czwartek, 19 maja 2011

Eurythmy 4 "Pierwszy dzień w pracy jest zawsze pamiętny"

Jagoda szła szybkim krokiem przez miasto. Był wieczór, drogę oświetlały palące się lampy. W sklepach i na ulicy widać było gromady uczniów, którzy cieszyli się ostatnim dniem wolnego. Nikt nie zwracał uwagi na świeżo mianowaną obrończynię dobra i jej maskotkę, śpieszących na miejsce walki.
- To wygodne, że ludzie cię nie widzą - zauważyła Jagoda. Była świadoma, że z perspektywy przypadkowego przechodnia wygląda to tak, jakby mówiła do siebie, ale nie przejmowała się tym za bardzo.
- Gdy mnie tworzono specjalnie wbudowano we mnie zaklęcie, które sprawia, że ludzie nie władający magią mnie nie postrzegają. W razie konieczności mogę je wyłączyć - Mordka wyraźnie nie szczędził informacji o swoich możliwościach, co zdaniem Jagody było bardzo pozytywnym aspektem jej nowego współtowarzysza. - To bardzo przydatna funkcja, gdyż mogę stale przebywać w twoim pobliżu. Moi wykładowcy często narzekali na czasy, gdy jeszcze nie wynaleziono tej metody i musieli oni nieustannie się chować lub udawać pluszowe zwierzaki. To nieco deprymujące, gdy bardziej obawiasz się, że przyjaciółka twojej współpracownicy odkryje kim jesteś niż kolejnego starcia z siłami zła.
- Nie da się ukryć - zgodziła się dziewczyna, jednocześnie wymijając grupę studentów, którzy zablokowali jej drogę. - Wspominałeś, że nasz przeciwnik siedzi w tej okolicy od dwóch tygodni. Wiesz może o nim coś więcej?
Mordka pokręcił głową.
- Jedyne informacje jakie udało mi się pozyskać są mało istotne. Wiadomo, że nazywają go Delwen i jest raczej mało znaczącą postacią. Od paru lat pracuje jako wojownik i był najmowany przez różnych Złych, ale nie odniósł większych sukcesów. Nie posiadam żadnych danych dotyczących jego mocy ani zdolności.
- Cóż, ma sens. Gdyby to był ktoś potężny raczej nie wysyłaliby nowicjuszy. W którą stronę teraz? - spytała, dobiegłszy do skrzyżowania.
- Wciąż prosto. Cóż, swego czasu zwykłą praktyką było wysyłanie nowicjuszy przeciwko silniejszym przeciwnikom. Podobno dzięki temu szybciej zdobywali doświadczenie, ale w końcu ktoś zauważył, że trochę lepsi wojownicy słabo wynagradzają duże straty kapitału ludzkiego. Dlatego będę wdzięczny jeśli zrobisz wszystko, by nie umrzeć. - Jagoda zaczęła podejrzewać, że to trema przed pierwszą walką sprawia, że Mordka jest tak gadatliwy. Nie wyglądał na zdenerwowanego tak jak wtedy, gdy się przedstawiał, ale gdzieś w jego słowach można było wyczuć lekkie napięcie. Może to i lepiej, że jego stremowanie przed walką nie było tak obezwładniające, jak to pojawiające się przy nawiązaniu kontaktów z nieznaną osobą.

Pięć minut później oboje doszli do sporego placu. Tak naprawdę nie był on przesadnie duży, ale otaczały go niespecjalnie wysokie budynki, za którymi znajdowały się nieco większe budowle, a dopiero za nimi stały biurowce i wieżowce. W rezultacie plac wyglądał z góry jak swoiste zagłębienie terenu. Był on w większości pusty, za wyjątkiem fontanny wypełnionej drobniakami, które studenci wrzucali na pomyślność w nowym semestrze, trzech niedużych budek z jedzeniem, kiosku i pewnej ilości miejskiej zieleni. Po placu krążyła spora liczba ludzi, w tym kilka zakochanych par okupujących ławki.
- To on - Mordka wskazał łapką na siedzącego przy fontannie mężczyźnie. Nie wyróżniał się on jakoś szczególnie i Jagoda w pierwszej chwili wzięła go za jakiegoś pijaczka lub bezrobotnego. Nosił on beżowy, znoszony płaszcz, który na pewno pamiętał lepsze czasy. Na nogach miał solidne, ale mocno zabrudzone buciory. Głowę okalały potargane brązowe włosy i wyglądało na to, że od dłuższego czasu nie widziały one szamponu. Twarz prezentowała się niewiele lepiej, kilkudniowy zarost, lekko zaczerwieniony nos i znudzone spojrzenie gwarantowały, że żaden z przechodniów nie próbował go zaczepiać. Nie chodziło o to, że wyglądał zadziornie lub niebezpiecznie. Mężczyzna sprawiał wrażenie, jakby znalazł się tutaj całkiem przypadkowo i jedynie chwilowo odpoczywał przy tej fontannie z zamiarem udania się za jakiś czas do najbliższego sklepu monopolowego. Z tego powodu mijający go ludzie ignorowali ten widok nizin egzystencji z nadzieją, że niedługo sam sobie stąd pójdzie.
Cóż, czas by ktoś się wyłamał.
Jagoda powoli podeszła do swojego domniemanego przeciwnika, który leżał rozwalany na ławce, opierając się o tył fontanny. Dziewczyna pochyliła się nad nim studiując bliżej jego wygląd. W nos uderzył ją nieprzyjemny zapach, kojarzący się z przepoconymi skarpetami. Mężczyzna wyglądał na otumanionego i w żaden sposób nie zareagował na nagłe pojawienie się badaczki kontemplującej jego cokolwiek podłą i cuchnącą egzystencję.
Świeżo mianowana wojowniczka odczekała jeszcze chwilę, po czym złożyła ręce i oznajmiła:
- Osiem punktów na dziesięć za maskowanie się. Od bezdomnego lub pijaka bardziej by jechało. Podziwiam pomysł z puszką - tu skierowała spojrzenie na niepozorną puszkę po piwie stojącą pod ławką - ale wystarczy podejść bliżej, by zdać sobie sprawę, że to z niej dochodzi niemiły zapach.
Przez chwilę nic się nie działo, ale po kilkunastu sekundach domniemany sługa zła podniósł głowę i potarł czoło, jak gdyby próbował oprzytomnieć.
- To ty jesteś tą obrończynią dobra i sprawiedliwości? - spytał mężczyzna. Jego twarz nie wyrażała absolutnie niczego, a ton głosu sugerował, że nie przywiązuje on zbytniej wagi do całej sytuacji. Można było odnieść wrażenie, iż został on tylko wrobiony w ciągnącą się przez miliony lat walkę między dobrem i złem, a tak naprawdę nie marzy o niczym innym jak tylko wcześnie wrócić do domu, by zdążyć na odcinek swojego ulubionego serialu.
Jagoda rozpoznawszy w swoim przeciwniku trzeźwego realistę, powitała go jak bratnią duszę.
- Świeżo mianowana - uściśliła konwersacyjnym tonem. - I przepraszam za spóźnienie, ale targowałam się o wysokość płacy i chwilę nam na tym zeszło.
- A, to nic dziwnego, że przez ostatnie dwa tygodnie siedziałem na próżno. Naprawdę nie rozumiem po co wysłali mnie w to miejsce - stwierdził bezbarwnym tonem, jakby cała sprawa tak naprawdę nie dotyczyła jego, ale kogos innego. - Tu nic nie ma.
- Może po to kazali ci tu siedzieć, żeby wyglądało jakby jednak coś było - zasugerowała Jagoda.
Mężczyzna spojrzał na nią wciąż nieco tępym, ale już bardziej zainteresowanym wzrokiem.
- Tak, to nawet byłby dobry powód, by ktoś ślęczał jak kołek w jednym miejscu, ale bardzo kiepski, by wciągnąć jakąś przypadkową uczennicę w te ciemne sprawki - stwierdził, wstając powoli. Sięgną do kieszeni i wyciągnął z niej coś co wyglądało jak niebieski kamień z wyrytymi na nim znakami.
- Wydajesz się być sympatyczną dziewczyną i nie mam ochoty robić ci krzywdy - przyznał - ale kazali mi rozprawić się z każdym przeciwnikiem, który się pojawi. Więc nie miej urazy, gdybym cię przypadkiem zabił - wyjaśnił.
- Ty też - odparła krótko Jagoda. Spojrzała szybko na Mordkę, który zrozumiał wiadomość i natychmiast rozpostarł alternatywną rzeczywistość wokół nich. Nie wyglądało to jakoś szczególnie efektownie. Po prostu w jednej chwili znajdowali się na pełnej ludzi ulicy, by za chwilę stać tam tylko w trójkę. Dziewczyna poczuła lekkie rozczarowanie wobec braku widowiskowego rozprzestrzeniającego się kręgu i czerwonawej poświaty, ale szybko wróciła myślami do rzeczywistości.
Delwen ścisną kamień, który rozświetlił się jasnym blaskiem, Jagoda odskoczyła jednocześnie aplikując moc w bransoletkę. Nastąpił błysk.

To co wydarzyło się w następnej chwili stanowiło naprawdę dziwaczny widok. Jagoda, która dzięki jednemu z zaklęć Mordki wskoczyła na budkę z jedzeniem na wynos stała tam półnaga, a jej zacięta mina sugerowała wielki wysiłek. Jaskrawe i błyszczące fale energii latały wokół niej, a z jakiegoś nieokreślonego miejsca zdawała się płynąć radosna, syntetyczna melodia. W normalnym przypadku mogłoby to uchodzić za zwykłą scenę transformacji.
Gdyby nie to, że z jakiegoś nie do końca zrozumiałego powodu się zacinała.
Fale energii to ruszały to zatrzymywały się, a dochodząca z oddali muzyka przerywała. Sama transformacja też nie była płynna. Nagle kakofonia jeszcze się zwiększyła a zmiana zaczęła nie tyle przerywać co skakać od fragmentu do fragmentu. Zarówno Mordka jak i Delwen zdali sobie sprawę co się działo. Jagoda próbowała najpierw zatrzymać, a teraz "przewinąć" tranformację. Nastąpił błysk sugerujący koniec i oto oczom obu obserwatorów ukazało się najbardziej wkurzone magiczne stworzenie, jakie mieli okazję widzieć. Z okrzykiem niekrytej frustracji Jagoda spojrzała na liliowe rękawiczki, przykrótką, różowiótką sukienkę z tyloma falbankami ile można było dodać i magiczną laskę, która wyglądała jak tania zabawka z Chin. Dziewczyna z rozmachem zdjęła zdobiącą jej głowę czapkę i wyrazem absolutnego obrzydzenia skwitowała widok wściekle różowej powiekszonej wersji czepka, jaki noszą niemowlaki. Cisnęła go na ziemię i zaczęła deptać brokatowymi szpilkami, jednocześnie przeklinając głośno we wszystkich językach jakie choć trochę znała. W akompaniamencie najsprośniejszych i najbardziej opisowych epitetów polskich, japońskich, angielskich i rosyjskich oznajmiła światu co myśli o walczeniu w tego typu ciuchach jednocześnie wciąż wyładowując złość na winnej swej brzydoty czapce. Jagoda wyglądała jak demon wcisnięty w strój karnawałowy, jej biust podskakiwał dziko, gdyż kostium był wyraźnie projektowany z myślą o płaskiej osobie, a włosy były rozwiane dziko, ponieważ z nie do końca zrozumiałego powodu podczas tranformacji trzymająca je gumka gdzieś zniknęła.

Delwen okazał się nadzywaczaj wyrozumiałym wrogiem i dał Jagodzie całą minutę na wyładowanie stresu, jednocześnie doceniając jej zasób słownictwa. Po upływie tego czasu machnął ręką w stronę dziewczyny.
Kula niebieskiej energii pojawiła się nie wiadomo skąd i natychmiast uderzyła, jednocześnie eksplodując w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą miotała się wytrącona z równowagi obrończyni dobra. Obecnie jednak przykucnęła ona na balkonie pobliskiego budynku i patrzyła na dymiące resztki dachu budki. Mordka wisiał w powietrzu niedaleko niej. Jagoda zdawała sobie  sprawę z niebezpieczeństwa, jakie pociągała za sobą dyskusja w trakcie walki, ale nie była w stanie stłumić swojej złości.
- Co to ma do cholery być?! Nic nie wspominałeś, że będę musiała walczyć ubrana w te szmaty! - krzyknęła do Mordki.
Kolejna niebieska kula sprawiła, że balkon przestał istnieć, a kilka kolejnych porobiło dziury w różnych częściach budynku, które dziewczyna mijała podczas uników.
- Bo nie wiedziałam, że tak źle to przyjmiesz! - odpowiedział jej stworek, którego końcówka ogona była lekko osmalona od ostatniego ataku. - Wydawało mi się to tak nieistotne, że zapomniałem o tym powiedzieć!
Oboje gwałtownie zmienili kierunek ucieczki, unikając kolejnego ataku i wzlecieli w powietrze lądując na domie mieszkalnym, gdzie wznowili ucieczkę.
- Nieważne?! - Jagoda prawie się popluła. - Co za kretynka walczyłaby w szpilkach?
- Mają wbudowane zaklęcie stabilizujące, więc nie ma zagrożenia, że skręcisz sobie kostkę - uściślił automatycznie Mordka, ale wiedział, że nie w tym tkwi problem.
Jagoda przeskoczyła na następny budynek wciąż goniona przez kolejne niebieskiej wyładowania.
- Mam cholerne siedemnaście lat! W takie ciuchy możecie wpakować przedszkolaka, a nie prawie dorosłą kobietę. Za... - Jagoda najwyraźniej chciała podkreślić swoje słowa przez dodanie za jaki czas ma urodziny, ale nie udało jej się, gdyż kilka lecących za nią kul złaczyło się w jedną i olbrzymi ładunek energii wybuchł tuż za jej plecami.
Delwen ziewną lekko. Nie spodziewał się, że będzie szło tak gładko. Uderzył przy pomocy magii w okolice eksplozji na wypadek gdyby dziewczyna jakoś uskoczyła przed atakiem, ale wyglądało na to, że walka się skończyła.
Rozejrzał się, ale nie dostrzegł swojej przeciwniczki na żadnym dachu. Nic nie zakłócało ciszy w tym sztucznie wytworzonym wymiarze.
- AAAAAAAAARGGGGGGGHHHH!!!!
Najemnik obejrzał się. W oddali dziewczyna biegła ulicą w jego stronę. W wyciągniętej przed siebie ręce trzymała swoją magiczną różdżkę, która świeciła jasno, napromieniowana energią. Przyszedł czas na kontratak.
Mężczyzna chciał zaatakować, ale powstrzymał się. Jagoda była zbyt daleko, by mógł celnie trafić i wyraźnie była gotowa w każdej chwili uderzyć. W przeciwieństwie do niej Delwen nie miał do dyspozycji pomocniczej magii, dzięki której mógłby szybko uniknąć nagłego ataku. Gdyby teraz wystrzelił w stronę swojej przeciwniczki i spudłował, wywołana w ten sposób eksplozja skutecznie ograniczałaby jego pole widzenia uniemożliwiając mu dostrzeżenie potencjalnego kontrataku. Nie pozostało mu zatem nic innego jak tylko poczekać aż dziewczyna znów znajdzie się w zasięgu celnego strzału lub zaatakuje. Wyglądało jednak, że to drugie nastąpi jako pierwsze, gdyż różdżka utonęła w białym blasku, a Jagoda krzyknęła:
- AAAA MAAAAAAASZ!
Delwen w duchu miał tylko nadzieję, że to nie bedzie atak obszarowy. Niech to będzie jakiś nieduży promień przed którym da się uskoczyć.
Kontur różdżki znów stał się widoczny, gdy moc skumulowana na czubku zamigotała.
I zgasła.
Jagoda stanęła.
Delwen, który ustawił się wpozycji defensywnej spojrzał lekko zagubiony.
Dziewczyna podniosła jeszcze raz różdżkę i wycelowała nią w przeciwnika. Laska zaświeciła się mocnym światłem i znowu zgasła.
Mężczyzna jeszcze przez chwilę stał nie rozumiejąc co się dokładnie stało. Jednak Jagoda, która chwyciwszy różdżkę zamachnęła się i z całej siły uderzyła nią o chodnik z okrzykiem "TY KUPO ZŁOMU!" okazała się być dostatecznym wyjaśnieniem, gdyż sekundę później w jej stronę poleciała kolejna salwa niebieskich pocisków.
Gdy dym się rozwiał ulica była pusta. Delwen rozejrzał się, ale brak było oznak kolejnej próby kontrataku. Oczekiwanie przedłużało się, ale alternatywny wymiar pozostał aktywny co oznaczało, że strona dobra wciąż nie zrezygnowała z walki.

Ukryci w jednym z biur pobliskiego wieżowca Mordka i Jagoda próbowali ustalić co robić dalej. Dziewczyna korzystając z okazji wywaliła szpilki do kosza, a teraz popijała wodę z automatu próbując jakoś dojść do siebie.
- Nie wiem czemu nie możesz wykonać ataku - stwierdził mordka po szybkim przyjrzeniu się różdżce. - Wszystkie systemy działają sprawnie. Nie powinnaś mieć problemu z przepływem mocy.
- Ale miałam - ucięła niezadowolona dziewczyna. - To ustrojstwo w ogóle nie chce się mnie słuchać. Próbowałam też przywrócić mój dawny strój, ale bez powodzenia. To tak, jakby coś uniemożliwiało zmianę ustawień fabrycznych - mruknęła z namysłem.
Wzięła różdżkę w rękę i jeszcze raz spróbowała przy jej użyciu wykonać atak. Rezultat był jednak identyczny jak ostatnim razem. Gdy i druga próba się nie powiodła, Jagoda z frustracją uderzyła laską o ścianę.
- To chyba nie pomoże... - Mordka próbował zaoponować przeciwko tak niedelikatnemu posługiwaniu się tym zaawansowanym wytworem myśli techniczno-magicznej, ale Jagoda zgromiła go wzrokiem.
- A masz lepszy pomysł? Bo nie chcę nic mówić, ale ciężko wygrać magiczną walkę, gdy twoja jedyna broń odmawia współpracy, a ty musisz walczyć w wyjątkowo niewygodnym stroju - wypomniała swojemu współpracownikowi.
Laska jeszcze raz z hukiem spotkała się ze ścianą. Dziewczyna opadła na podłogę i popatrzyła smętnie na nieposłuszny artefakt.
- Dostałeś chociaż na to gwarancję? - spytała. Było widać po niej, że wciąż jest zdenerwowana i próbuje jakoś ułożyć myśli.
- Nie - przyznał Mordka. - Ale mogę później złożyć reklamację. Chociaż nie wiem czy ktoś wcześniej tego próbował. Zazwyczaj gdy urządzenie przestaje działać wynika to z jakiś zakłóceń. Jeśli ma się dość środków można ustawić specjalne pole, które sprawia, że magiczne urządzenia mają problemy z działaniem, przy czym wtedy od razu wiedziałbym skąd bierze się źródło naszych kłopotów.
- Innymi słowy, problem leży po mojej stronie - stwierdziła Jagoda.
Mordka obruszył się.
-Tego nie powiedziałem! - wykrzyknął.
- Ale ja tak sądzę - oznajmiła twardo Jagoda, która znów wygladała na zdenerwowaną. Poderwała się na nogi i machnęła wrogo różdżką. - Mówiłam już, że jestem niewłaściwą osobą i jestem przekonana, że stąd wynikają moje kłopoty z używaniem tego czegoś. Nie mniej zgodziłam się pełnić rolę wojowniczki światła doskonale o tym wiedząc. Dlatego pokonam tego zapchlonego żulo-maga, choćby wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie!
Mordka spojrzał na nią przerażony. Jego mina jasno dawała do zrozumienia co myśli o takim śmiertelnym połączeniu brawury i dumy.
- Ale twoja broń wciąż nie działa!
- To sprawię, że zacznie - odgryzła się dziewczyna.
- Ale wcześniej nie byłaś w stanie mu zagrozić!
- Za mało się starałam! - warknęła.
- Nie masz z nim szans! - wykrzyknęła zdesperowana maskotka.
Jagoda zapowietrzyła się na moment. Szybko jednak odzyskała równowagę ducha. Spojrzała na swojego towarzysza i spytała z nutą smutku:
- Aż tak we mnie nie wierzysz?
Mordce zabrakło słów, gestów, argumentów, czegokolwiek co mogłoby powstrzymać narwaną wojowniczkę.
Dziewczyna wyminęła go i zaczęła myszkować po biurze szukając czegoś co mogłoby jej pomóc w skutecznym kontrataku.

Delwan siedział znudzony przy fontannie. Jego przeciwniczka zniknęła już chyba dobrą godzinę temu. A może tylko pół? Mężczyzna rozejrzał się z niesmakiem. Czas zawsze mu się dłużył w alternatywnym wymiarze, gdy nie walczył. Właściwie nikt nie był pewien jak tak naprawdę upływ czasu działał w sztucznym świecie w porównaniu do prawdziwego. Większość osób twierdziła, że w alternatywnym wymiarze płynie wolniej, ale nikt nie wiedział czy było to tylko subiektywne odczucie czy rzeczywisty stan rzeczy. Jedna z bardziej popularnych hipotez głosiła, że było to spowodowane faktem iż używano go głównie do toczenia walk. Podwyższony poziom adrenaliny i przyśpieszające reakcje zaklęcia niewątpliwie popierały pierwszą teorię, jednak nikt nie wykluczał iż duże nagromadzenie magii mogło zaburzać przepływ czasu.
Delwen spojrzał znudzonym wzrokiem na poruszające się wolniej niż zwykle wskazówki zegara stojącego w rogu placu. Naprawdę, kogo to obchodziło? Mogliby zwyczajnie przyznać, że tak - czas płynie wolniej.
- Mogłaby przyjść - stwierdził zrezygnowanym głosem. - Śmierć z nudów byłaby niewątpliwie skuteczna, ale wolałbym zginąć w jakiś bardziej widowiskowy sposób. Nawet ta festyniarska różdżka nie byłaby taka zła jako narzędzie mordu.
Po tych słowach znowu zamilkł, a pełznące minuty wróciły do powolnego duszenia go nudą. Dopiero dziesięć minut później (według zegara, według samego zainteresowanego "dekadę później") mężczyznę wyrwała z otępienia kolejna próba ataku. Jego przeciwniczka najwyraźniej próbowała ostrzelać go z dachu jednego z budynków, ale atak ponownie nie wyszedł, gdyż jedynym efektem było nagłe uaktywnienie się jej aury. Delwen wystrzelił w tamtym kierunku. Przez moment nie było nic widać, gdy eksplozja zasłoniła dach, ale nie minęło pięć sekund, gdy z dymu wystrzelił ludzka sylwetka. Postać leciała prosto w jego stronę. Najemnik posłał w jej stronę kolejny pocisk, ale jego przeciwniczka zmieniła lekko tor lotu omijając go. Wojownik zła w myślach przeklął niezwykłą przydatność w walce zaklęcia lewitacyjnego i rozpoczął regularny ostrzał lecącej w jego stronę postaci. Powietrze zaroiło się od niebieskich eksplozji, pośród których ledwo widoczna była różowawa sylwetka dziewczyny.
- Zgiń wreszcie - mruknął zdenerwowany Delwen, koncentrując swoją moc. Kamyk, który trzymał w ręku rozbłysną silniejszym blaskiem, mężczyna wyciągną przed siebie rękę i olbrzymi niebieski promień wystrzelił w stronę wiszącej w powietrzu postaci, gdy ta zatrzymała się na sekundę, by uniknąć wcześniejszych ataków. Strumień energii bezlitośnie uderzył w nią. Okolica rozbłysła oświetlona jasnością tego wyładowania. Delwen przymrużył lekko oczy, obserwując niewielki cień spadający na ziemię.
Podszedł powoli w jego stronę, krzywiąc się lekko.
- Chyba trochę przesadziłem...
Jednak im bardziej zbliżał się do pokonanej przeciwniczki, tym bardziej odnosił wrażenie, że coś było nie tak. Czegoś brakowało. Niestety, nie mógł sobie uświadomić czego. Niejasne podejrzenia sprawiały, że nieprzytomna dziewczyna zdawała się deformować w jego wyobraźni.
Gdy atak uderzył. Co się wtedy stało? Na pewno nie uniknęła go, a gdyby użyła bariery byłoby to widoczne. Musiała przyjąć na siebie atak. A to musiało boleć...
Dopiero wtedy do niego dotarło. Dziewczyna nie krzyczała, choć atak powinien sprawić jej sporo bólu, a mało prawdopodobne było, by od razu straciła przytomność. Jeszcze raz spojrzał na leżące w oddali ciało. Iluzja prysła i jego oczom okazał się na wpół zniszczony stojak na ubrania, na który ktoś nałożył różowy sweter i obwiązał go jasnymi chustami.
Delwen chciał się odwrócić, ale zrozumienie przyszło o sekundę za późno. Zdążył tylko kątem oka uchwycić cień tuż za sobą, po czym wyjątkow bolesne uderzenie w tył głowy pozbawiło go przytomności. Na wszelki wypadek za nim poszło drugie, gwarantujące, że jego nowo nabyty guz nie będzie czuł się samotnie. Mężczyzna padł na chodnik jak worek ziemniaków.
- Wolałabym wygrać w jakiś bardziej efektowny sposób - stwierdziła Jagoda, sprawdzając czy jej magiczny artefakt wciąż jest w całości po tym jak wykorzystała go w roli broni obuchowej.
Unoszący się w powietrzu obok niej Mordka patrzył z podziwem na swoją towarzyszkę i pokonanego przeciwnika.
- Uważam, że był efektowny - stwierdził. - Do tej pory nie uświadomiono mnie, że istnieje możliwość wykorzystania magicznego przewodnika w tej formie w ten sposób.
Jagoda potrząsnęła głową z zadowoleniem, gdy po bliższej inspekcji nie znalazła żadnego pęknięcia na swojej broni.
- Ale jak już się wie, to nie jest to nic szczególnego. I wygodniej by było, gdybym mogła go zmieść jednym atakiem na samym początku walki. Nie musiałbyś tworzyć tej iluzji.
Maskotka spojrzała na dziewczynę z lekkim uśmiechem.
- Dobrze, że się udało. Jak mówiłem, tworzenie iluzji nie jest moją mocną stroną i znam tylko kilka podstawowych czarów, gdyby nasz przeciwnik użył jakiegokolwiek zaklęcia wspomagającego widzenie przebiłby się przez nią i zdał sobie sprawę z zasadzki nim zdążyłabys przekraść się za niego.
- Raczej przebiec - zauważyła. - Gdyby nie twoje zaklęcie przyśpieszające w życiu bym nie dała rady przedostać się ze szczytu tego budynku tutaj w czasie krótszym niż minuta. I chyba mogę to uznać za oficjalne zwycięstwo? Nasz wróg się nie rusza i raczej szybko nie oprzytomnieje - stwierdziła jednocześnie szturchając Delwana butem.
- To zdecydowanie twoje zwycięstwo - oznajmił rozpromieniony Mordka.
Jagoda rzuciła mu szybkie spojrzenie, pełne nadziei.
- Nie ma żadnych dodatkowych wrogów którzy nas zaraz zaatakują? Mogę wreszcie zdjąć z siebie to paskudztwo? - upewniła się, zerkając jednocześnie na obrzydliwą różową sukienkę, którą wciąż miała na sobie.
Istocie zrobiło się lekko żal swojej współpracownicy.
- Tak. W pobliżu nie powinno być żadnych innych wrogów - zapewnił ją.
Jagoda natychmiast wstrzymała napływ magicznej mocy do urządzenia. W mgnieniu oka wróciła do swojego poprzedniego ubrania, a winny jej ostatnich stresów talizman wisiał na ręce, wyglądając tak samo kiczowato jak zawsze.
-Więc jednak można to było zrobić bez niepotrzebnego rozbierania i błysków - zauważyła ironicznie, wyraźnie odnosząc się do sceny transformacji.
Parę sekund później poczuła lekkie szarpnięcie, gdy jej ciało wróciło na niezniszczony plac, zapełniony ludźmi. Jedyną różnicą było to, że udający bezdomnego najemnik nie siedział przy fontannie, jak wcześniej, a według zegara minęło około godziny od momentu, gdy przenieśli się do alternatywnego wymiaru.
- Co z nim? - spytała, najwyraźniej ciekawa dalszych losów swojego przeciwnika.
- Pewnie nic - stwierdził spokojnie Mordka. - Sprzątacze odeślą go do jakiegoś szpitala i tyle.
- Sprzątacze?
- Specjalistyczna jednostka nadzorująca poprawne funkcjonowanie alternatywnych wymiarów. Nie znam szczegółów, bo Altery to specjalistyczna forma magii, ale ich zadaniem jest dostrajanie i reperowanie ich po każdej walce oraz zajmowanie się wszelkimi pozostałymi w nich osobami.
Jagoda spojrzała w zamyśleniu na neonowe reklamy porozwieszane przy niektórych sklepach. Nad miastem rozciągał się już wieczór.
- Ci Sprzątacze. Po czyjej są stronie? - spytała, lekko zaniepokojona.
- Po niczyjej - zapewnił ją natychmiast Mordka. - To specjalna, bezstronna jednostka.
- Naprawdę? - Jagoda wyraźnie wątpiła, że sprawa wygląda aż tak prosto.
Stworek westchnął. Dziewczyna miała wyjątkowy talent do wyciągania niewygodnych prawd.
- Jedna z niewielu kooperacyjnych jednostek - przyznał z ciężkim sercem. - W jej skład wchodzą najbardziej utalentowani przedstawiciele obu stron w równych proporcjach. Dlatego nazywa się ją bezstronną. Zresztą ich zadaniem jest tylko i wyłącznie zajmowanie się Alterami. Każda osoba które spróbuje zakłócić walkę lub wspomoże którąś ze stron jest automatycznie wyrzucana z jednostki. I dostaje wilczy bilet.
- Jak wygląda taki wilczy bilet? Nie wpuszczają winnego do magicznego urzedu pracy? - Jagoda dalej wierciła sprawę.
- Nie, używa się specjalnego zaklęcia, które zostawia ślad na aurze. Można powiedzieć, że to najgorsza forma ostracyzmu. Każda osoba świadoma swojej mocy jest w stanie dostrzec ten stygmat. Coś takiego całkowicie przekreślona całą magiczną karierę.
Dziewczyna chyba dalej nie do końca pojmowała ten koncept, bo ponownie spytała z niedowierzaniem:
- Wyrzucają taką osobę z pracy, bo pozwoliła sobie na chwilę słabości?
Mordka pokręcił głową. Jedna z rozświetlających plac lamp zamigotała nad nim.
- Wyrzucają ją, bo taki czyn oznacza złamanie umowy między stronami. Między Światłem, a Mrokiem. A takich paktów nie łamie się bezkarnie.
Lampa na chwilę przygasła, by po chwili z pełną mocą oświetlić samotną sylwetkę dziewczyny. Nikt poza nią nie widział małego, żółtego stworka unoszącego się w powietrzu i wyjaśniającego z poważną miną reguły rządzące tą dziwną, ponadwymiarową wojną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz