sobota, 4 grudnia 2010

List do braciszka

Ysen mnie zainspirował do tego stopnia, że dostałam wena o pierwszej w nocy. Nie wiem czy powinnam być za to zła czy się cieszyć... W każdym razie to jeden (z wielu) listów, które Serena pisała do brata, inspirowany ostatnią sesją. Będę wdzięczna za wytknięcie wszelkich niezamierzonych błędów.


Kochany braciszku,

To cholerne miasto jest przeklęte!

Leżę właśnie w swojej kajucie, poobijana, ranna i wyjątkowo zdenerwowana. Ja wiem, że nie należy wymagać zbyt wiele od moich współtowarzyszy, zwłaszcza w kwestii ogólnie przyjętych norm (nie, żebym sama je szczególni lubiła, ale chociaż inni mogliby ich przestrzegać). W każdym razie ich stosunek do ciężko rannej osoby, która ze wszystkich sił walczyła z demonami i glutowatymi, mackowatymi potworami jest pożałowania godny! Najpierw Palny (ze wszystkich ludzi na tym statku, akurat on!) przychodzi z pytaniem o tą świetnie wykonaną, zdobioną czaszkowym motywem i dodatkowo wzmacnianą zbroję, a później na głowę zwalić mi się musiał Sygner. O ile Palny miał jeszcze dość przytomności, by szybko załatwić swoją sprawę, o tyle Sygner musiał wleźć, by ukoić moje zszargane serce... Bo oczywiście to nie śmiercionośne promienie z oczu (jak jeszcze raz ujrzę klona <zamazane słowo> to utnę mu łeb, przysięgam), ani ataki mackowatego potwora (to jakaś nowa moda? Najpierw ten glut z podziemi, a teraz to?), ale fakt, że przy okazji spotkałam tego szarmanckiego, acz trudnego do zabicia mężczyznę, o którym Ci wcześniej wspominałam. On się tam marnuje, naprawdę. Chętnie zaproponowałabym mu członkostwo w drużynie, gdyby reszta moich towarzyszy nie chciała go bardzo usilnie zamordować (ale wygląda na to, że chociaż Światełko byłaby przychylna mojemu wnioskowi, więc może w przyszłości coś z tego będzie). Niestety, Sygner był odporny na argumenty i usilnie starał się pocieszyć moje zbolałe serce (moje żebra, niestety, nie dostały tyle współczucia). Próbowałam mu wyjaśnić, że ciężko rannym nie potrzeba dobrych słów, a świętego spokoju i dużej ilości bandaży, ale chyba nie powiedziałam tego dostatecznie bezpośrednio, bo jeszcze został u mnie w pokoju, ględząc od rzeczy. Już rozważałam czy pomimo złego stanu zdrowia nie powinnam się poświęcić i spróbować wpoić mu jakieś dobre maniery przy pomocy daiklavy, ale chyba wyczuł moje mordercze implulsy, bo wyszedł, gdy ostatkiem sił woli walczyłam z chęcią odpowiedzenia mu jakąś ostrą ripostą, najlepiej ciętą (choć ucięta byłaby skuteczniejsza, co prawda nauczyciel odniósł jakieś mentalne obrażenia i jest nieprzytomny, ale Sygner pewnie i tak by się wygoił). Później udało mi się wreszcie trochę przespać i teraz jestem nieco przytomniejsza, ale nadal czuję się słabo. Przyznaję, że mam dość tego miejsca i chcę stąd jak najszybciej odlecieć. Niech wszystkie mroczne siły jakie chcą przejąć to miasto wyrżną się spokojnie nawzajem, ja wrócę później - gdy pył opadnie, i dopiero wtedy zajmę się dalszym badaniem podziemi. W końcu one nigdzie nie uciekną. Żal mi trochę spoczywających w nich artefaktów, ale w tym stanie mogę co najwyżej prosić Smoki, by na wszystkich moich wrogów, którzy choćby je tkną spadła zaraza, wścieklizna, cholera i syfilis* (oraz parę innych chorób o których ostatnio czytałam).

Bo widzisz, w gospodach czasem się słyszy, że radcy miejscy to rządne pieniędzy i władzy demony, ale my mieliśmy nieszczęście odkryć, że tak jest w istocie. To jednak wchodzi na nerwy, gdy biegniesz do domu radczyni sprawdzić czy żyje, a w jej kominku znajdujesz śluz i przekonujesz się, że gdy tylko spuściłeś z niej oczy zawarła pakt z jakimiś mrocznymi siłami. Jakby nie wystarczyło, że cała gama paskudztw urządziła sobie bazę pod miastem to jeszcze mieszkańcy muszą się demonić! Jakkolwiek wycięcie w pień całej tutejszej ludności byłoby ciekawą rozrywką i rozwiązało sporo problemów, o tyle nie mam ochoty zdobywać famy ludobójczyni. Gdybym chciała wyżynać miasta zostałabym w domu i zarządzałabym oddziałami. Ja jednak zawsze wolałam działać na mniejszą skalę, przy czym mam wrażenie, że ostatnie wypadki mogą zmusić mnie do zmiany polityki, jako że imperialny legion zmierza w naszą stronę... Ciężko mi powiedzieć kto ma większego pecha - my czy oni. Będziemy próbować skierować ich na te paskudztwa, które nas nękają, wtedy może nawet Błogosławionej Wyspie uda się spełnić jakiś dobry uczynek z pożytkiem dla Kreacji. Albo chociaż dla nas.

Mam nadzieję, że przynajmniej u Ciebie wszystko w porządku i niszczycie każdego wroga, jaki wejdzie Wam w drogę. Wiem, że podobnie jak mnie, Ciebie też denerwuję, gdy nie masz okazji nikogo sprać przez długi czas. Stąd mam nadzieję, że chociaż Ty uciąłeś komuś łeb.

Tak więc pomyślnych starć! I zawiadom mnie, jeśli pokonasz jakiegoś demona. To na pewno poprawi mi humor.

Twoja poobijana i wkurzona siostra,
                                                    Serena


*wszystkie choroby wzięte z podręcznika, kolejno: Plague, Rabies, Cholera i Syphylis (strony 352-3)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz