – I jeśli nie masz nic przeciwko temu chciałabym pomóc odprawić cię na
tamten świat, skoro nie udało ci się tam dotrzeć samemu.
Jan zamarł usłyszawszy te słowa i zdołał tylko wykrztusić z siebie:
- Czemu?
Jagoda parsknęła jakby zadano jej wyjątkowo głupie pytanie.
- Czemu chcę cię wykopać do zaświatów? Oh, to proste – stwierdził, a
jej głos przybrał mroczny ton. – Jako duch jesteś wyraźnie przywiązany do tego
miejsca i minie pewnie jeszcze dobre kilka lat nim będziesz w stanie się ruszyć
gdziekolwiek dalej. Ja z kolei jak wspominałam, muszę przejść to skrzyżowanie,
by dotrzeć do szkoły i nie uśmiecha mi się chodzić naokoło, by cię unikać –
Jagoda zerknęła na Jana i widząc jego niezrozumienie kontynuowała. – Nie
rozumiesz czemu nie chcę cię spotykać? Cóż, widzisz nie mam jeszcze pełnej kontroli
nad moją mocą – mężczyzna zdał sobie sprawę, że jej głos znów przybrał
pejoratywny ton, gdy dziewczyna zaczęła mówić o swoich nadnaturalnych
zdolnościach. – W związku z czym co jakiś czas widziałabym ciebie, a ty z
samotności próbowałbyś ze mną rozmawiać – Jagoda przerwała, ale widząc, że Jan
dalej nie rozumie problemu, westchnęła zdenerwowana i warknęła podniesionym
głosem. – Dla ciebie to nie będzie żaden problem, ale pomyślałeś jakie to
ciężkie dla mnie, gdy duch którego tylko ja widzę próbuje do mnie gadać. Moje
życie ssie już dostatecznie i nie mam zamiaru pozwolić by jeszcze więcej ludzi
uważało, że jestem pomylona tylko dlatego, że jacyś kretyni nie byli w stanie
trafić do zaświatów i teraz czują się samotni! – ostatnie słowa zostały
wykrzyczane. Jagoda natychmiast zdała sobie sprawę co zrobiła i rozejrzała się,
po czym zamarła z wzrokiem wpatrzonym w przestrzeń. Jan dla którego miejsce w
kierunku którego patrzyła było wciąż różnokolorową plamą mógł tylko się domyślać,
że ktoś usłyszał jak Jagoda krzyczy sama do siebie i teraz patrzy na nią z
niepokojem.
Korzystając z tego, że Jagoda zajęła się udawaniem, że wcale nie
konwersuje z kimś niewidocznym, Jan postanowił rozważyć postawione mu
ultimatum. Z jednej strony zdawał sobie sprawę, że istotnie najlepszym kursem
akcji byłoby skorzystanie z pomocy i udanie się do zaświatów. Z tego co mówiła
Jagoda wynikało, że przez co najmniej kilka najbliższych lat będzie przywiązany
do tego miejsca i choć mężczyzna zorientował się, że bycie duchem najwyraźniej zaburzyło
jego poczucie upływu czasu nadal nie była to zachęcająca perspektywa. Co prawda
miał tylko na to słowo tej dziwnej dziewczyny, ale nie widział powodu dla
którego miałaby kłamać w kwestii jego dalszego losu. Z drugiej jednak strony
mężczyzna odczuwał wyraźny strach przed perspektywą bycia wyekspediowanym do
zaświatów. Sama Jagoda budziła w nim przerażenie od momentu, gdy ją zobaczył, a
słownictwo jakiego używała sugerowało, że przejście na drugą stronę będzie
przeżyciem co najmniej nieprzyjemnym, jeśli nie bolesnym. Jan nie mógł
powstrzymać wrażenia, że procedura ta będzie niczym innym jak drugą śmiercią.
Mężczyzna zerknął w stronę Jagody, która nie wiedzieć kiedy przykucnęła
nad trawnikiem udając, że przygląda się z zainteresowaniem leżącemu na nim uszkodzonemu
fragmentowi karoserii. Dziewczyna niemal natychmiast odwzajemniła się
zniecierpliwionym spojrzeniem zielonych oczu.
Zieleń. Moc. Moc. Moc. Moc. Moc. Czerń.
Jan potrząsnął głową, by uciszyć złe przeczucia jakie napełniły go gdy
tylko spojrzał na Jagodę. Choć nie miał najmniejszej ochoty korzystać z jej
„pomocy”, coraz bardziej zaczynał zdawać sobie sprawę z patowości swojej
sytuacji. Mimo, że dziewczyna deklarowała, że chciałaby jego zgodę przed
podjęciem próby wyekspediowania go w zaświaty, Jan był pewien, że jest to
warunek opcjonalny. Przeczucie mówiło mu, że Jagoda nie będzie miała żadnego
problemu ze zrobieniem tego co zapowiedziała wbrew jego woli. Dodatkowo Jan,
będąc przywiązanym do miejsca wypadku, nie posiadał możliwości ucieczki. Jego
jedyną szansą utrzymania swojej egzystencji byłoby zdanie się na dobrą wolę
dziewczyny i obiecanie jej, że wyrzeknie się jakichkolwiek prób komunikacji z
nią. Mężczyzna natychmiast jednak zdał sobie sprawę, że nie byłby w stanie
dotrzymać tego warunku. Choć Jagoda szczerze go przerażała, już teraz miał
poważne problemy z powstrzymaniem się od konwersacji z nią. Pominąwszy miejsce
wypadku, dziewczyna była jedynym wyraźnym i stabilnym elementem jaki mógł
obserwować. Wszyscy inni ludzie wtapiali się w rozmazane tło jakim była reszta
świata, nie wspominając o tym, że zwyczajnie go nie widzieli. Wyrzeczenie się
interakcji z jedyną osobą z jaką może się porozumiewać byłoby zbyt wielką
torturą, tym bardziej że Jagoda mijałaby go regularnie chodząc do szkoły.
- Namyśliłeś się? – zniecierpliwiony głos wyrwał go z zamyślenia. – Bo
robi się późno, a chciałabym wracać do domu.
Jak na potwierdzenie jej słów z jej żołądka dobiegło głośne burczenie.
Późno? Przecież dopiero co było wczesne popołudnie. Właściwie to jak długo
stali tutaj i konwersowali? I skoro o tym mowy to czy sam wypadek nie odbył się
wczesnym rankiem…
Uczucie bólu ponownie przywołało go do rzeczywistości w formie
zdenerwowanej Jagody.
- Żadnego pogrążania się w myślach i uczuciach! Zajmuje ci to zdecydowanie
za dużo czasu – warknęła, wycofując pięść, którą przed chwilą wpakowała w
żołądek Jana. Wyglądało na to, że jego upływ czasu i koncentracja naprawdę były
zaburzone w stosunku do świata osób wciąż żyjących.
- Chcę proste „tak” lub „nie”. Chcesz przejść dalej, czy nie? – Jagoda
wytłumaczyła. – I w miarę szybko, bo niedługo znowu zacznie się tu ktoś kręcić,
a nie zamierzam egzorcyzmować cię przy publice.
Mężczyzna uznał, że nie ma co zwlekać, skoro i tak nie ma większego
wyboru.
- Tak, chcę iść dalej – powiedział trochę wbrew sobie. Perspektywa
nadal go przerażała, ale lepiej było zgodzić się teraz, niż odwlekać
nieuniknione.
Jagoda westchnęła i uśmiechnęła się lekko najwyraźniej szczęśliwa, że
jej problem zostanie szybko rozwiązany.
- Świetnie, rozsądna decyzja! To będzie szybkie! Wystarczy, że będziesz
stał nieruchomo! – obiecała radosnym głosem, a po chwili dodała poważniej. – I może
zamknij oczy, powinieneś się wtedy lepiej czuć.
Jan natychmiast zastosował się do zalecenia i ogarnęła go ciemność.
Zamknięte oczy nie przeszkadzały mu w słyszeniu cichego mamrotania
Jagody. Próby zrozumienia tego co mówi spełzły jednak na niczym, ale bynajmniej
nie dlatego, że miał problem z usłyszeniem jej głosu. Jej słowa wydawały się
nienaturalnie rozciągnięte i Jan zdał sobie sprawę, że jego przerażenie
najwyraźniej sprawiło, że teraz dla odmiany odczuwa wydarzenia świata żywych w
zwolnionym tempie. Oznaczało to, że obietnica Jagody iż egzorcyzm pójdzie
szybko będzie prawdą tylko z jej perspektywy. Jan wiedział, że ta różnica w
percepcji to nie jej wina, ale mimo to czuł się oszukany. Z pewną fascynacją i
przerażeniem zdał sobie sprawę, że pomimo braku wizji wciąż wie dokładnie gdzie
znajduje się dziewczyna oraz odczuwa gromadzącą się wokół niej moc. Jego
instynkt wysyłał mu teraz nieustanne sygnały niebezpieczeństwa, ale ich
permanentność ułatwiała Janowi ignorowanie ich. Mężczyzna ze zdziwieniem
zauważył, że po raz pierwszy od czasu wypadku jego myśli są naprawdę klarowne.
Może właśnie dlatego był w stanie tak wyraźnie odczuwać to co działo się przed
nim. Zamknięte oczy nie wydawały mu się aż takim dużym utrudnieniem w
odbieraniu otoczenia. Ta myśl sprawiła, że przypomniał sobie wcześniejsze słowa
Jagody.
„Wiesz, właściwie to nie musiałeś zamykać oczu, wystarczyło pomyśleć,
że nie chcesz widzieć, aby osiągnąć ten sam efekt.”
Czy to nie oznacza także, że mógłby widzieć zamkniętymi oczami, jeśli
sobie tego zażyczy? Jan zdawał sobie sprawę, że gdy dziewczyna mówiła o
zamknięciu oczu był to zapewne skrót myślowy, ale chęć przetestowania tej
teorii była silniejsza od niego. Mężczyzna zaczął najintensywniej jak tylko
mógł wyobrażać sobie siebie widzącego świat bez otwierania oczu. Przez moment
nie działo się nic, gdy nagle obraz zafalował.
Świat który ukazał mu się był inny od tego, który widział wcześniej.
Wszystko nie będące miejscem wypadku zamiast barwną plamą było teraz jednolitą
ciemnoszarą plamą, choć gdy przyjrzeć się bliżej Jan zdał sobie sprawę, że w
oddali znajdują się chyba jakieś jaśniejsze i ciemniejsze plamki. Instynkt
podpowiedział mu, że to co teraz obserwuje to manifestacje mocy i rzeczywiście,
gdy spojrzał w dół zdał sobie sprawę, że po pierwsze on sam emituje jasnoszare
światło, a po drugie, miejsce wypadku na którym stoi wygląda teraz jakby
oglądał je przez lupę – fragmenty którym się przypatrywał ukazywały się mu w
olbrzymich detalach, ale równocześnie wszystko wokół rozmazywało się. Dodatkowo
wyglądało też, że jego linia wzroku znajduje się niżej, przez co Jagoda
wyglądała teraz na wyższą niż wcześniej… Myśli Jana gwałtownie zamarły, gdy ten
spojrzał uważniej na obecny wygląda małoletniej egzorcystki. Był to widok
absolutnie przerażający. Wspomnienia wypadku i własnej śmierci wydawały się
mężczyźnie całkiem sympatyczne w porównaniu. Przede wszystkim nie zawierały
uczennicy piątej klasy która wyglądała jak awatar bliżej niezidentyfikowanego
boga zemsty. Pierwszą rzecz jaką się zauważało była krążąca wokół niej moc.
Była ona czarna niczym smoła i zapewne równie paskudna w dotyku. Jej sama
natura budziła w Janie wstręt. Nie był on w stanie stwierdzić jak Jagoda
stojąca w środku tego czarnego wiru, który obecnie gromadził się w jej ręce
jest w stanie go wytrzymać. Teoretycznie wiedział, że ta moc zapewne pochodzi z
niej samej, ale myśl, że uczennica podstawówki mogłaby nosić w sobie coś równie
plugawego była wyjątkowo niekomfortowa. Sama Jagoda również była teraz trochę
rozmazana. Częściowo wynikało to z krążącej wokół niej mocy, ale nawet bez niej
kontury dziewczyny były rozmyte w porównaniu z tym jak wyraźnie Jan widział ją
wcześniej. Wyglądało na to, że patrząc na świat w ten sposób widzi głównie
esencję Jagody. Jej sylwetka była tak mocno uproszczona, że nie było nawet za
bardzo widać, że jest otyła. Ubrania w ogóle nie dało się zidentyfikować,
zamiast niego widoczna była biaława poświata. Tylko twarz pozostawała w miarę
wyraźna, jej włosy, które już wcześniej były w nieładzie, teraz dodatkowo
latały we wszystkie strony poruszane przez krążącą wokół energię. Mina Jagody
była zacięta, a jej świecące, zielone oczy patrzyły wrogo na świat. W tym
momencie mężczyzna zdał sobie sprawę czemu krążąca wokół niej energia jest taka
mroczna, ciemniejsza nawet od czarnych włosów dziewczyny. Jej moc była pełna
emocji, a raczej była dosłownie zasilana przez emocje. Nie, nie tylko jej. Jan
przypomniał sobie głębokie uczucie zagubienia jakie towarzyszyło mu tuż po
wypadku oraz niepokoju przy spotkaniu Jagody, nie wspominając o obecnie
odczuwanym strachu. Mężczyzna nie mógł dać za to głowy, ale z tego co kojarzył
odczuwanie emocji wynikało z procesów zachodzących w ciele. Hormony i tym
podobne. Ale teraz po stracie ciała, które mogłoby generować rzeczone procesy,
wciąż odczuwał emocje. Logicznym wnioskiem było zatem, że czymkolwiek był
obecnie Jan, składało się w pewnym stopniu z nich. A skoro on był bytem
nadnaturalnym to nadnaturalna moc dziewczyny zapewne miała podobną naturę. Jan
przypomniał sobie jak negatywna była dziewczyna ilekroć wspominała o swoich
zdolnościach. Mężczyzna nie miał pojęcia jakie dokładnie przeżycia miała
Jagoda, ale jej zachowanie i wywód o tym czemu chce sprawić by przeszedł na
drugą stronę, sugerowały, że dziewczyna musiała mieć pewną dozę złych
doświadczeń związanych ze swoimi mocami. Nie sprawiało to, jednak że wyglądała
ona mniej przerażająca w oczach Jana. Wręcz przeciwnie, fakt, że zamierzała
odesłać go na drugą stronę przy użyciu mieszanki własnych negatywnych emocji
wydawał mu się okropny. Nic dziwnego, że sugerowała, by zamknął oczy. Zapewne
nie byłby pierwszym, który odmówił bycia egzorcyzmowanym po zobaczeniu jak
wygląda moc dziewczyny.
Tymczasem energia, która zgromadziła się w jej prawej ręce skondensowała
się na tyle, że z punktu widzenia Jana przypominała ona teraz szponiastą łapę
demona. Ręka ta rozwarła się na moment, po czym zacisnęła w pięść. Dziewczyna
która do tej pory stała nieruchomo, teraz zmieniła swoje ustawienie i pochyliła
się lekko. Jej zielone oczy skupiły się teraz na Janie, któremu bardzo nie
spodobało się jej spojrzenie. Był to wzrok drapieżnika szykującego się, by zaatakować
ofiarę.
- Dobra! – głos Jagody wydawał mu się teraz dziwnie zniekształcony, ale
już nie spowolniony. Wyglądało na to, że poczucie czasu mężczyzny znów wróciło
do normy. Jan spojrzał z paniką na Jagodę. Możliwe, że mimowolnie otworzył przy
tym oczy, ale na tym etapie nie miało to już żadnego znaczenia. Dziewczyna
ruszyła gwałtownie w jego stronę wymierzając cios prawą pięścią. Dystans między
nimi był krótki, mężczyzna zdał sobie sprawę, że nie będzie w stanie uniknąć
ataku. Zresztą nawet gdyby to zrobił, nie miał dokąd uciec. Mógł tylko patrzyć
z pełną strachu fascynacją na Jagodę która obecnie przypominała biało-czarną
smugę. Ręka Jagody uniesiona ponad głowę zamachnęła się.
- SPIEPRZAJ STĄD!!! – dziewczyna krzyknęła, głosem pełnym mocy.
Pięść trafiła Jana w brzuch. W momencie uderzenia, mężczyzna po raz
ostatni mógł zaobserwować twarz Jagody. Intensywnie zielone oczy pełne były
skonfliktowanych uczuć, gdy dziewczyna patrzyła na ducha, którego odsyłała do
zaświatów. Gdy spojrzał on niżej, ujrzał jednak coś co ostatecznie potwierdziło
jego przekonanie o tym jak przerażająca jest dziewczyna. Wbrew temu co mówiły
jej oczy, na ustach dziewczyny gościł uśmiech. Był on niewielki, ale był to
pierwszy autentyczny wyraz szczęścia jaki Jan ujrzał u niej. W przeciwieństwie
do krzywych uśmiechów, jakie widział u niej wcześniej, ten wypełniony był pewnością
siebie, poczuciem siły i pewną dozą ekscytacji. Naprawdę ta dziewczyna była…
- Potwó… - Jan wymamrotał, ale nie udało mu się dokończyć, gdyż w tym
momencie moc Jagody dosięgła go. W przeciwieństwie do poprzednich uderzeń
dziewczyny temu nie towarzyszył ból. Zamiast tego Jan odniósł wrażenie, że
mroczna energia wchłania go. Albo on wchłania ją. W tym momencie nie robiło to
żadnej różnicy. Jan czuł jak negatywne uczucia zawarte w ataku powoli pochłaniają
jego świadomość.
Bezsilność. Żal. Alienacja. Przerażenie. Poczucie winy. Złość.
Samotność. Strata. Wrogość. Nienawiść. Niezrozumienie. Niecierpliwość. Niechęć.
Smutek. Irytacja. Agresja. Zgryźliwość. Upartość. Duma. Niemożność zapomnienia.
Wyrzuty wspomnienia. Pretensje. Ból. Rozpacz. Odrzucenie. Strach.
Nienawiść.
Nienawidzę siebie.
Czerwień. Strach. Ból. Zagubienie. Zieleń. Złość. Moc. Nienawiść.
Czerń.
Czerń. Czerń. Czerń. Czerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczerńczer…
~~~
Jagoda powoli podniosła się z chodnika przy akompaniamencie śmiechu
bandy chłopaków, która jak się okazało obserwowała ją z daleka. Niestety po
tym, jak odesłała ducha przez uderzenie go skoncentrowaną dawką mocy, straciła
równowagę i z łomotem wyrżnęła o chodnik. Dobrze, że chociaż duch tego nie
widział.
Grupka chłopaków w oddali właśnie odgrywała nieco przesadzoną rekreację
wydarzeń. Jeden z nich z rozmachem wymierzył cios powietrzu krzycząc głośno, po
czym teatralnie padł na chodnik, wywołując tym kolejną salwę śmiechu. Jagoda
zmusiła się, by zignorować ich, jednocześnie otrzepując ubranie i wkładając
swój plecak. Z westchnieniem spojrzała na znajdujące się nisko słońce. Burczący
żołądek ponownie przypomniał jej, że jest już mocno spóźniona na obiad. Dobrze,
że chociaż załatwiła tę sprawę dzisiaj. Odsyłanie duchów tuż po ich śmierci
było najprostsze. Zwlekanie z tym tylko zaszkodziłoby jej w dłuższej perspektywie,
Jagoda przekonała samą siebie w myślach. Nawet jeśli duch Jana był sympatyczny…
Przez moment dziewczyna ponownie ujrzała pełen strachu i uczucia zdrady
wyraz twarzy ducha w jego ostatnich chwilach.
„Potwó…”
Dziewczyna znowu westchnęła i spojrzała na sygnalizację. Paliło się
czerwone światło.
- Naprawdę nie musiałeś mi tego mówić… - stwierdziła z lekkim wyrzutem,
patrząc na przejeżdżające samochody. Głosy rozbawionej grupy chłopaków zaczęły
się oddalać, gdy zainteresowali się oni kolejną rzeczą. Niedaleko Jagody
stanęła kobieta z torbą zakupów, która z pewnym zdziwieniem zauważyła kawałek
karoserii leżący na trawniku. Widząc to dziewczyna spojrzała mimowolnie na
swoją prawą dłoń. W międzyczasie światło zmieniło się na zielone i ludzie
zaczęli przechodzić przez ulicę.
- …w końcu sama wiem o tym najlepiej – mówiąc to do siebie Jagoda
uśmiechnęła się krzywo i skierowała się w stronę domu, zostawiając za sobą
puste miejsce wypadku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz