piątek, 7 października 2011

Wiele hałasu o flaszkę

Sytuacja wydawała się chwilowo ustabilizowana.
Oczywiście, "chwilowo ustabilizowana" nie było satysfakcjonującym określeniem według wszystkich członków grupy. Pewna dwójka marzyła o tym, by obecna sytuacja się rozwinęła; cała reszta - by jakoś wymazać fakt, że do obecnego stanu rzeczy w ogóle doszło. Niestety, piękne plany natychmiastowego wyruszenia w celu zdobycia odtrutki zostały wstrzymane, gdyż Johann przyznał, że niedawno Excel była na wycieczce i nie wiadomo czy już wróciła. W związku z tym postanowiono w pierwszej kolejności wysłać list by przekonać się czy w ogóle jest sens jechać do Whitewall.

Johann i Serena zachowywali się chwilowo w miarę normalnie biorąc pod uwagę sytuację. Solar wyglądał jakby spożył dużą ilość substancji narkotycznych, gdyż całą jego uwagę pochłaniało tworzenie eposu, którego jak wszyscy mieli nadzieję, nigdy nie skończy. Jedynymi momentami, gdy można było zaobserwować u niego jakąkolwiek reakcję było pojawienie się Alberta. Johann zauważywszy go nie spuszczał z Sidereala oczu, w których pojawiał się wyraz lekkiej melancholii, ale także nie do końca bezpieczne ogniki. To ostatnie nie umknęło uwadze Alberta i było powodem dla którego sędzia zwykle nie widywał swojego obiektu westchnień.
Płomień też raczej unikał Smoczokrwistej. W przeciwieństwie do Sidereala miał o tyle gorzej, że Serena wyraźnie uznała, że kontakt bezpośredni to najlepszy sposób przełamania skorupy Abyssala. W związku z tym, gdy tylko wyczuwała ona w pobliżu obiekt swojej admiracji natychmiast ruszała w jego kierunku niczym potężny magnes o przeciwnym biegunie. Wiązało się to z pewną dozą zniszczeń. Emery musiał zamontować nowe, ognioodporne drzwi w pokoju Płomienia, po tym jak Smoczokrwista półświadomie je przepaliła. Zniszczone drzwi z przepaloną dziurą w kształcie kobiety w zbroi stały teraz w pokoju Sereny jako pamiątka. Tak samo jak kilka ręczników Abyssala. I wielki, nie do końca udany ni to portret, ni to akt przedstawiający Płomienia, który Serena próbowała namalować. Miał on białe dziury w paru miejscach, będących tymi częściami mężczyzny, których Smoczokrwista nie miała okazji widzieć bez ubrania lub zbroii.
Kolejną różnicą w zachowaniu jej i Johanna, był fakt, że potrafiła ona skoncentrować się na czymś więcej niż obiekt jej uczuć. W tajemnicy przez resztą drużyny powstawała tylko trochę mniej epicka historia o miłości pewnego płochliwego Sidereala i poważnego Solara, mającego problem z wyrażeniem uczuć.

To był bardzo długi tydzień, ale pod jego koniec wreszcie doszedł upragniony list, w którym Excel informowała, że właśnie wróciła do Whitewall i jest gotowa im pomóc.

- Wiesz Sereno, już ci o tym mówiłam, ale nie powinnaś tak mocno naciskać na Płomienia - zaczęła ostrożnie Gwiazdka. Obie kobiety siedziały na pokładzie statku Smoczokrwistej, który leciał w stronę Whitewall. Płomień i Albert w celu bezpieczeństwa lecieli w magicznym pojeździe Revana.
Serena spojrzała na nią z kamienną twarzą.
- Czy ja wyglądam jakbym na niego naciskała? - spytała z przekonaniem absolutnej niewinności.
- Tak szczerze, to tak - przyznała Gwiazdka, ale natychmiast dodała. - Chcę ci tylko uświadomić, że twoje starania mogę przynieść efekt odwrotny do zamierzonego.
Smoczokrwista westchnęła.
- Ja nie chcę na niego naciskać - stwierdziła spokojnie. - Po prostu... po prostu jest mi smutno gdy go nie widzę - stwierdziła lekko załamując głos.
- Rozumiem twój punkt widzenia - natychmiast zapewniła Abyssalka - ale widzisz, Płomień nie jest przyzwyczajony do tak... zaborczego traktowania - wyjaśniła ostrożnie dobierając słowa.
- Już mi to mówiłaś - stwierdziła Smoczokrwista. - I jak myślisz czemu przez ostatnie kilka dni starałam się zachowywać dystans? - spytała z wyrzutem jakby to Gwiazdka była winna introwertyczności Płomienia. - Ja nie chcę go stresować, ani nic. Tylko gdy go widzę to on wygląda na takiego samotnego... Jak ktoś kto potrzebuje, by go przytulić.
- Przytulić - jęknęła cicho Gwiazdka.
- No, sama powiedz czy nie wygląda!
Gwiazdka, której życiowa filozofia głosiła, że każdy (za parom wyjątkami, wśród których na pierwszym miejscu figurował Ma-Ha-Suchi) potrzebuje, by go przytulić, zamilkła na moment.
- Myślę, że Płomień ma... znacznie mniejsze zapotrzebowanie przytulania niż przeciętna osoba - oznajmiła w końcu.
Serena wciąż wyglądała na niepocieszoną, jednak Abyssalka postanowiła brnąć dalej.
- Jestem pewna, że kiedyś ci się uda, ale na razie... Wiesz, Płomień zwyczajnie potrzebuje czasu - wyjaśniła. - Jestem pewna, że w głębi serca mu zależy, ale zbytnia natarczywość go odstrasza.
- Więc sądzisz, że jeśli poczekam to sam do mnie przyjdzie? - upewniła się Serena.
- Z całą pewnością! - stwierdziła Gwiazdka, która poczuła, że chyba wreszcie udało jej się dotrzeć do Smoczokrwistej. - Po prostu musisz być cierpliwa.
- Niech będzie - zgodziła się Smoczokrwista. - Następnym razem poczekam.

Whitewall wyglądało... trochę inaczej niż wszyscy w grupie sobie wyobrazili. Było znacznie mniej białe, a bardziej... różowe. Oprócz tego miasto wypełnione było kramami, a także gromadami ludzi, którzy zdawali się dobrze bawić. Serena, która była na czele pochodu zatrzymała się przed olbrzymią tabliczką.
- "Witamy wszystkich upragnionych miłości na festiwalu Waltyłki! Zainicjowany przez sławnego swata Horacego Waltyłkę ma on na celu pomoc samotnym osobom w odnalezieniu swojej drugiej połowy tuż przed Kalibracją. Zapraszamy do udziału! P.S. Przypominamy, że czas festiwalu nie jest żadnym usprawiedliwieniem dla czynów sprzecznych z dobrem publicznym. Wszelkie wykroczenia będą karane." - przeczytała z fascynacją Serena. - To naprawdę wspaniałe, że przybyliśmy na ten festiwal! Nie sądzicie?
Odpowiedziała jej grobowa cisza, gdy krąg trawił tę informację i uświadamiał sobie ze zgrozą, że wbrew ich nadziejom pobyt w Whitewall zostanie wypełniony miłością czy tego chcą czy nie.
Była to zaiste przerażająca świadomość.

Cała grupa przeszła przez miasto jak najszybciej, starając się nie patrzyć na miasto, ani na zakochane pary, ani na stoiska z pamiątkami Waltyłkowymi, a już zwłaszcza odciągnąć od nich Serenę. Wszyscy odetchnęli głęboko gdy udało im się przepędzić Smoczokrwistą i Johanna aż pod drzwi laboratorium, gdzie pracowała Excel. Solarka przywitała ich w miarę ciepło i dość szybko przeszła do rzeczy. W pierwszej chwili postanowiła sprawdzić czy to co przeczytała w liście naprawdę było prawdą.
- Jak się czujesz Johannie? - spytała.
Sędzia nie odparł tylko kiwną lekko głową dając znać, że ma się dobrze. Epos który tworzył w swojej głowie pochłaniał go całkowicie.
- Słyszałam, że wypiłeś coś czego nie powinieneś - spróbowała Excel tonem konwersacyjnym.
Johann wzruszył lekko ramionami.
- I że... - zaczęła, pociągając rękę mężczyzny, tak by móc wyszeptać do niego konspiracyjnie - ...znalazłeś sobie pewnego przystojnego Wyniesionego - tutaj rzuciła wymowne spojrzenie w stronę Alberta. Solar podążył za jej wzrokiem. Po czym zarumienił się. Excel popatrzyła uważnie na czerwonawego sędziego.
- Mieliście rację - przyznała z miną naukowca, który właśnie odkrył, że badana bakteria nosi szorty w serduszka. - Sprawa rzeczywiście jest poważna.

Excel i Revan oddali się badaniom naukowym nad felernym eliksirem. W międzyczasie reszta grupy próbowała jakoś zająć siebie, ale przede wszystkim upewnić się, że Serena i Johann nie zajmują się czymś podejrzanym. Wydawało się jednak, że wszystko jest w porządku. Solar opadł na krzesło w kąciku, gdzie poświęcił się swojej twórczości. Obok niego na stoliku stała nietknięta butelka piwa (jak wszyscy się zgodzili najlepszy dowód na to, że coś jest nie tak z sędzią). Serena za to buszowała po półce z książkami poświęconymi medycynie, przy czym od czasu do czasu podnosiła dyskretnie wzrok, by popatrzeć na Płomienia. Wyraźnie jednak wzięła sobie do serca słowa Gwiazdki, gdyż zgodnie z jej radą zachowywała dystans.

Po kilku godzinach dwójka badaczy wynurzyła się z laboratorium dając do zrozumienia, że mają jakieś wieści. Uznano jednak, że lepiej nie uświadamiać dwójki problematycznych zakochanych dlatego zagoniono ich do innego pokoju, by nie przeszkadzali.
Pozostała część kręgu przeszła do jadalni, gdyż Excel nie zgodziła się, by stado nie do końca zaufanych Wyniesionych debatowało w jej laboratorium.
- Więc przejdźmy do meritum - stwierdziła Solarka. - Zrobiliśmy wstępne badania i znamy już mniej więcej skład tego eliksiru. Rozpoczęliśmy też przygotowywanie odtrutki, ale zrobienie jej potrwa trochę czasu. Nie mniej muszę się upewnić. Nie macie więcej tego eliksiru? - spytała z naciskiem.
Grupa kiwnęła potwierdzająco głową.
- Na ile mi wiadomo mieliśmy kontakt tylko z tą flaszką - stwierdził Albert.
Excel wyraźnie odetchnęła z ulgą.
- To dobrze. To naprawdę dobrze. Dawno nie spotkałam się z tak niebezpiecznym eliksirem. Jak tylko skończymy robić odtrutki zniszczę go, tak by nikt nie mógł go już użyć - oznajmiła z mocą lekarka.
Wszyscy popatrzyli na nią lekko zaskoczeni. Gwiazdka postanowił ubrać w słowa zdziwienie grupy:
- Przekonaliśmy się sami, że ten eliksir jest bardzo niebezpieczny, ale nie zostało go chyba na tyle dużo, by stanowił większe zagrożenie. Chyba, że ktoś spróbuje zrobić więcej, ale do tego raczej nie dopuścimy.
Excel spojrzała na nich uważnie.
- No tak, nie wiecie o najstraszniejszym.
- To może być coś gorszego od dwóch ślepo zakochanych Wyniesionych? - wyrwało się Emery'emu.
- Tak. Macie prawo nie wiedzieć, gdyż na wasze nieszczęście butelka nie była zaopatrzona w żadną etykietę, ani ulotkę. Otóż, picie z gwinta z tej flaszki nie było właściwym sposobem korzystania z eliksiru. Mianowicie, butelka zawiera esencję, którą należy rozpuścić w wodzie. W dużej ilości wody.
- Jak dużej? - spytała tknięta złymi przeczuciami Gwiazdka.
- Wiemy, że kropla zmienia pięć litrów wody w równie niebezpieczny eliksir miłosny, który działałby nawet na Wyniesionych. Nie testowaliśmy większych ilości, gdyż ten wynik sam w sobie był przerażający.
Grupa zamilkła trawiąc tą informację.
- Więc... więc sugerujecie.... - jękną przerażony Albert.
- Tak, wystarczyłoby wylać pozostałość tej butelki do jakiegokolwiek źródła wody z którego korzysta miasto, by wywołać nieopisane zamieszanie - stwierdziła grobowo Excel. - Dlatego, gdy tylko uleczymy tą dwójkę pozbędę się eliksiru.
Wszyscy myśleli przerażeni o skutkach podobnego wydarzenia. W ich głowie pojawiły się wizje masy bezimiennych ludzi walczących między sobą o ukochane osoby lub zmuszające je do bycia kochanym. Ku dodatkowemu przerażeniu ta wizja zawierała kilkanaście Seren i Johannów.
- Nie myślałem, że to kiedyś powiem, ale współczuję Abyssalowi, który przypadkiem by się tego napił - przyznał Płomień. - Jego obiektowi afekcji zresztą też.
Drużyna dalej milczała tym razem próbując poradzić sobie z wizją zakochanego Płomienia, która była tak przerażając, że wszyscy nagle nabrali ochotę by upić się do nieprzytomności, by tylko ją zapomnieć.
- Czemu to zawsze my mamy do czynienia z niebezpiecznymi rzeczami? - spytała zrezygnowana Gwiazdka.
- Takie wasze szczęście - odparła filozoficznie Excel. - Mam nadzieję, że Johann nie był dla was zbyt dużym problemem.
Wszyscy spojrzeli po sobie.
- Serena była znacznie gorszym - stwierdzili jednocześnie Emery i Płomień.
Przez następne kilkanaście minut grupa chaotycznie zaczęła opowiadać horror ostatniego tygodnia. Excel początkowo bawiła ta chaotyczna relacja, ale po jakimś czasie i ona postanowiła ją przerwać pocieszającymi słowami:
- W każdym razie musicie być jeszcze trochę cierpliwi - stwierdziła Excel. - Opracowałam świetną recepturę, która powinna zniwelować działanie tego eliksiru, ale odtrutka będzie gotowa najwcześniej jutro, ale wierzę, że do tego czasu wytrzymacie.
Krąg spojrzał na nią ponuro.
- A mamy jakieś wyjście? - spytali wszyscy jednocześnie. Revan stwierdził z pewną dozą zadowolenia, że jest to pierwszy raz i możliwe, że ostatni, gdy wszyscy tak zgodnie wyrazili się w jakiejś kwestii.
Tę scenę grupowego braku entuzjazmu przerwał odgłos syren. Grupa wstała gwałtownie i zaczęła się rozglądać. Tylko Excel nie była zaskoczona. Błyskawicznie skoczyła z miejsca i znalazła się przy drzwiach, krzycząc:
- Laboratorium!!!
Krzyk ten zmroził krew w żyłach kręgu wyniesionych, który natychmiast ruszył za nią.

Solarka ze względów bezpieczeństwa miała zainstalowane w oknach laboratorium specjalne urządzenia, które zaczynały hałasować gdy tylko coś próbowało przejść przez nie. Nie robiło ono niestety niczego więcej, ale w miarę skutecznie odstraszało przypadkowych złodziei. Tak przynajmniej pocieszała się Solarka, gdy alarm po raz kolejny uruchamiał się z powodu jakiegoś ptaszyska, które postanowiło przysiąść na parapecie. Było to lepsze niż wnerwianie się, że ktokolwiek zbudował te zabezpieczenia wmontował je w ścianę, tak że niemożliwe było wyjęcie ich bez gruntownego i pracochłonnego remontu pomieszczenia.
Excel wpadła do swojego laboratorium z łukiem w ręku i rozejrzała się groźnie w poszukiwaniu nieszczęśnika, który wtargnął do jej sanktuarium.
Jednakże w pomieszczeniu nie było nikogo oprócz niej. Reszta Wyniesionych dobiegła już i teraz stała za jej plecami czekając z trwogą w sercach na wieści. Dla nich odtrutka była teraz niezwykłej wagi skarbem i myśl o tym, że ktoś mógłby ją zniszczyć i przez to opóźnić wyzdrowienie Johanna i Sereny zdawała się być nie do zniesienia.
Solarka weszła do laboratorium i zaczęła sprawdzać czy wszystko jest na miejscu. Grupa dalej stała w korytarzu nie chcąc przeszkadzać lekarce, tudzież zadeptać przypadkiem śladów.
- Serena i Johann zniknęli - krzyknęła Gwiazdka. Wszystkie głowy odwróciły się w jej stronę. - Poszłam sprawdzić co z nimi. Z drzwi zostały tylko metalowe elementy na podłodze i zawiasy. Nie ma śladów walki, najwyraźniej postanowili udać się na spacer.
- Drzwi wejściowe są zamknięte - poinformował Rufus.
- Ta dwójka - jęknęła Excel. - Najwyraźniej uciekli oknem.
- Trzeba ich złapać! - stwierdziła Gwiazdka natychmiast ruszając w stronę drzwi, ale Płomień złapał ją za kołnierz zatrzymując.
- Nie ma sensu, żebyśmy za nimi latali - zauważył. - Prędzej czy później stęsknią się za nami i wrócą. Wątpię, by oboje wytrzymali dłużej niż dzień bez swoich obiektów afekcji. A jak wrócą odtrutka akurat będzie gotowa.
Abyssal najwyraźniej uznał, że najlepiej będzie przeczekać całe zamieszanie. Gwiazdka stała nieprzekonana, gdyż nie mogła pozbyć się wrażenia, że puszczeni samopas Serena i Johann zrobią sobie lub komuś krzywdę. Reszta drużyny stała w miejscu niepewna co zrobić, gdyż Rufus nie wiedział jak zareagować, Johanna nie było, natomiast jedyna zdolna w tej chwili do kierowania stadem dwójka osób, czyli Płomień i Gwiazdka, miała odmienne zdania. Nieoczekiwanie, problem dalszych działań rozwiązała lekarka.
- Obawiam się, że jednak będziecie musieli pójść ich odnaleźć i to szybko - stwierdziła Excel.
- A to czemu? - spytał Płomień.
- Bo wygląda na to, że wzięli ze sobą resztkę eliksiru miłosnego - wyjaśniła Solarka wskazując na puste miejsc koło kilku próbek.

- To było totalnie bez serca z ich strony, że tak nas zostawili zamkniętych - stwierdziłam obrażona Serena.
- Zaiste - zgodził się z nią Johann.
Oboje szli spokojnie ulicą miasta. Na ulicach były gromady ludzi świętujące festiwal Waltyłki, Serena zdążyła się już zatrzymać przy kilku kramach i miała na sobie kilka amuletów w kształcie serc, spinkę i różowy balonik. Johann za to trzymał w ręku spory gąsior, również w kształcie serca, z którego popijał wino.
- Co oni uważają, że my jesteśmy? Chomiki doświadczalne, żeby testować na nas jakieś świństwa?
- Zaprawdę nie wiem co strzeliło Excel i naszemu kręgowi do głowy - stwierdził Solar. - Zachowują się dziwnie.
- Też nie wiem. Może coś ich opętało? - Smoczokrwista zaczęła się zastanawiać.
- Cóż, może zdziwiło ich to jak tworzyłem - stwierdził Johann. - Pierwszy raz wpadłem w taki ciąg twórczy. Nie mniej ułożenie arcydzieła wymagało pewnych poświęceń. Wydawało mi się, że chociaż tyle zrozumieją.
Serena pokiwała współczująco głową, dodając:
- Przeznaczenie artystów - wieczne niezrozumienie.

Tłum ludzi który zgromadził się, by świętować Waltyłkę stanowił poważny problem w poszukiwaniach. Po krótkiej naradzie postanowiono, że na potrzeby poszukiwań podzielą się na dwuosobowe grupy. Excel i Revan mieli zostać w laboratorium na wypadek, gdyby dwójka poszukiwanych wróciła, jednocześnie kończąc odtrutkę. Grupy przeszukujące Whitewall składały się natomiast z Rufusa i Gwiazdki, Alberta i Emery'ego oraz Płomienia, który stwierdził, że poradzi sobie sam. Podziału dokonał Revan, któremu zależało na tym, by każda grupa była dość silna, by samemu sprowadzić choć jednego zbiega i jednocześnie znajdował się w niej ktoś myślący. Obecnie krąg przeszukiwał miasto, ale bez większych rezultatów.

Gwiazdka i Płomień szczególnie mieli nadzieję, że poszukiwania zakończą się szybko. Nienarodzeni dość jasno dawali im do zrozumienia co sądzą o święcie miłości, a zwłaszcza o limitowanej edycji jasnoróżowej bielizny w serduszka z podpisem samego Waltyłki. O ile Płomień starał się myśleć jak najmniej o otaczającej go scenerii, tak Gwiazdka pozwoliła sobie na chwilę rozważań an temat tego, czemu akurat ta bielizna wywołuje taką nienawiść w Nienarodzonych. Tudzież czemu Rufus kupił jedną parę, przywiązał do kijka i niósł teraz jako swoistą flagę. Gwiazdka musiała się mocno starać, by opanować impuls spopielenia jej.
Jedno było pewne, Abyssale upewnią się, by nigdy więcej nie być w Whitewall tuż przed Kalibracją.

Albert również nie czuł się komfortowo z faktem, że trafili akurat na TO święto. Wyobraźnia mimowolnie podsuwała mu wizję Johanna obdarowującego go jedną z Waltyłkowych pamiątek. Spowodowało to, że obecnie układał sobie w głowie listę najgorszych prezentów, jakie może dostać w tej sytuacji. Specjalna bielizna zajmowała jednak dopiero trzecie miejsce. Drugie przypadło specjalnemu eliksirowi na potencję, który ozdobiony był rysunkiem dwóch osób, a ponieważ artysta nie był zbyt dokładny przypominały mu one niepokojąco jego i Johanna. Pierwsze miejsce zajęła olbrzymi różowa suknia ozdobiona sercami, która była główną nagrodą dla pary, którą mieszkańcy uznają z najbardziej udaną. Z tego powodu na jednym z bocznych placów stał teraz tłum ludzi, którzy przyglądali się kolejnym parom prezentującym się na podium.
Emery zdawał się za to kompletnie nieporuszony całym zamieszaniem i idąc dłubał jednocześnie śrubokrętem w wisiorku w kształcie serca odgrywającym jakąś teoretycznie romantyczną melodię, który kupił na jednym ze stoisk z pamiątkami. Solar miał nadzieję, że przy niedużym wysiłku uda mu się ją wkrótce zmienić w podręczną i nie budzącą podejrzeń broń zagłady.

Minęła godzina, później druga, a poszukiwania dalej nie przynosiły rezultatu. Gwiazdka czuła się wykończona, a fakt, że Rufus był obwieszony różnymi ozdobami Waltyłkowymi, gdyż część sprzedawczyń chętnie dawała mu zniżki, wcale nie poprawiał jej nastroju. To, że nadal niósł znienawidzoną przez Nienarodzonych zaimprowizowaną flagę też nie. Tym bardziej, że teraz ozdobiona była ona zrobionym szminką napisem "WARRIOR OV LOVE" i podpisami pań, które popierały ideę Rufusa w tej profesji.
I w tym beznadziejnym momencie, gdy Abyssalka zaczęła już poważnie rozważać czy spalenie stoiska czy dwóch nie byłoby jednak dobrym pomysłem usłyszała głos Johanna. Dochodził z daleka, ale z całą pewnością słyszała Solara. Niewiele myśląc puściła się biegiem w tamtą stronę. Rufus z lekkim opóźnieniem zauważył, że jego towarzyszka ruszyła naprzód, dlatego pozostał za nią nieco w tyle, zwłaszcza, że Abyssalka biegła najszybciej jak mogła, prześlizgując się przez tłum. Głos sędziego stawał się wyraźniejszy i dopiero teraz Gwiazdka zobaczyła, że jego źródło znajduje się na niewielkim placu zapełnionym ludźmi. Co więcej, zaczęła rozróżniać pojedyńcze słowa i zdała sobie z przerażeniem sprawę czym jest happening, który właśnie ogląda. Johann wreszcie skończył pisać swój epos i najwyraźniej właśnie dzielił się nim z tłumem.

Był to niezwykle melodyjny trzynastozgłoskowiec, wypełniony mnóstwem pobudzających wyobraźnię porównań (w tym homeryckich), epitetów, metafor oraz hiperbol i pytań retorycznych. Ciężko było również nie zauważyć okazjonalnych apostrof skierowanych do "niezwykłej urody młodzieńca". Jak widzowie mogli stwierdzić epos opowiadał o wysokim urzędniku pewnego miasta, które znalazło się w stanie wojny. Do owego miasta przysłano szpiega, który udawał kuzyna bratanka pewnego innego pracownika rządowego, który musiał wziąć dłuższy urolp; urlop na dnie pobliskiego jeziora. Wspomniany wyższy urzędnik spotyka szpiega i mniej więcej w tym momencie rozpoczyna się egzaltowana historia o miłości, wojnie, wspólnej pracy nad dokumentami, nadgodzinach, problemach z zarządzaniem, z przekonaniem rodziny urzędnika do jego nowego chłopaka, zdradzie, jeszcze większej liczbie nadgodzin i pewnej dozie alkoholu. A wszystko to opowiedziane w porywający sposób i z nienaganną dykcją. Właśnie na tej perfekcji poległ ku przerażenia Alberta Emery. Ich dwójka jako pierwsza odnalazła Johanna, niestety mechanik usłyszawszy kilka słów stanął jak wryty porwany pięknem kolejnych wersów i bliskim swojemu sercu opisem komplikacji związanych z nagłym zepsuciem się ważnej maszyny w urzędzie. Albert ku swojemu przerażeniu pozostał sam na placu boju. Problem leżał w tym, że próba poradzenia sobie z sytuacją samodzielnie mogła zakończyć się źle. Bardzo źle. Sidereal stał w miejscu niepewny co zrobić. Na jego nieszczęście w tym momencie Johann go zauważył i zaczął powoli schodzić z podium wciąż deklamując. Tłum zauważył to, a jakiś pomocny słuchacz puścił wici, że deklamujący idzie w stronę osoby niezwykle przypominającej opisanego w eposie "przepięknej urody młodziana o oczach jak bezkres nieba" i najwyraźniej ma zamiar się oświadczyć. Wieść obiegła cicho zgromadzonych i po chwili wszystkie osoby stojące na drodze Solara rozeszły się. Albert zauważył o sekundę za późno, że znalazł się w pułapce. Ludzie wokół niego byli zbici w ciasną masę i zapewne musiałby użyć siły, by się rozproszyli, co zajęłoby czas. A czasu nie miał zbyt dużo, gdyż Solar znajdował się ledwie parę metrów od niego i ku przerażeniu Alberta deklamował właśnie najbardziej erotyczny opis wypełniania dokumentów, jaki miał dane kiedykolwiek usłyszeć. "Owalne ruchy giętkim piórem" już nigdy nie będą takie same, tak samo jak "powściągliwe odciśnięte, na kremowej jak skóra powierzchni papieru, ślady stempla służbowego". Erotyzacja niewinnego procesu biurokracyjnego była zbyt okrutna, a jakby tego było mało wszyscy dookoła najwyraźniej zdążyli się zorientować, że ten epos jest de facto wyznaniem miłosnym skierowanym do niego. Myśli Alberta wirowały wokół: "błagam, niech tylko nikt z Niebiańskiej Biurokracji się nie dowie", "nie wiedziałem, że można zseksualizować spinanie dokumentów", a przede wszystkim "czemu na wszystkie Panny, Duck Fate nie działa, gdy jest najbardziej potrzebne!". W tym momencie zdał sobie sprawę, że Solar stoi tuż przed nim. Twarz Sidereala pokryły krople potu i przerażenie. "To już koniec!"
Jednakże Johann jedynie klęknął deklamując wspaniałe wyznanie miłosne. Albert chciał uciec, ale sędzie trzymał go za dłoń żelaznym chwytem. Sidereal mógł jedynie stać coraz bardziej przerażony i coraz bardziej czerwony....

Gwiazdka wreszcie dotarła na miejsce, akurat w momencie, gdy Johann zaczął schodzić z podium. Małą chwilę zajęło jej zorientowanie się w sytuacji, nie mniej szybciej od Sidereala zdała sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Niestety jej głos nie przebił się przez gwar tłumu i deklamację Johanna, a jakby tego było mało gdy Albert wreszcie zauważył, że znalazł się w potrzasku to sytuacja najwyraźniej go przerosła gdyż zamarł w miejscu nie mogąc się ruszyć. Gwiazdka próbowała się przebić w jego stronę, ale tłum był zbyt zbity, by mogła się do niego przedostać. Strzelanie promieniami z oczu w niewinnych przechodniów było natomiast fatalnym pomysłem.
- Rufus! - krzyknęła w stronę z której dobiegła, ale Solar był jeszcze kawałek od niej. W międzyczasie Johann dotarł do Alberta i najwyraźniej klęknął przed nim, gdyż Gwiazdka momentalnie straciła go z oczu. Sytuacja robiła się poważna i należało ją powstrzymać. Abyssalka rozejrzała się za kimkolwiek, kto mógłby jej pomóc. Nie zauważyła Emery'ego, ale dostrzegła wmieszaną w tłum po drugiej stronie placu Serenę. Niestety było widać, że całe to zamieszanie bardzo ją bawi i nie ma ona najmniejszego zamiaru bezpośrednio w nie ingerować.
- Jestem! - usłyszała za sobą lekko zdyszany głos Rufusa, który podniósł głowę rozglądając się z zastanowieniem dookoła. - Co jest?
- Tam jest Johann i właśnie oświadcza się Albertowi! Musimy, go powstrzymać! - zawołała zrozpaczona Gwiazdka.
- Jesteś pewna, że powinniśmy wchodzić w drogę miłości? - spytał Rufus.
- W tym wypadku - bardzo zdecydowanie tak!

Na dachu budynku przy którym stało podium, wyciągnięta na macie leżała opalająca się Symfonia. Opalała się niestety tylko teoretycznie, gdyż nad sobą miała rozstawiony ciemny parasol w czarne serduszka, który rzucał cień na jej sylwetkę. W dłoni trzymała szklankę z czerwonym napojem. Budynek na którym leżała najwyraźniej miał być wyższy, gdyż jego "dach" był w istocie na wpół wybudowanym kolejnym poziomem. Dzięki temu praktycznie niemożliwe było dostrzeżenie Abyssalki z ulicy.
Jakąś godzinę temu zauważyła ona w tłumie Johanna z Sereną. Nie spodziewała się spotkać ich w Whitewall, nie mniej tknięta ciekawością zaczęła śledzić tę parkę. Ku swojemu zdziwieniu odkryła, że Johann przybył do miasta, by reklamować swój najnowszy epos, a przynajmniej na to wyglądało. Nie mając nic lepszego do roboty, Symfonia zrobiła sobie lożę honorową na dachu stojącego najbliżej budynku i stamtąd słuchała deklamującego Solara, od czasu do czasu popijając swojego drinka przez ozdobioną serduszkiem słomkę. Wbrew temu co sugerowali jej Nienarodzeni ten festiwal Waltyłki nie był wcale taki zły! Zdziwił ją co prawda nieco wybór tematu. Miłość między szpiegiem, a urzędnikiem, tak? Symfonia mimo woli poczuła się mile połechtana. Było jak dla niej oczywiste, że na koniec okaże się, że szpieg jest tak naprawdę uroczą czarnowłosą kobietą!
Fabuła tej historii nie potoczyła się jednak tak jak przewidziała Abyssalka. Mianowicie ku jej olbrzymiemu zdziwieniu tłum rozproszył się, by ujawnić... opisywanego przez historię ukochanego urzędnika. Nie było wątpliwości, Johann bardzo szczegółowo opisał jego wygląd. Symfonia poczuła, że się gotuje. Pewnie dlatego, że wyszła spod parasola. Nie mniej furia która ją opanowała była chłodna. Jeszcze chłodniejsza, gdy zobaczyła, że Johann klęka przed tą blond zakałą i oświadcza się jej!
O, nie, ta miłość musi zostać powstrzymana!
Na tą chwilę czekali Nienarodzeni, którzy mocnym, ale niemal radosnym głosem zasugerowali: Spójrz w lewo!
Symfonia spojrzała. Po czym uśmiechnęła się bardzo szeroko.


Johann wstał. Jego prawa ręka wciąż trzymała dłoń Sidereala nie pozwalając mu uciec. Obaj panowie stali patrząc sobie w oczy. Albert wbrew swojej woli był czerwony, ale gdy Solar wstał i zaczął patrzeć prosto na niego, biedny wysłannik Niebiańskiej Biurokracji zaczął dla odmiany blednąć. Szybkość tego procesu znacznie przyśpieszył, gdy zdał sobie sprawę, że Johann powoli nachyla się w jego stronę i najwyraźniej ma zamiar go pocałować. Albert próbował wyrwać rękę, ale nie był w stanie. Jedyne co mógł zrobić to odsunąć się, ale w tym momencie Solar zablokował jego tułów drugą ręką. Albert nie miał gdzie uciec, jedyne co mógł zrobić teraz to uderzyć sędziego w twarz wolną ręką. W tym celu podniósł zaciśniętą w dłoń pięść, ale gdy spojrzał na twarz Johanna zamarł w przerażeniu...

Rufus przebijał się przez tłum jak lodołamacz, ale razem z Gwiazdką wciąż byli zbyt daleko, by powstrzymać Johanna przed zrobieniem czegoś czego później będzie bardzo żałować.
- Rufus, podsadź mnie! - krzyknęła nagle Gwiazdka, konstruując na biegu plan awaryjny. - Z twoich pleców powinnam być w stanie wystrzelić bezpośrednio w Johanna!
Solar natychmiast podniósł ją jedną ręką i pomagając sobie drugą usadził ją na ramionach. Abyssalka natychmiast się wyprostowała i spojrzała w stronę Johanna pochylającego się nad bladym jak ściana Albertem.
- Przepraszam, Johann - wyszeptała Gwiazdka celując w niego wzrokiem. W tym momencie...

Serena patrzyła na całą scenę z miną dziecka, które nagle odkryło, że dzisiaj są jego urodziny i właśnie zobaczyło górę prezentów. Wpatrywała się intensywnie w Johanna pochylającego się nad Albertem. Nie był to najlepszy pairing z możliwych, ale i tak ten widok wzruszał ją dogłębnie. Patrzyła z napięciem, jak rzeczywistość przekracza jej oczekiwania. Jak sędzia składa słodki pocałunek na ustach Alberta. W tym momencie...
...kamienny blok ponad dwa razy większy od ludzkiej głowy spada z nieba i wbija się z impetem w tył czaszki Johanna.

Albert, który zauważył lecący pocisk, zdążył się pochylić, tak, że Johann i kamienny blok przelecieli nad nim, ale w efekcie nieprzytomny sędzia rozpłaszczył się na Siderealu. Gwiazdka, która właśnie miała zaatakować Solara zamarła z opadniętą szczęką. Obecni ludzie zaczęli z przerażeniem, ale bez robienia przesadnego zamieszania rozpełzać się w różne kierunki. Serena stała w miejscu z miną pełną bezkresnego zawodu. Emery wreszcie wyrwał się z zasłuchania i rozglądał się zdziwiony.

Symfonia z twarzą wyrażającą satysfakcję sprawnie otrzepała ręce. Wściekłość pomogła jej podnieść ten olbrzymi kloc, a Nienarodzeni wycelować. Rezultat był tego wart. Abyssalka szybko zebrała rzeczy i zeszła z budynku wtapiając się w tłum.

Rufus zdjął kamienny blok z głowy Johanna. Solar krwawił trochę, więc Gwiazdka spróbowała obwiązać głowę szalem w serduszka, który dostała od jakiejś zaniepokojonej pani będącej świadkiem wydarzenia. Sędzia pozostawał przez cały ten proces nieprzytomny i było jasne, że nieprędko wróci do stanu świadomości. Niewprawna pomoc medyczna Gwiazdki wyglądały co prawda trochę jak skutek działań podpitego lekarza, ale prowizoryczny bandaż trzymał się, a pacjent oddychał.
Albert w międzyczasie ukrył się przed ludzkim wzrokiem w pobliskim sklepie z materiałami ogrodniczymi, gdzie próbował dojść do siebie przy ścianie z łopatami, powtarzając cicho: "Nie musze się martwić, oni zapomną, oni zapomną, oni zapomną......", bardzo przy tym żałując, że nie może wymazać tego wydarzenia z własnej pamięci.
Kwadrans później drużyna przegrupowała się w pobliskim sklepie z alkoholami, gdzie postanowili ustalić co dalej robić.
- Naszym podstawowym problemem jest to, że Johann nie ma tej felernej buteleczki - stwierdził z niezadowoleniem Emery.
- A Serena gdzieś się zmyła - dodał Rufus.
Miało to nawet sens, gdyż Johann nie miał raczej żadnego interesu w kradzieży eliksiru. Smoczokrwista natomiast mogła mieć jakiś. Problem w tym, że nikt nie był do końca pewny jaki. Serena bywała nieobliczalna, ale zachowanie zakochanej Sereny wydawało się niemal niemożliwe do zanalizowania.
- Podsumowując - oznajmił Albert - musimy znaleźć ją szybko.
- A co zrobimy z nieprzytomnym Johannem?
- Niech Rufus odniesie go do laboratorium, a później szybko do nas dołączy - zdecydowała Gwiazdka. W duchu mimowolnie cieszyła się z perspektywy stracenia na jakiś czas z oczu majtkowej flagi.
- Się robi! - zakrzyknął wstając, wtem zatrzymał się gwałtownie i rzucił w Alberta kijkiem mówiąc:
-Potrzymaj mi ją aż wrócę!
Sidereal podniósł kijek, by spojrzeć prosto na bokserki z napisem "WARRIOR OV LOVE". Krzywiąc się mocno, wysłannik Panien, mimowolnie zaczął się zastanawiać czy ten dzień może stać się gorszy.

Serena szła przez wypełnione miłością miasto z uczuciem zawodu. Dopięty na ostatni guzik happening, jaki zorganizowała razem z Johannem nie powiódł się. Starannie zaplanowane wyznanie zostało przerwane przez nieprzewodziną przeszkodę, jaką był kamienny blok. Gdyby w sędziego uderzył piorun z jasnego nieba byłoby to bardziej przewidywalne, a przynajmniej klimatyczne.
Tym nie mniej Serena nie zamierzała pozwolić by drobne niepowodzenia stanęły jej na przeszkodzie. Próba zejścia Johanna z Albertem nie wypalił (choć będzie stanowił dla niej całkiem niezłą inspirację jeszcze przez długi czas), ale przecież był to tylko przejaw jej dobrej woli i sposób na umilenie sobie oczekiwania przed wprowadzeniem w życie JEJ planu.
Gdy tylko o tym pomyślała na jej twarzy wykwitł szeroki uśmiech. Płomienia nie było na placu razem z resztą drużyny, więc może nawet uda jej się nacieszyć nim bez przeszkód w postaci latających kamiennych bloków lub morderczego spojrzenia Gwiazdki.
Cóż, należy więc upewnić się, że nieprzewidziane okoliczności nie spróbują wejść jej w drogę.

Tymczasem drużyna szwędała się po mieście próbując wypatrzeć gdzieś Serenę lub Płomienia. Po przygodzie na placu wszyscy stwierdzili, że rozdzielenie się było jednak złym pomysłem. Zwłaszcza Gwiazdka nie była pewna czy powinna się martwić o Abyssala, który zapewne również był o krok od ataku Rezonansu, czy o Smoczokrwistą, która mogła go wmieszać w coś co mogłoby doprowadzić Nienarodzonych do białej gorączki. Tak czy siak oboje byli w niebezpieczeństwie i należało ich jak najszybciej zlokalizować.
Niestety oboje najwyraźniej dość dobrze maskowali swoją obecność, gdyż pomimo godzinnych poszukiwań i powrotu Rufusa nadal nie było śladu ich obecności. Już mieli zawrócić do laboratorium Excel, gdy przypadkiem dotarli do niezwykle zatłoczonego skweru. Było to miejsce gdzie organizowano konkurs na najwspanialszą parę Waltyłkową. Żadna z osób nie była w nastroju do przyglądania się kolejnym przejawom ludzkiej miłości, ale zapowiedź następnej uczestniczki sprawiła, że gwałtownie się zatrzymali.
- A teraz proszę państwa mam przyjemność przedstawić wam specjalnego gościa! Pisarkę znanych romansów, takich jak "Mgły nad naszymi rozdrożami" czy okrzyknięta najbardziej przełomowym dziełem swojego gatunku seria o Dantianie i Revorze. Powitajcie państwo, Smoczokrwistą pisarkę, Serenę Kwarc!
Z tłumu dobiegł donośny odgłosk oklasków i wiwatów oraz kilku szczęk, które głośno uderzyły o glebę. Drużyna nie wierzyła własnym oczom - ich towarzyszka nie dość, że ujawniła się samoistnie to jeszcze efektownie. Coś tu śmierdziało. Grupa zaczęła powoli i najbardziej dyskretnie jak to było w ich wypadku możliwe przedzierać się w stronę sceny.
- Halo, halo. Wszyscy mnie słyszą? - spytała publiczność Serena, wyraźnie czerpiąc przyjemność z występu. - Miło mi powitać wszystkich mieszkańców Whitewall w te jakże radosne i pełne miłości dni!
Rozległy się oklaski i krzyki z widowni. Pisarka tymczasem kontynuowała swój występ.
- Wielu z was zastanawia się pewnie skąd moje nagłe pojawienie się tutaj. Czemu nie zapowiedziano mnie wcześniej? Otóż, prawda jest taka, że nie wiedziałam o tym festiwalu. Nie mniej, moja obecność tutaj nie jest przypadkiem. Tak, szanowni państwo, moja obecność tutaj to dzieło miłości i przeznaczenia!
Krąg, który właśnie przeciskał się przez wyjątkowo zbitą grupę fanek twórczości Sereny Kwarc, jęknął cicho.
- Jadąc tu do Whitewall zdałam sobie sprawę, że zakochałam się w jednym z moich towarzyszów podróży. Ah, to wspaniałe uczucie nieporównywalne z niczym! Obawiam się jednak, że mój najmilszy przyjaciel nie był gotowy odwzajemnić mojego uczucia - wyjaśniła z żalem.
Tłum jęknął współczująco wyraźnie nie rozumiejąc jak ktokolwiek mógłby dać kosza tak urodziwej Smoczokrwistej.
- Lecz nie mam zamiaru się poddać! Wielokrotnie na kartach mych książek pisałam, że miłość jest w stanie pokonać największe przeszkody. To nie są puste słowa! Wierzę, że moje uczucie przezwycięży nieśmiałość mojego towarzysza. Dlatego, kochani, jeśli i wy macie problemy miłosne - nie poddawajcie się!
Znów rozległy się oklaski. Grupa zaczęła dochodzić do wniosku, że Serena bawi się zdecydowanie za dobrze.
- Wierzcie razem ze mną! Otóż zgłosiłam siebie i mojego ukochanego do odbywającego się tutaj konkursu na najlepszą parę! Figurujemy jako numer 137! Niestety mój towarzysz jeszcze nie dotarł. Nie mniej wierzę w niego! Wierzę, że nie zostawi mnie samej i dotrze tutaj! Czy wierzycie ze mną? - wykrzyknęła.
- WIERZYMY!!! - odpowiedział jej tłum.
Tymczasem grupa zbliżała się coraz bardziej do sceny. Niestety takie osoby jak Rufus bywają ciężkie do zamaskowania, nawet w tłumie. Serena zauważyła cichy pochód zmierzający w jej stronę. Odkaszlnęła i znów zwróciła się do widowni.
- Sama jednak nie przypuszczałam, że rzeczywistość jest tak podobna do romansu. Widzicie, kochani, introwertyczność mojego towarzysza to nie jedyna przeszkoda, jaka pojawiła się na mej drodze. Z powodów dla mnie nie do końca zrozumiałych pozostali moi towarzysze są przeciwni temu związkowi. Nawet teraz boję się, że w przypływie szaleństwa mogą wtargnąć na scenę - oznajmiła z lekkim przerażeniem.
Tłum zabuczał.
- Ona robi z nas strasznych antagonistów - zauważył Emery.
- I to bardzo skutecznie - dodał Albert.
- Ciekawe czy myśli, że to nas powstrzyma? - mruknęła Gwiazdka, która dalej przeciskała się przez tłum.
Serena kontynuowała:
- Jeśli to zrobią napełni mnie to wielkim smutkiem. Widzicie to tutaj mam zamiar się spotkać z moim ukochanym. Mam nawet dla niego prezent - to mówiąc wyciągnęła spod szaty niewielką brązową butelkę. Grupa zamarła patrząc na Serenę dzierżącą niebezpieczny eliksir. Ku swej frustracji, wciąż znajdowali się za daleko, by móc go jej odebrać. Smoczokrwista natomiast zaczęła wyjaśniać czym jest prezent:
- To specjalny alkohol jaki znalazłam specjalnie z myślą o moim ukochanym. Jak widać niewiele go zostało, ale to dlatego, że jest on tak rzadki. Wydałam majątek, by go kupić, ale jeśli niedane mi będzie podzielić się nim z ukochanym... to nie ma on żadnej wartości! - wykrzyknęła. - Więc jeśli moi towarzysze mi przeszkodzą to ten wyjątkowy napój zapewne skończy wylany do wodociągów! - oznajmiła hardo patrząc w stronę osłupiałego kręgu.
- Chciała pani chyba powiedzieć ścieków - wtrącił się mężczyzna prowadzący konkurs, o którego istnieniu wszyscy zapomnieli z powodu występu Sereny.
- Ah tak, ścieków. Racja - potwierdziła głucho, po czym dodała psotnie. - Przejęzyczyłam się, oczywiście.
Grupa w miedzyczasie stała osłupiała.
- No, to chyba nas powstrzymała - stwierdził Emery.
- Bardzo skutecznie - burknęła Gwiazdka. - Co my mamy teraz zrobić? - jęknęła.
- Czekać na Płomienia? - podsunął Rufus.
Jak na zawołanie przy wejściu na podium rozległy się zdziwione krzyki i po chwili na scenę wmaszerował odziany w biały płaszcz mężczyzna o czarno-popielatych włosach z nieco ponurą aurą wokół siebie, na którego Serena rzuciła się z radością w oczach.
- Płomień, na niego zawsze można liczyć - westchnęła Abyssalka.
- Wołałaś? - spytał głos zza jej pleców. Wyniesiona Otchłani odwróciła się gwałtownie, by ujrzeć przed sobą swojego byłego kolegę z pracy i obecnego towarzysza, który miał wyjątkowo niezadowoloną minę i najwyraźniej oczekiwał, że ktoś wyjaśni mu co tu się dzieje.
- P... płomień! Gdzie byłeś?! - wykrzyknęła zaskoczona Gwiazdka.
- Izolowałem się od pełnego miłości świata w czyjejś podziemnej komórce - stwierdził ponuro. - I nie, to nie jest przenośnia. Po tym jak musiałem skutecznie spacyfikować pewną natrętną sprzedawczynię bielizny - Abyssalka jęknęła cicho zdając sobie sprawę dokąd zmierza historia - poczułem, że jeszcze chwila i zrobię komuś poważną krzywdę. Dlatego ukryłem się gdzieś, gdzie moje oczy nie musiałyby oglądać wszechobecnych serduszek i artykułów komercyjnych wspierających akt kopulacji.
Wszyscy ponuro kiwnęli głową w akcie zrozumienia dla biednego Abyssala.
- Ale w takim razie skąd wiedziałeś, że jesteśmy tutaj? - spytał zdziwiony Emery.
- Bo Serena wysłała do mnie wiadomość, żebym przyszedł na ten plac i że będzie na mnie czekać. A niestety jej charm komunikacyjny działa tylko w jedną stronę, więc nie mogłem jej przekazać, że wolałbym gdyby jednak to ona poszła w jakieś bardziej odosobnione miejsce, gdzie łatwiej byłoby ją złapać.
- No tak - stwierdził Rufus. - To wyjaśnia co się z tobą działo, ale nie odpowiada na najważniejsze pytanie! - zauważył z emfazą. - Czemu jest was dwóch? - spytał wskazując na scenę.
Cała drużyna odwróciła się w stronę podium, na którym wciąż stała Serena, prowadzący konkurs oraz identyczna kopia stojącego przed nimi Wyniesionego Otchłani.
Grupa zamilkła na moment i spojrzała podejrzliwie na stojącego koło nich Płomienia.
- Ja jestem sobą - odparł z godnością Abyssal. - Na dowód mogę powiedzieć, że antidotum na ten felerny eliksir miłosny, którego uwarzenia tak oczekujemy w wersji optymistycznej powinno być gotowe jutro. A ta osoba na scenie to zapewne...
W tym momencie wszyscy (z wyjątkie Alberta, który jeszcze nie był zaznajomiony ze wszystkimi wrogami grupy na jakich należy w danym momencie zrzucać winę) jakby tylko czekali na sygnał krzyknęli:
- SYYYMFOOONIAAAA!!!
Sytuacja właśnie wyewoluowała z kiepskiej w znacznie gorszą.

Problemem numer jeden była Serena, w której niezbyt odpowiedzialnych rękach znajdował się eliksir oraz równie niebezpieczne, co lepkie łapki Symfonii. Problemem drugim, fakt, że mieli związane ręce. Groźba Smoczokrwistej zapewne wciąż pozostawała aktualna.
Pozostawało im tylko jedno wyjście.
- Płomień - stwierdziła z naciskiem Gwiazdka - marsz na scenę!
Płomień zrobił krok do przodu, ale natychmiast zdał sobie sprawę, że nikt poza nim nie ruszył się z miejsca, więc zatrzymał się gwałtownie.
- Zaraz, chcecie, bym SAM poradził sobie z sytuacją? - spytał z wyrzutem.
- Nie mamy wyjścia - stwierdziła ponuro Gwiazdka. - Serena zagroziła, że jeśli ktoś poza tobą spróbuje wejść na scenę to wyleje resztę eliksiru do systemu wodnego Whitewall.
Rufus pocieszycielsko poklepał Abyssala po ramieniu.
- Los miasta jest w twoich rękach! - wyjaśnił z pełnym zaufania uśmiechem.
Mina Płomienia mówiła wszystko o tym co sądzi o Whitewall, Waltyłkowym festiwalu oraz rozbijających się po nim knujnych Serenach i Symfoniach. Wyniesiony Otchłani doszedł też do słusznego wniosku, że jeśli groźba Smoczokrwistej dojdzie do skutku to najprostszym sposobem rozwiązania problemu będzie chyba zrównanie miasta z ziemią. Z tą myślą ruszył w stronę podium.

Symfonia po tym jak w widowiskowy sposób przerwała występ Johanna i trochę ochłonęła po swoim wybuchu zazdrości zdała sobie sprawę, że sędzia zachowywał się cokolwiek dziwnie. Wygłaszanie publicznie monumentalnego eposu o jakimś pokracznym chłystku było dość zdecydowanie nie w jego guście. Pośród szminek, bielizny w serduszka oraz "słodkości dla zakochanych" jej ciekawość zapłonęła. Niedługo później wypatrzyła w tłumie Serenę, która biegła gdzieś z szerokim uśmiechem na ustach, Abyssalka niewiele myśląc zaczęła ją śledzić.
Potem zrobiło się jeszcze dziwniej. Smoczokrwista bowiem dzięki swojej reputacji załatwiła sobie występ podczas konkursu par, wpisując się na ostatnią chwilę na listę uczestników. Symfonia podejrzewała, że jej parą będzie ten dziwaczny Infernal, ale ku swojemu zdziwieniu odkryła, że Serena wpisała na listę Płomienia.
W tym momencie Abyssalka pozwoliła sobie na chwilę porządnego zastanowienia na temat tego co mogło wydarzyć się przez ostatnie półtora tygodnia w Gethamane, gdyż wtedy ostatnio widziała drużynę i co ważne, wszyscy wydawali się być na tyle zdrowi na umyśle na ile zawsze byli.
Tymczasem Serena usiadła koło mężczyzny odpowiadającego za efekty dźwiękowe, wokół którego leżało mnóstwo przeróżnych instrumentów, czekając na moment kiedy będzie mogła wystąpić. Symfonia, która na szybko ucharakteryzowała się na sprzątaczkę i zamiatała w pobliżu zauważyła, że Smoczokrwista dyskretnie wyjęła spod pancerza niedużą butelkę, której przyglądała się wyczekująco przez pół minuty, po czym pocałowała ją lekko mamrocząc pod nosem coś co brzmiało jak "proszę, przynieś mi szczęście".
Symfonia była coraz bardziej zaintrygowana, dlatego gdy nadszedł czas jej występu zmieniła się w Płomienia i weszła na scenę powitana wielkim uściskiem przez Serenę i burzą oklasków z widowni.

- Miło widzieć, że postanowił pan jednak spotkać się ze swoją ukochaną - zauważył prowadzący.
- Nie mógłbym zostawić jej samej - odpowiedział stojący na scenie Płomień. - Serena potrafi strasznie nabroić, gdy tylko spuści się ją z oczu.
Smoczokrwista zaśmiała się.
- Nie mów! Zniknęłam tylko na chwilę, byśmy mogli wziąć udział w tym konkursie.
- Mogłaś najpierw spytać mnie co myślę o wzięciu w nim udziału - zauważył Płomień.
- Ale jakbym cię spytała to mógłbyś się nie zgodzić - zauważyła z żelazną logiką Serena.
- I jak ja mam się z tobą kłócić - stwierdził czule Abyssal klepiąc ją po głowie.
Widownia w międzyczasie rozpływała się obserwując tą wymianę zdań. Zaś "źli towarzysze Sereny" patrzyli niedowierzająco na scenę rozgrywającą się na ich oczach.
- Myślicie, że gdyby Płomień też wypił eliksir to... to by tak wyglądało? - spytał Emery.
- Kto wie, kto wie - odparła Gwiazdka z trwogą w głosie. Abyssalka nigdy nie przypuszczała, że kiedykolwiek ujrzy tę dwójkę migdalącą się i nawet świadomość, że ten Płomień jest tak naprawdę Symfonią niewiele pomagała.

W międzyczasie była pracownica Kochanicy dalej nie wiedziała co się dzieje. Cała ta farsa stawała się dziwniejsza z minuty na minutę, ale jednocześnie udawanie zakochanego Płomienia było tak niecodzienne, że aż śmieszne. Co prawda rzeczony Wyniesiony Otchłani, zapewne skróci ją o głowę, gdy tylko się dowie, ale chwilowo...
- Z drogi - rozległ się ponury głos, gdzieś pod sceną. W tym momencie rozległy się przerażone krzyki, a na podium powoli wszedł prawdziwy Płomień. Prowadzący zamilkł ze zdziwienia albo ze strachu, gdyż Abyssal wyglądał jakby miał dzisiaj wyjątkowo zły dzień. I nie było to w żadnym wypadku mylne wrażenie.
Oczy obu Płomieni spotkały się, po czym ten który wszedł na scenę, sięgnął po miecz i wycedził:
- Masz pięć sekund, by zniknąć mi z oczu podróbko.
Symfonia zawahała się usłyszawszy tę groźbę. Z jednej strony jej życie znalazło się właśnie w sporym niebezpieczeństwie, ale z drugiej tajemnica dziwnego zachowania Johannowego kręgu dalej pozostawała dla niej nierozwiązana. Co więcej Abysalka widziała, że obok niej wciąż stoi kompletnie niepoczytalna Serena, której obecność zapewne powinna utrudnić Płomieniowi zaatakowanie jej.
Prowadzący konkurs stał z rozdziawioną buzią, by nagle momentalnie się pozbierać.
- Niewiarygodne, proszę państwa! Na scenę właśnie wszedł drugi mężczyzna wyglądający jak kochanek panny Sereny. Cóż za niespodziewany zwrot akcji. Który z dwóch obecnych tutaj jest prawdziwym Sergiuszem Judaszem Płomieniem?
Właściwy Abyssal nawet nie drgną usłyszawszy pełne imię wymyślone przez Smoczokrwistą. Tak samo Symfonia, która widziała już wcześniej zgłoszenie i zdążyła się wyśmiać przed podszyciem się pod Płomienia. Grupa miała mniej szczęścia, gdyż Emery zaczął się regularnie chichotać, Gwiazdce opadła szczęka, a Rufus zauważył z zaciekawieniem.
- Czyli Płomień jednak ma imię. Czemu je przed nami ukrywał?
Grupa próbowała coś odpowiedzieć, ale ich słowa utonęły w dalszym ciągu relacji:
- Napięcie rośnie. Żaden z obecnych mężczyzn nie chce ustąpić. Panno, Sereno wie pani może który jest prawdziwy?! Panno Sereno? ...panno Sereno? - spytał z niepokojem. Smoczokrwista zachwiała się lekko mamrocząc teatralnym szeptem "Dwóch Płomieni! Dwóch! Te możliwości...." i w egzaltowany sposób padła w ramiona prowadzącego konkurs, który zmuszony był z tego powodu przestać chwilowo mówić, jednakże podtrzymywanie omdlonej Sereny zdawało się mu tę niedogodność w pełni kompensować.
- Kochanie, nic ci nie jest? - spytała Symfonia. W tym momencie też schyliła się unikając ataku mieczem. Płomień niezadowolony cofnął się i warknął.
- Jeszcze jedna słodka gadka, a utnę ci struny głosowe - wycedził. Zazwyczaj zapewne po prostu zaatakował by po raz drugi, ale cały absurd dzisiejszego dnia zaczynał brać nad nim górę. W dodatku Symfonia ustawiła się tuż przed prowadzącym , który wciąż trzymał teatralnie omdloną Serenę.
- Rozumiem, że jesteś zazdrosny, ale to nieładnie wchodzić pomiędzy szczęście dwojga Wyniesionych - odparła przewrotnie Symfonia.
Tym razem w zgodzie ze swoim charakterem Płomień nie odpowiedział tylko znowu zaatakował, ale jego przeciwniczka wciąż starannie unikała kolejnych wymierzonych w nią ataków. W dodatku cały czas stawała tuż przy Smoczokrwistej utrudniając mu swobodę ataków. Niech Otchłań pochłonie przeklęte święta Waltyłkowe, kiedy nic nie idzie dobrze...
- Odsuń się od Sereny! - krzyknął zdenerwowany próbując w ten sposób zaskoczyć Symfonię. Plan częściowo zadziałał, gdyż udało mu się wreszcie ją trafić, ale w ostatniej chwili Abyssalka przyblokowała atak sztyletem, unikając poważnej rany. Płomień zamachnął się, by zadać kolejny atak, ale w tym momencie dostrzegł nagły ruch za Symfonią, który zmusił go do zatrzymania się. Serena weszła pomiędzy dwóch walczących Płomieni i oznajmiła z emfazą.
- Dosyć tej walki panowie! Przemoc niczego nie rozwiąże.
Płomień rozważył czy przypadkiem nie skorzystać z okazji i nie pozbawić Smoczokrwistej przytomności, ale ta patrzyła na trzymany przez niego miecz z oczekiwaniem i Abyssal zmuszony był go schować. W międzyczasie Symfonia wstała i patrzyła z ciekawością na dalszy rozwój wypadków.
- To który z was lepiej włada mieczem nie jest dostatecznym dowodem prawdziwości któregokolwiek z was! - kontynuowała Serena. - Istotnie, istnieje tylko jeden słuszny dowód! - zakrzyknęła. - Wasze uczucia! Tylko prawdziwy Płomień będzie w stanie odwzajemnić moje uczucia!
Tłum znów zaczął wiwatować. Wszyscy z napięciem oczekiwali jaki test postawi przed nimi Serena. Ta przeszła kawałek, tak by stanąć przodem do obu Płomieni i bokiem do widowni, po czym wyciągnęła spod zbroi niedużą butelkę...
- Tylko prawdziwy Płomień wypije teraz przy wszystkich ten cudowny alkohol!
Rozległy się brawa i krzyki widzów, a dwaj mężczyźni spojrzeli podejrzliwie na zawartość trzymanej przez Smoczokrwistą flaszki.

Stojąca niedaleko sceny grupa patrzyła na postawione przez Serenę ultimatum z niepokojem. Gwiazdka rozważała zniszczenie butelki z odległości, ale Serena posłała im dyskretne spojrzenie dające do zrozumienia, że wszelkie próby ingerencji źle się skończą i cały czas obserwowała swój krąg kątem oka. Płomień i Symfonia stali niezdecydowani. Oboje zdawali się mieć opory przed skosztowaniem zawartości, co zresztą było całkiem naturalne, gdyż jedno nie wiedziało co zawiera butelka, a drugie było tego boleśnie świadome.
- Ja się napiję - stwierdził jeden z nich wyciągając ręke po butelkę, ale Serena cofnęła ją gwałtownie. - O nie, nic z tego. Podejdź tu i otwórz buzię - poinstruowała, widząc niedowierzające spojrzenie wyjaśniła. - W tym momencie nie mam pewności który z was jest prawdziwy, więc nie mogę wykluczyć scenariusza, że ten fałszywy chwyci butelkę i ucieknie. Dlatego jedyną opcją jest bezpośrednie wlanie napoju do buzi. Tylko nie mówcie, że się wstydzicie - odparła wesoło.
Ten Płomień, który poprosił o butelkę cofnął się nieznacznie. Najwyraźniej Serena trafnie rozgryzła jego plan. Wyraźnie chciał coś powiedzieć, ale w tym momencie krok do przodu zrobił drugi Abyssal.
- Ja się napiję - oznajmił.
Twarz Sereny rozjaśniła się. Szybko odkorkowała butelkę, a Płomień pochylił się pozwalając, by Smoczokrwista wlała mu zawartosć butelki do buzi.
Cała widownia zamarła, ale najbardziej zamarłym fragmentem widowni było miejsce, gdzie stał krąg. Grupa zdawała sobie bowiem doskonale sprawę, że Płomień w życiu nie dałby się napoić eliksirem miłosnym. Co oznaczało, że Serena zapewne zaraz wzbogaci się o olbrzymi problem jakim jest zakochana Abyssalka...

Excel porządkowała nieco laboratorium. Początkowo tego nie zauważyła, ale Serena i Johann nie tylko wzięli butelkę z eliksirem miłosnym, ale z jakiegoś powodu buszowali też w szafce z naczyniami, doprowadzili do zniknięcia dużej paczki waty i nie wiedzieć czemu najwyraźniej korzystali ze zlewu, gdyż dwie kolby wisiały na suszarce schnąc.
- Doprawdy, co oni kombinowali? - spytała z lekką irytacją Excel. Nie mogła zrozumieć czemu bez potrzeby zrobili bajzel.
Antidotum na szczęście wyglądało na nietknięte. Revan zajmował się nim obecnie w schowku obok, który zaprojektowano tak, by można było ustawić w nim odpowiednią temperaturę. Excel cieszyła się, że udało jej się wrobić swojego gościa w przeprowadzenie tego etapu tworzenia antidotum, który wymagał siedzenia w chłodzie.
Solarka wróciła do krążenia po laboratorium i sprawdzania co jeszcze mogła nabroić niesforna dwójka Wyniesionych. Jej wzrok powędrował do biurka, o którym do tej pory zapomniała. Nagła dostawa nieprzytomnego i rannego Johanna sprawiła, że Excel nie zdążyła jeszcze sprawdzić czy ktoś nie grzebał w leżących w nim papierach. Podeszła do mebla i w tym momencie zdała sobie sprawę, że kopnęła coś. Spojrzała w dół. Ukryte pod biurkiem stało drewniane pudełko średniej wielkości.
Excel niewiele myśląc podniosła je i otworzyła. W środku obłożone dla bezpieczeństwa watą znajdowała się pusta butelka po piwie, którym Solarka poczęstowała wcześniej Johanna oraz jedno z naczyń z jej szafki, które wypełnione było jasnobrązowym płynem. Medyczka spojrzała na te skarby lekko zdziwiona, a potem uświadomiła sobie co najwyraźniej ma przed oczami.
- Na niebiański karnet do Słońcowego Pudełka Przyjemności! - wykrzyknęła. - Trzeba ich zaraz powiadomić!

Symfonia uznała, że ryzyko jest warte podjęcia. Cała ta tajemnica dziwnego zachowania Johanna i Sereny męczyła ją, a zawartość tej butelki zdawała się mieć z tym jakiś związek. Płomień co prawda wyraźnie nie miał zamiaru kosztować zawartości, ale Abyssalka była pewna, że Smoczokrwista raczej nie próbuje otruć swojego towarzysza. Na jej twarzy było widać wyraźne oczekiwanie, ale brakowało śladu jakichkolwiek złych intencji.
- Ja się napiję - oznajmiła i natychmiast przyklęknęła otwierając usta, a Serena równie szybko wlała do nich zawartość butelki. Nikt nie miał czasu zaprotestować. Widownia zamilkła oczekując tego co powie szczęśliwy wybranek po przełknięciu napoju.
Symfonia wstała powoli wciąż patrząc uważnie na Serenę, która uśmiechała się w nieco smutny sposób. Abyssalka otworzyła usta. Wszyscy czekali w ciszy.
- Wyjątkowo kiepskie piwo, Sereno - oznajmiła Abyssalka krzywiąc się.
- No, nie? - zgodziła się z nią Smoczokrwista. - Johann mówił, że to najgorsza marka z jaką się spotkał.
- Muszę się z nim zgodzić.
Serena wciąż uśmiechając się niejednoznacznie minęła Abyssalkę i stanęła przed Płomieniem. Ten patrzył zdziwiony na całą scenę wciąż mając problem ze zrozumieniem co właśnie się wydarzyło. Smoczokrwista objęła go i przytuliła nim zdążył się odsunąć.
- Szkoda, że jednak mi nie zaufałeś - powiedziała nieco smutnym tonem - ale w sumie spodziewałam się, że tak będzie. To było zbyt w twoim stylu.
Płomień błyskawicznie skorzystał z okazji i dyskretnie uderzył Serenę pozbawiając ją przytomności, po czym wyjął z jej ręki butelkę. Była to bez wątpienia ta sama flaszka, w której znajdował się eliksir miłosny.
- O co tu chodzi? - spytał cicho siebie, biorąc na ręce nieprzytomną Smoczokrwistą. Zachowywał się, tak, by tłum nie zauważył, że Serena została spacyfikowana. Zrobił to zresztą tak przykonywująco, że schodząc ze sceny został nagrodzony oklaskami.
- To była proszę państwa para numer 137 - zakrzyknął jeszcze prezenter. Tłum wiwatował. Płomień ruszył w stronę grupy, która torowała już sobie drogę ku niemu i Serenie. Symfonia tymczasem zniknęła ze sceny skutecznie ukrywając się przed wzrokiem ciekawskich.
Wyniesiony Otchłani tymczasem pochłonięty był dość ważną kwestią - jeśli to co wypiła Symfonia to nie był eliksir miłosny to gdzie w takim ukryła go Serena?
Płomieniu, Abyssal usłyszał nagle glos Revana, rozpoznając jednocześnie jego zaklęcie komunikacyjne.
Właśnie schwytaliśmy Serenę, przekazał.
To dobrze. Czy reszta kręgu jest z tobą? Mam do przekazania dość ważną informację.
Tak, są ze mną, potwierdził Płomień. O co chodzi?
Excel właśnie powiadomiła mnie, że znalazła w laboratorium eliksir miłosny. Wygląda na to, że Serena i Johann wcale nie wzięli go z laboratorium, a jedynie wynieśli butelkę. I chyba jeszcze ją umyli...
Układanka wreszcie ułożyła się w całość.
Oraz wlali do środka piwo, tak by wyglądało, że mają eliksir, dopowiedział.
Tak w istocie mogło być, potwierdził Revan. W każdym razie skoro odzyskaliście już Serenę to wracajcie do laboratorium. Będziemy na was czekać.
Revan rozłączył się. Płomień natomiast pozwolił sobie na chwilę uświadomienia.
Jeśli eliksir nie został zabrany to w istocie nigdy nie istniała realna potrzeba by szukali Sereny i Johanna w całym Whitewall. A to oznacza, że wszystkie nieszczęścia i cierpienia dzisiejszego dnia mogłyby zostać uniknięte, gdyby wszyscy zostali w laboratorium i tam poczekali aż zakochana dwójka wróci ze spaceru...
Patrząc na zbliżających się Rufusa, Emery'ego, Alberta i Gwiazdkę Płomień stwierdził, że jeszcze nigdy w całym swoim życiu nie miał takiej ochoty powiedzieć "A nie mówiłem".


Statek Sereny powoli leciał w stronę Gethamane. Excel co prawda zaproponowała, by drużyna została w Whitewall, ale festiwal Waltyłki miał jeszcze trwać przez kilka dni, a praktycznie nikt z obecnych nie chciał tego doświadczyć. Dlatego też, gdy tylko Serena i Johann wypili antidotum, grupa zebrała się i szybko opuściła miasto obiecując, że przyjadą innym razem.
Festiwal Waltyłki i wydarzenia związane z felernym eliksirem pozostawiły głęboką traumę u większości członków kręgu. Johann, gdy tylko wrócił do zmysłów upił się, byle tylko zapomnieć o tym do czego niemal doszło. Albert wbrew zapewnieniom, że wszystko jest w porządku pozostawał zamknięty w kajucie. Gwiazdka i Płomień dochodzili do siebie po okropnościach jakie doświadczyli, zaś Emery stwierdził, że nadmierna ilość serduszek była niesmaczna. Tylko Serena, Revan i Rufus wyszli z tej przygody bez większego szwanku na psychice.

Płomień stał właśnie na pokładzie statku. Z powodu ciemnych chmur nie odczuwał takiego dyskomfortu jak zwykle, gdy wychodził na zewnątrz w ciągu dnia.
- O, Płomień - usłyszał za sobą głos. Był to bez wątpienia głos Sereny. W pierwszym momencie Abyssal sięgną po miecz, ale natychmiast przypomniał sobie, że Smoczokrwista została już wyleczona z zauroczenia. Nie mniej nie odwrócił się. Nie miał ochoty widzieć Sereny.
- Potrzebujesz czegoś? - spytał.
- Niekoniecznie. Po prostu zdziwiłam się, wszyscy ostatnio siedzą w kabinach - zauważyła niewinnym tonem, jak gdyby nie zdawała sobie sprawy z czego to wynika. - Choć w sumie możesz coś dla mnie zrobić. Powiedz jak podoba ci się ten strój.
Płomień z westchnieniem odwrócił się.
Serena miała na sobie jasnoróżową suknie z mnóstwem falbanek i kokardek. Strój był przesłodzony i absolutnie przeładowany dodatkami.
To była pierwsza nagroda w konkursie na najlepszą parę.
- Doszło dzisiaj - wyjaśniła Smoczokrwista.
Abyssal spojrzał z niezadowoleniem na strój.
- Po co pytasz się mnie o zdanie. Myślę, że wiesz jaką uzyskasz odpowiedź.
- Ponieważ w obecnej chwili identyczną odpowiedź dostanę zapewne od każdej innej osoby na tym statku, więc nie robi większej różnicy czy spytam ciebie czy kogoś innego - wytłumaczyła spokojnie.
- Jeśli koniecznie musisz wiedzieć. Jest absolutnie paskudny - stwierdził Płomień odwracając się tyłem.
- Tak myślałam - przyznała Serena z uśmiechem. - Lepiej pójdę włożyć coś zwykłego. Nigdy nie lubiłam tego typu sukni.
Po chwili rozległ się odgłos kroków, gdy kobieta schodziła pod pokład.
Płomień odetchnął z ulgą. Miłość może i zachwyca domorosłych poetów i pisarzy, ale prawdziwe życie jest o wiele przyjemniejsze bez niej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz